Wibo Kiss of Death, Glitter Lipstick Brokatowa pomadka do ust

Mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony fajny produkt coś innego od standardowych pomadek, a z drugiej coś, co nie do końca wygląda to, tak jak oczekiwałam. Przed jej użyciem na pewno trzeba bardzo dobrze przygotować usta, zrobić piling i pozbyć się suchych skórek i potem dobrze je nawilżyć dopiero wtedy można działać z tą pomadką. Aplikator jest fajny, można nim ładnie obrysować usta i pomalować. Kiedy mamy już produkt na ustach i pozostawimy go do wyschnięcia, a potem złączymy usta to mamy chwilowy efekt wow. Nie ma co ukrywać, te drobinki są fajnym i dodatkiem, i powodują, że makijaż jej dużo ciekawszy. Niestety ten produkt nie jest zbytnio trwały i nie zjada się ładnie.

Jak tylko ta seria weszła w okresie Halloween do Rossmanna to zrobiła furorę. Piękne opakowania , grafika z czaszką i nawiązanie do Santa Muerte dla mnie strzał w 10! Lubię takie klimaty :) Czarny róż, drugi w kształcie kwiatu róży, palety cieni - chciałam mieć to wszystko ale ostatecznie kupiłam tylko jeden produkt. Polowałam na nudziakową szminkę ale te były najszybciej wykupione. Trafiłam na ostatnią nieotwartą sztukę czerwieni więc wzięłam trochę bez przekonania bo z czerwieni korzystam raczej rzadko . RLM porównywała ją do Diora więc chciałam to sprawdzić no i ten trik z pojawiającymi się drobinkami zaciekawił mnie. Kolor mega mocny i jaskrawy. Pigmentacja na wysokim poziomie. Jedno zanurzenie aplikatora i mamy usta pokryte jednolitym kolorem, bez prześwitów . Konturówka jest tu obowiązkowa no i musimy malować usta bez pośpiechu aby nie wyjechać poza kontur bo poprawki ciężko się robi. Pomadka szybko zastyga na ustach i delikatnie ją czuć co za tym idzie przesusza i ściąga usta. Po kilku godzinach wygląda dość ciężko. Efekt z pojawiającymi się drobinkami jest mega fajny. Faktycznie po ściśnięciu warg wychodzą na wierzch niebieskawo- różowe drobinki. Podoba mi się. Boję się ją nakładać do pracy bo wiem że będę piła kawę, jadła śniadanie i ona wtedy zacznie schodzić. Zjada się dość nieestetycznie a ja nie mam czasu na zmywanie ust i nakładanie jej od nowa bo to wymaga precyzji. Lubię ją za to nakładać na niezobowiązujące spotkania czy jakieś zakupy. Wygląda wtedy obłędnie. Wystarczy delikatny makijaż oka , czarna kredka i całość wygląda naprawdę elegancko. Podoba mi się w niej wszystko i cieszę się że udało mi się z tej serii kupić cokolwiek bo rozchodziła się jak świeże bułeczki. Nie pamiętam żeby kiedyś w drogerii była również ciekawa i wyjątkowo kolekcja . Brawo Wibo!

Pomadkę od Wibo kupiłam po usłyszeniu kilku pozytywnych recenzji na jej temat. Znane szeroko beauty influencerki wręcz się nią zachwycały a nawet porównywały do słynnej pomadki Dior, która daje podobny brokatowy efekt. Akurat była dostępna w moim Rossmannie, a na dodatek załapałam się na promocję i zapłaciłam za tą pomadkę 19 zł. Wybrałam kolor nr 2, czyli czerwony. Kolor jest piękny, jak dla mnie dość neutralny. Pomadka ta posiada takie różowo -fuksjowe drobinki. I owszem, pięknie się mienią w słońcu...ale pomadka ta ma kilka dużych wad. Po pierwsze zjada się od środka. Po drugie zastygając wydaje mi się, że ciemnieje. A po trzecie wysusza i podkreśla fakturę ust. Do tego nie jest zabójczo trwała. Zjada się z każdym posiłkiem, herbatką itp. Obok Diora to nawet nie leżała. Opakowanie to tani plastik jak przystało na Wibo. No i rozczarował mnie napis Made in PRC. Ogólnie nie kupię ponownie.

Bajer z pojawiajacymym brokatem jest super. Ogólnie lubię tego typu wykończenia na szalone wyjścia dlatego zdecydowałam się na zakup tej pomadki. Jest przeciętnie trwała i średnio komfortowa w noszeniu ale ja zawsze nakładam na to jeszcze jakiś balsam by dodatkowo wybrzmiały drobinki zawarte w produkcie. Kolorystycznie jest bardzo mały wybór. Produkt nie nawilży ust a nawet je nieco wysuszy dlatego uwaga. Opakowanie jest zwyczajne