Lirene Dermoprogram Power of Plants, Odżywczy peeling myjący do ciała Almond 

Seria urzekła mnie szatą graficzną oraz wariantami zapachowymi. Jest to odżywczy peeling myjący, ale jednak powiedziałabym, że jest to żel delikatnie pilingujący. Ma bardzo delikatne drobinki zawieszone w lekko olejowym żelu. Super się rozprowadza i ładnie nawilża skórę. Ścieranie jest słabe, więc mnie możemy tutaj oczekiwać gruboziarnistego zdzieraka. Jednak do codziennego użytku jest w sam raz. Zapach bardzo przyjemny, który zmywa się i pozostaje na skórze w bardzo delikatnym wydaniu. Peeling się pieni więc dobrze też zmywa zanieczyszczenia oraz lepiej pracuje. Skóra jest zdecydowanie wygładzona. Opakowanie to miękka tuba, z której łatwo wydobyć produkt do ostatniej porcji. Wydajność dobra.

Peeling ma wygodne opakowanie w formie tuby, którą stawiamy na nakrętce. Drobinki ścierajace są dobrze widoczne, konsystencja optymalna, dobrze rozprowadza się po ciele. Zapach jest dość mocno wyczuwalny i przypomina mi migdałowe ciasteczka, dlatego dobrze wpisuje się w jesienną pielęgnację. Peeling jest na tyle odżywczy, że nie muszę używać po nim balsamu, co mi odpowiada. Dobrze złuszcza martwy naskórek, pozostawiając skórę miękką i delikatną. Jeśli chodzi o moc ścierania, to jest taka średnia, ani za mocna, ani za słaba. Dobrze się spłukuje, nie podraznia i nie uczula. Jestem ciekawa innych wersji z tej serii i pewnie też po nie sięgnę przy okazji.

Cena regularna peelingu (24,99) przy jego małej pojemności (175 g) jest dość wysoka, mi udało się go kupić na żółtych rosmannowych wyprzedażach za 4,99. 96% składników pochodzenia naturalnego, produkt cruelty free, PAO 12 miesięcy. Opakowanie to tubka z zamknięciem na klik w stonowanych kolorach. Dolna część opakowania jest częściowo przezroczysta i można widzieć zawartość. Peeling ma jasnobrązowy kolor z widocznymi drobinkami ścierającymi z pestek z moreli. Zapach jest mocno, mocno migdałowy. Wydajnościowo nie jest dobrze, zapewne też ze względu na niewielki rozmiar. Peeling starczył mi na 4-5 użyć. I w sumie cieszę się, że tylko na tyle. Pomijając mocny i nieco drażniący zapach peeling ten, opisywany jako delikatny - moje ciało traktował brutalnie. Jest to też oczywiście kwestia skóry i jej wrażliwości - moja skóra jest bardzo wrażliwa na dotyk i kontakt z różnymi powierzchniami i strukturami. Ten peeling był dla niej zdecydowanie za mocny. Określiłabym go zasłużonym mianem zdzieraka. A że mam wannę, to siedząc w niej i go używając, czułam się jak na torturach, gdy czułam te drobinki na pupie. Było to dość mocno niekomfortowe. Sam peeling dobrze złuszcza, nie wysusza skóry, wygładza ją. Ale mojej skórze ponownie go nie zafunduję.

Nadaje się do częstego używania - nie podrażnia skóry, nie ściera jej zbyt mocno. Jak na peeling przystało, wygładza skórę. Dla mnie jest to działanie w sam raz. Jak to zwykle bywa z peelingami w tubie, jest to peeling "żelowy" (w odróżnieniu od peelingów w słoiku, które często są bardziej suche). Stężenie drobinek jest wystarczające i jeśli ktoś ma obawę, że więcej jest żelu niż drobinek, to tak nie jest. Peeling pachnie słodko, ale nie jest to słodycz, która mdli. Pomimo, że często unikam słodkich zapachów, to ten jest w porządku. Opakowanie mogłoby się czymś wyróżniać, bo jest nijakie, ale zawartość mi to wynagradza. Na pewno kupię ponownie - wśród drogeryjnych peelingów, których nie ma aż tak wiele, ten jest jednym z lepszych.

Nie jest to może peelingowy ideał, ale nie jest to też - przynajmniej w moim odczuciu - bubel. Nie jestem z natury surowym sędzią, zaś oceniany produkt wygrałam w konkursie na FB. Miałam lepsze peelingi, ale i tego używało się mi całkiem znośnie. Zatem po kolei. Na początku chcę zaznaczyć, że jest to peeling( choć nie solidny zdzierak), a nie żel pod prysznic udający peeling. Drobinki są i robią robotę, choć fanki mega ostrego drapania pewnie będą zawiedzione. Jednak mimo wszystko mamy tutaj drapanie, a nie mizianie. Ja pewne wygładzenie czuję, skóra po użyciu kosmetyku była jednak wygładzona, choć nie był to na pewno efekt wow. Nie było jednak tragedii. Podobał się mi też zapach produktu- ja poza migdałem wyczuwałam też tutaj subtelną kawową nutę. Lubię - zwłaszcza zimą - takie ciepłe, otulające aromaty, więc daje za to duży plus . Opakowanie to stojąca na głowie i zamykana na klapkę tuba. Zgodzę się z opinią, że końcówkę produktu trochę ciężko jest wydobyć . Nad kolorem kosmetyku szczerze mówiąc się nie zastanawiałam. Dopiero po przeczytaniu recenzji Poprzedniczki pomyślałam, że faktycznie, kolor może budzić pewne skojarzenia, hehe. Nie miałam jednak traumy z tego powodu Za całokształt daje zatem cztery gwiazdki.

Mając w pamięci dość pozytywne doświadczenia z peelingiem myjącym z bliźniaczej serii "Rose", postanowiłam wypróbować inną roślinną propozycję. Ostatecznie zdecydowałam się na wersję migdałową ze względu na jej deklarowaną przez producenta odżywczą formułę. Skóra miała być zmiękczona dzięki olejowi makadamia i zregenerowana dzięki olejowi ze słodkich migdałów. Peeling kosztował około 20 zł. Opakowanie to na wpół przezroczysta tuba z zamknięciem na klik. Pod koniec mimo miękkiego tworzywa dozowanie zaczyna sprawiać poważny problem i trudno wtedy wydostać produkt, więc chęć całkowitego zużycia wiąże się z większą ingerencją w opakowanie: rozcięciem lub przynajmniej odkręceniem całej części z nakrętką, co przy mokrych dłoniach jest bardzo trudne. Produkt ma kolor żółty, przy czym jest to żółć zbliżona do musztardowego (swoją drogą w tubie odcień wydaje mi się trochę inny niż po wydozowaniu). Peeling w postaci ciemnożółtego gęstego żelu z brązowymi drobinkami nie prezentuje się szczególnie estetycznie (ja nie miałam najlepszych skojarzeń, ale to już kwestia gustu). Zapach zgodnie z motywem przewodnim jest migdałowy, jednak w moim odczuciu nie jest to jakaś interesująca kompozycja, która miałaby wzbudzić zachwyt czy wpłynąć relaksacyjnie na kąpiel lub prysznic. Trudno wypowiadać mi się o szczególnych efektach, bo takowych po prostu nie odczułam. Peeling niestety nie zapewnił mi ani odżywienia, ani nawet nawilżenia. Dla pewności kilkakrotnie robiłam próby porównawcze, jednak część ciała poddana temu peelingowi wyglądała tak, jak ta oczyszczona zwykłym środkiem myjącym. Standardową funkcję środka myjącego połączonego z delikatnym peelingiem produkt spełnia więc dość poprawnie, ale nic poza tym. Oceniam ten peeling niżej niż jego różany odpowiednik ze względu na mniej przyjemne doznania sensoryczne. Tam przynajmniej mogłam liczyć na ładniejszą barwę i zapach, które umilały mycie i powodowały, że byłam w stanie przymknąć oko na brak nawilżenia. Tutaj aplikacja nie zaspokaja zmysłów wzroku i węchu, a kosmetyk nie daje oczekiwanego efektu odżywionej skóry. Zużycie opakowania nie sprawiło mi szczególnego problemu, ale nic mnie nie zachęciło, by wrócić do tego produktu w przyszłości.