Nowa linia od Lirene oczarowała mnie pięknymi opakowaniami i zapragnęłam wypróbować kilka produktów. Zwłaszcza, że zawsze przemawiają do mnie kosmetyki, które czerpią ze świata roślin i natury. Zaczęłam od balsamu migdałowego i niby jest bardzo dobrze, ale chyba nie wstrzeliłam się za bardzo z porą jego używania. Chciałam czegoś odżywczego, bo moja skóra na ciele w wysokich temperaturach mocno się wysusza, ale ten balsam chyba lepiej sprawdzi się jesienią/zimą. A to głównie za sprawą tego, że zostawia wyczuwalną warstwę na ciele, która do tego trochę się lepi.
Nie do końca właśnie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale u mnie ten balsam lepi się najbardziej na rękach i ramionach. Do tego stopnia, że przestałam go tam używać, bo strasznie mnie irytowało, że mam lepiące się ramiona podczas ciepłej pogody. Być może to kwestia tego, że na ramionach mam skórę raczej normalną i tam nie potrzebowałam aż takiego odżywienia, bo na reszcie ciała balsam nie powodował takiego efektu. Nogi, brzuch, pośladki, uda - tam przez chwilę zostawiał wyczuwalną warstwę, a następnie fajnie się wchłaniał, skóra była miękka i miła w dotyku. Bez problemu mogłam się ubrać. Tylko te ramiona takie felerne... Tak więc balsam jest bogaty i raczej do używania dla suchej i bardzo suchej skóry, bo na normalnej może powodować uczucie dyskomfortu.
Poza tym balsam naprawdę jest bardzo dobry. Pomaga suchej skórze zlikwidować to nieprzyjemne uczucie napięcia, mocno wygładza, zmiękcza i regeneruje. Skóra jest bardziej elastyczna, nawilżenie utrzymuje się przez długi czas i nie czuję potrzeby żeby dołożyć nieco balsamu w ciągu dnia. Fajnie likwiduje suche skórki i rogowaciejące miejsca na ciele, które u mnie często się pojawiają gdy skóra jest wystawiona na wiele różnych czynników np. mocne słońce, chłodna kąpiel, dokładanie kremu z filtrem, mycie, a to wszystko czasem w ciągu jednego dnia.
Balsam ma bogatą konsystencję, jest gęsty, jakby półprzezroczysty, w beżowym kolorze. Bardzo łatwo go rozsmarować i nie tworzy smug ani nie zastyga tylko ładnie wsiąka. Na skórze zostaje przez chwilę, po czym po paru minutach ładnie się wchłania zostawiając lekko wyczuwalną powłokę (u mnie tak to wyglądało poza niektórymi rejonami ciała jak wspomniałam wyżej).
Zapach jest bardzo przyjemny, wyraźnie czuć mleczko migdałowe, trochę też jakby wanilię. Jest to ciepły, relaksujący zapach, też bardziej pasuje na nieco chłodniejsze dni. Zapach nie jest bardzo trwały, czuć go dłuższą chwilę po aplikacji, ale po jakimś czasie przestaję go w ogóle czuć.
Na pewno trzeba pochwalić opakowanie i ogólna estetykę produktu. Bardzo ładna i wygodna tuba, z elastycznego plastiku, dobrze mi się jej używało. Pod koniec zalecam jednak przeciąć tubę, bo choć już ciężko było wycisnąć zawartość, to w środku chowało się całkiem sporo balsamu, na kilka dni używania.
Jako odżywczy, mocno nawilżający i ochronny balsam spełnia swoją rolę doskonale. Trzeba jednak dobrze określić potrzeby naszej skóry, bo może okazać się zbyt ciężki i mało komfortowy w aplikacji. Podoba mi się jego działanie, ale tylko w tych partiach ciała, które są bardziej wymagające. Myślę, że to naprawdę dobry kosmetyk, ale może nie być uniwersalny i nie wszystkim będzie odpowiadać. Chętnie go przetestuję ponownie zimą aby zobaczyć czy moja skóra przyjmie go jeszcze lepiej.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie