Action CU Later with Vitamin C Hydrating Refreshing Sheet Mask Maseczka w płachcie

Producent obiecuje rozświetlenie skóry, więc miałam nadzieję, że po jej zdjęciu moja buzia będzie wyglądała jak rozświetlona i faktycznie wypoczęta. Zamiast tego twarz była zmatowiona, pory faktycznie zwężone, a skóra delikatnie ściągnięta. A rozświetlenie? To chyba ktoś sobie trochę dopisał do opisu produktu. Zabawa z samą płachtą to inny temat. Wycięcia na oczy i nos to jakaś kosmetyczna tragedia, miałam wrażenie, że maseczka chce mnie zjeść! Coś ciągle zahaczało o powieki albo nachodziło na nos, a poprawianie tego to była gimnastyka na poziomie zawodowego jogina. Jeśli ktoś ma mniejsze lub większe oczy, to już w ogóle współczuję, bo dopasowanie tej płachty to sztuka sama w sobie. Na plus mogę zaliczyć ilość esencji, jest jej w sam raz. Po wyjęciu maseczki z opakowania nie zalałam siebie ani podłogi, a to już sukces. W saszetce nie zostało zbyt wiele nadmiaru, co akurat lubię, bo przynajmniej nie ma poczucia, że coś się marnuje. Konsystencja esencji w porządku, lekko lepkawa, ale do zaakceptowania. Szkoda tylko, że brak cytrusowego zapachu. No wiecie, opakowanie kusi żółciutką cytryną i pomarańczą, a tu ledwo wyczuwalny zapach. Chemiczny, taki nijaki, ani odstraszający, ani zachwycający. Trochę szkoda, bo liczyłam na coś bardziej energetyzującego. Samo opakowanie jest świetne, żółte, wesołe, aż chce się po nie sięgnąć. To taki produkt, który trochę poprawia humor już samym wyglądem. W dodatku wegańska formuła, co jest dużym plusem, bo wiadomo, że świadomość ekologiczna to teraz must-have. Jednak te problemy z dopasowaniem płachty i brak obiecanego rozświetlenia trochę mnie zniechęcają. Więcej po nią nie sięgnę.