Często kupuję zapachy bez wcześniejszego powąchania, kierując się wyłącznie spisem nut (rzadziej recenzjami bo te często nacechowane są już emocjonalnie) tak było i tym razem. Mam obecnie fazę na zapachy z nurtu La Vie Est Belle czyli dosyć słodkie, jadalne z dodatkiem nut kwiatowych więc zapach Adama L. wydał mi się czymś co mi podejdzie, przynajmniej do pewnego momentu.
Zacznę od opakowania które wydaje mi się bardzo spójne z wizerunkiem Pana Adama (i zapach też, ale do tego dojdziemy). Butelka klasyczna ale mimo wszystko intrygująca bo imitująca mikrofon. Inspiracja tak oczywista że nie pozostawia złudzeń. Kiedy słyszę w radiu nową piosenkę Maroon 5, również nie mam wątpliwości z kim mam do czynienia, same piosenki nie są odkrywcze ale głos wokalisty dodaje tego czegoś. Czy komuś może się ten styl (butelki) nie podobać równie jak wysokie, niemal wychodzące z pod syntezatora, wysokie tony głosu Pana Levine'a? No jasne. Cała ta recenzja będzie właśnie o tym czymś. Czymś wyjątkowym co może się podobać, ale nie musi.
W bazie mamy benzoes i wanilię czyli to co dobrze znam, słodkie, nawet ulepkowate. Środkowe nuty to jaśmin, róża i drzewo sandałowe. To tworzy obraz dosyć klasycznego DNA z dymną nutką drzewa sandałowego. Celebrycko, miło, dość zwyczajnie, ale nie na długo. W nutach górnych zobaczyłam cytrusy, szafran, przyprawy i aksamitkę i to właśnie tutaj trochę się wykoleiłam i stwierdziłam ze muszę ten zapach kupić bo to będzie coś dziwnego.
W praktyce baza zapachu jest jak klasyczny rytm, nienachalna perkusja, klawisze i gitara, sama melodia środkowych nut również trafia do mas i cieszy zmysły populacji. Schodki zaczynają się na górze. Adam wyciąga wysokie tony brzęczące między uszami, a perfumy z pod jego ręki serwują nam coś co jakby odtrąca, wywołuje zgrzytnięcie zębami i unosi brwi. Nie wiem do końca czy to szafran, przyprawy, aksamitka czy może wszystko razem, ale jest w tym coś kontrowersyjnego. Nie niemiłego, ale dziwnego na tyle że nie można tego przeoczyć. Gdybym miała w proporcjach powiedzieć na ile zapach jest masowy a na ile dziwny, to jest zdecydowanie bardziej masowy. Znaczna większość tego co wywąchałam to ciepła słodycz i dymne drzewo sandałowe, dziwność, wyjątkowość (jak kto woli) jest tylko dodatkiem, dodatkiem który mimo wszystko wiele zmienia.
Mówię o tej dziwnej nucie a jeszcze nie nakierowałam was na dobry trop. Zapytacie - czym to pachnie? Myślę że każdemu czymś innym. Mój mąż stwierdził że to zdecydowanie aksamitka która ma mocny, charakterystyczny zapach. Moja mama mówi że wyczuwa bliżej niekreślony zapach który wydobywa się z szafki z asortymentem kuchennym, zawierającym też kostki rosołowe. Jedna z koleżanek zwaliła winę na kumin który czasami nadaje perfumom lekko zwierzęcy bodziec. Do mnie dociera jakaś mieszanka tych nut i prawdę mówiąc sama nie wiem jak się z tym czuję.
Przeczytałam kilka recenzji i widzę że wiele z was odczuło to samo co ja. Tak jak do głosu Adama, tak i do tego zapachu zdołałam się przyzwyczaić na tyle że dziwna nuta niemal zniknęła. Aby znowu ją poczuć musiałam wrócić do bardziej czystych składowo zapachów. Wąchnęłam perfumy składające się wyłącznie z karmelu i kwiatów i znowu znalazłam u Adama aksamitki w szafranowym rosole. Myślę że mniej wprawione nosy mogą w ogóle nie wyczuć tego "czegoś" i dać się nabrać na bardzo klasyczną bazę! Cóż za podstępne perfumy!
Parametry - nieewoluujący, bliskoskórny, trwały, ciepłolubny.
Jak podsumuję ten zapach? Myślę że nie jest aż tak uniwersalny i zwykły jak go malują. Z czasem nam normalnieje, ale otoczenie wcale nie odbiera go jako zwyczajny zapach. Nie wywołuje negatywnych emocji, intryguje na podobnym poziomie jak prześwitująca koszula ukazująca tu i ówdzie skrawki koronkowego biustonosza. Nie gorszy, ale nie da się nie zauważyć, tylko czy jest to coś co będziemy rozpamiętywać? Ja nie będę.
Adam zarzekał się że nie zrobi typowego celebryckiego zapachu, no to mu się zdecydowanie udało.
Zalety:
- Spójność wizerunku Adama z butelką i jej zawartością.
Wady:
- Nie każdy lubi rosół, nie każdy lubi aksamitki...