Produkt otrzymujemy w 50 ml szklanym słoiczku z plastikową nakrętką, dołączona jest również do niego szpatułka, ale przyznam szczerze, że zastosowałam ją tylko raz. Tak, wiem, wyjmowanie produktu z opakowania paluchami jest niehigieniczne, ale przecież ten peeling po zastosowaniu i tak należy zmyć, także ja nie widzę problemu:)
Konsystencja jest średnio rzadka, na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jest jakieś masło do ciała w kolorze mleczno-żółtawym i z połyskującymi na złoto drobinkami. Jednak już przy pierwszym zetknięciu palców z produktem można wyczuć, że te połyskujące drobinki to jakby delikatny piaseczek. Zapach jak w całej linii Eternal Gold - bardzo przyjemny, nie drażniący, mój nos go lubi.
Zastosowanie jest bardzo proste i takie, jak chyba w większości kosmetyków tego typu - bierzemy odrobinę, nanosimy na twarz, masujemy, dodajemy trochę wody, dalej masujemy i zmywamy. Voila! Cera oczyszczona, lekko napięta, wygładzona i czyściutka. Drobinki nie zostają na twarzy, zmywają się z całą resztą, także nie trzeba się obawiać, że zostaniemy jak połyskująca bombka.
Zastanawiałam się, jaka jest różnica między tym peelingiem, który jednak jest mechaniczny, a tym enzymatycznym i stwierdzam, że jeśli chodzi o efekt na buzi, to nie widzę za mocno różnicy, oba spisują się na mojej skórze świetnie. Wydajność jednak bardziej na plus w enzymatycznym, chociaż to może wynikać tylko z tego faktu, że na początku dużo korundowego zmarnowałam, zanim się nauczyłam, że potrzeba go naprawdę niewiele do użycia na całą twarz.
Uważam, że ten produkt jest batrdzo dobry i pewnie skuszę się na kolejne opakowanie, kiedy wykończę mój enzymatyczny z tej samej firmy.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie