Peeling ten otrzymałam do przetestowania od jednego z zaprzyjaźnionych sklepów internetowych na Instagramie. Marka wysyłała również paczki PR do dużej ilości osób, dlatego produkt ten zawładnął połową Instagrama :D. Widziałam praktycznie same pozytywne opinie, natomiast moja wyjdzie poza te ramy...
Mam cerę mieszaną, wrażliwą, trądzikową. Twarz przetłuszcza się na strefie T, a boki bywają na zmianę normalne i suche. Moim ulubionym typem peelingu do twarzy jest mechaniczny, mimo że mam wrażliwą cerę. Wszyscy mówią, że takie cery najlepiej tolerują peelingi kwasowe i enzymatyczne, jednak okazuje się, że moja totalnie ich nie toleruje. Przetestowałam już kilka takich i jedne dawały za słabe efekty, a drugie wysuszały i podrażniały na potęgę. Peeling BtSG należy do tej drugiej kategorii. Jest to biały proszek zamknięty w dwóch oddzielnych saszetkach, 2 x 4 g. Jedna saszetka jest na jeden raz, więc mamy dwa użycia za 27 złotych (w dniu kiedy piszę tę recenzję). Czy to mało, czy dużo, to już kwestia indywidualna. Zarówno przy pierwszym podejściu, jak i przy drugim, wsypałam zawartość saszetki do małej miseczki, zalałam mniej więcej 6 ml wody i mieszałam. Proszek najpierw musuje, tworząc pianę, a następnie zamienia się w coś na podobieństwo puszystej białej glinki. Nakłada się go na twarz na 2-5 minut. Za pierwszym razem nałożyłam go na 5 minut, może nawet więcej, czego potem pożałowałam. Czułam w trakcie, że gilga mnie w skórę (nie nazwałabym tego pieczeniem ani niczym innym), aż miałam ochotę ją podrapać. Ale to normalny efekt przy tego typu produktach z kwasami czy enzymami, więc tym się nie przejęłam. Przejęłam się natomiast tym, że zastyga jak typowa glinka, ale nie spryskiwałam twarzy wodą czy hydrolatem, bo uznałam, że przy tak krótkim czasie trzymania nie muszę tego robić. Potem nadszedł czas na kolejny problem - zmycie. Uwierzcie, że zmywanie go to istna katorga. Wchodzi pod paznokcie, w brwi i do nosa, a potem nie chce wyjść. Nawet z gładkiej skóry ciężko go usunąć. No ale nic nie równa się z podrażnieniem, jakie mi zapewnił ;). Wokół ust i przy nosie miałam dosłownie pokrzywkę. Reszta twarzy miała po prostu czerwone plamy. Nie jakieś intensywne, ale jednak. Do tego doszło przesuszenie. A jakiegokolwiek pozytywnego efektu z jego strony nie dostrzegłam. Żadnego wygładzenia, rozświetlenia. Drugie podejście do niego miałam ponad tydzień później. Tym razem nałożyłam go dosłownie na 2 minuty. Już w tak krótkim czasie czuć ''szczypanie'' na skórze. Absolutnie nie pozwoliłam mu zastygnąć! Zmyłam najpierw nadmiar płatkiem kosmetycznym, a dopiero wówczas resztę spłukałam wodą, co wciąż nie było łatwe. Tym razem obyło się bez podrażnień, ale... przesuszenie pozostało. W ten sposób naruszyłam swoją naturalną barierę ochronną skóry, czego niestety konsekwencje odczuwam. Trzeba mieć skórę ze stali, żeby być zadowolonym z tego produktu. Ja już na pewno nie wrócę, wolę pozostać przy swoich peelingach mechanicznych, zresztą nie jestem fanką kosmetyków typu DIY (zrób to sam), wolę gotowce. Ale nie zniechęcam się do marki. Mają naprawdę interesujący asortyment, z którego poznałam już choćby wyśmienity krem do rąk. Mam nadzieję, że Was również nie zrazi negatywna opinia jednego kosmetyku :).
Zalety:
- Dobry skład
- Fajna, nietypowa forma podania
Wady:
- Mocno podrażnia i mocno przesusza skórę, co go całkowicie skreśla
- Mega trudny do zmycia
- Nie zauważyłam pozytywnego wpływu na skórę
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie