Paediprotect Gesichtssonnencreme SPF 50+ Krem przeciwsłoneczny do twarzy SPF 50+

Krem kupiłam pod wpływem chwili. Kosztował chyba 5zl na wyprzedaży pod koniec lata. A że używam spf50 na okrągło to stwierdziłam że biorę w ciemno. Pingwinek mnie przekonał. Tu beczka jest malutka w związku z czym krem starczył mi na około miesiąc. Jest to typowy krem spf: tłusty, treściwy. Trochę jednak się wchłania, błysk dociskam chusteczką i nakładam podkład. O dziwo makijaż na tym tlusciochu trzyma się lepiej niż na tych niby invisible z Garniera które się po prostu rolują. Na jesień i początek zimy jak znalazł. Zabezpiecza cerę przed słońcem i przed zimnem.

Krem kupiłam jako gorącą nowość w Rossmann - urzekło mnie urocze opakowanie z pingwinkiem (choć niepotrzebnie sugeruje, że jest to produkt tylko dla dzieci), bardzo wysoka ochrona SPF50+ oraz UVA (w kółeczku) oraz obietnica działania pielęgnacyjnego - wsparcie tworzenia się kolagenu. Na plus naturalny skład - bez mikroplastików etc. oraz wyciąg z jabłka w składzie. Na plus, że krem nie podrażnia oczu, ale trzeba uważać, żeby się do nich dostał. A ponieważ konsystencja jest dość lekka, wiec jest takie ryzyko - wiem, bo sprawdziłam :) Wtedy można przetestować, że krem nie jest wodoodporny, bo spływa na biało wraz z łzami :) Tubeczka jest malutka - to w końcu tylko 30 ml. Ale jest miękka i bardzo wygodna - można łatwo i precyzyjnie wydobyć produkt do końca. Inicjalnie jest zabezpieczona sreberkiem. Można rozciąć opakowanie na koniec. Konsystencja jest lekka, trochę żółtawa. Bardzo łatwo się rozsmarowuje, nie bieli. Krem jest całkowicie bezzapachowy. Niestety potrafi się mocno świecić i trochę lepić, jeżeli się nie wchłonie. Może tak być na skórze dorosłej twarzy, która nie jest sucha. Ja mam cerę mieszaną i na co dzień stosuję rozbudowaną pielęgnację, w tym nawilżającą, więc krem u mnie się mocno wyświeca. Jednak jest tak przyjemny w noszeniu, że zdarzyło mi się zapomnieć, że go mam i że wyglądam jak latarnia :) Na skórze dzieci zachowuje się zupełnie inaczej - w 15 minut ładnie się wchłania do matu. Jest jednak jedna rzecz, w której jest problematyczny. Potrafi się po jakimś czasie od noszenia lekko rolować, jakby wykruszać. Przez co trudno go reaplikować bez zmycia. Nie można też nakładać go niżej niż na twarz - nawet u dzieci - bo na szyi potrafi się zbrylić. Ze świeceniem się radziłam sobie sypkim pudrem i w większości przypadków nie rolował się, a kruszył tylko w newralgicznych miejscach jak wokół ust czy nosa. Mam wrażenie, że zależy to też od pielęgnacji pod nim. Na pewno będzie się bardziej wykruszał na żelowym serum. W przypadki używania kremu u dzieci nie ma takich dylematów. Być może nie będzie ich też w przypadku suchej skóry. Mimo tych mankamentów po lekkim przypudrowaniu tego kremu cera wygląda wyśmienicie. Oczywiście zależy też sporo od pudru, ale skóra jest naturalnie świetlista i ujednolicona. Trudno ocenić walory pielęgnacyjne w postaci wspomagania powstawania kolagenu oraz działania ekstraktu z jabłek, ale coś w tym musi być. Krem zastępuje krem pielęgnacyjny na dzień. Co do wydajności, to jest standardowa. Wiadomo, że to, na ile starczy zależy czy używamy codziennie, rodzinnie czy tylko na małe twarze dzieci i jak często re-aplikujemy. Tutaj konsystencja ani nie wydłuża ani nie skraca czasu używalności - jest w punkt. Reasumując, jeżeli ktoś może sobie pozwolić na ciut większy wydatek za krem niewodoodporny - około 30-40 złotych za 30 ml kremu, to polecam spróbować. Kwestia potencjalnego wykruszania się i świecenia jest względna - zależy od stanu i typu skóry. U dzieci nie było żadnego problemu, jeżeli był tylko na twarzy, a do tego jest przecież dedykowany. Dzieci go lubiły, dodatkowo dzięki sympatycznemu pingwinkowi, a to najważniejsze. Zaraz po ochronie, którą zapewniał, a wiadomo, że wiosenne słońce bywa zwodnicze.