Kupiłam to mleczko w Rossmanie bez przeczytania wcześniejszych opinii o nim i bardzo tego pożałowałam. Zacznę od tego, że nie jest to produkt w jakoś super cenie, normalnie kosztuje lekko ponad 10 zł za 400 ml, mi udało się kupić na drobnej promocji za ok. 8,50 zł, co też nie jest super okazją zważając na to, że jest to produkt po prostu marny. Można kupić taniej balsamy np. Joanny (9,49 zł za 400 ml w regularnej cenie w Kauflandzie), balsamy Cien z Lidla po 6,99 zł za taką samą pojemność ponoć też są lepsze, niektórzy chwalą też balsamy i mleczka z Biedronki w tej samej cenie, a sama Isana ma ponoć dużo lepsze balsamy nieznacznie drożej. Nawet jakby kosztował 5 zł, to i tak bym żałowała zakupu. Na szczęście nie kupiłam go za własną gotówkę tylko za pieniądze z karty podarunkowej, ale za te stracone ok. 8,50 mogłam mieć coś lepszego.
Używanie go to totalna porażka! Jest tłuste, ma taką ciężką, toporną konsystencję, strasznie trudno je rozsmarować po skórze, trzeba naprawdę się nasiłować, by w miarę je wsmarować. A i tak prawie nie chce wsiąkać w skórę, tylko tworzy na jej powierzchni tłustą, lepiącą się do wszystkiego, okrutnie nieprzyjemną i obecną długo warstwę. Trzeba go użyć sporo, by nasmarować całe nogi, ale jednocześnie im więcej się używa, tym większa kupa jest. Po wysmarowaniu się nim czuję się jakbym nałożyła na siebie jakieś tłuste ohydne olejki do opalania, fuj. Także skóra mi się tak tandetnie świeci, jak właśnie po takowych olejkach, a ja takiego efektu po prostu nienawidzę, dlatego unikam takich produktów jak ognia. Do tego skóra wydaje się być taka ciężka i chodząc po domu albo siadając na czymś wszystko nieprzyjemnie mi się przylepia do skóry przez długi czas (części ubrania, pojedyncze włosy z grzebienia podczas czesania, jakieś drobne paprochy, ziarenka piasku z korytarza - dzięki niemu zobaczyłam drobinki, które nawet nie wiedziałam, że są obecne w domu, bo nawet ich nie widziałam, a ochoczo przylepiały się do mojej skóry, bo ten okropny kosmetyk działał na nie jak magnes). Krótko mówiąc, po posmarowaniu się nim czułam się jakbym się zwyczajnie wysmarowała jakimś tłuszczem albo olejem. Gdyby jeszcze był efekt wow, byłabym w stanie mu wybaczyć te męczarnie. Ale nie, ten produkt w ogóle nic nie robił! Ilość stwierdzonych efektów: okrągłe zero! Ani nie nawilżał, ani nie pielęgnował, ani nie chronił. Dziwne, bo skład jest w porządku. Może po prostu słaba jakość wykonania kosmetyku albo za dużo czegoś? Zużyłam go w wielkim cierpieniu i tylko dlatego, że nie miałam komu oddać, a wyrzucić szkoda mimo wszystko, bo jestem nauczona żeby nie wyrzucać nic, co można wykorzystać. Wykorzystałam go głównie na nogi, bo one najbardziej potrzebowały wówczas (jesienią zeszłego roku) nawilżenia i łudziłam się, że może jednak zobaczę jakąś poprawę. Plusem stosowania jest chyba tylko to, że wsmarowywanie tego ciężkiego mleczka wymuszało na mnie masaż ud. Chociaż to też nic u mnie nie daje, a nogi mają już sporo oznak starzenia.
Dobra, ponarzekałam, to teraz krótko opiszę cechy zewnętrzne. Opakowania widzę, że są różne, i kiedyś była wersja z woskiem pszczelim - u mnie go nie było, a inna wersja to tylko oliwkowa, więc pewnie po prostu wyszczuplili skład. A szkoda, bo może wtedy by coś z tego było. Niestety nie mam zdjęcia. Opakowanie było dość ubogie, biało-niebieskie, kojarzące mi się z najbardziej podstawowym, zwyczajnym kosmetykiem do ciała, takim niezbyt ciekawym. Mimo to go kupiłam, zachęcona opisem producenta i dlatego, że był najtańszy (nigdy już nie kupię czegoś tylko dlatego, że jest najtańsze, bez żadnej weryfikacji), a wtedy było słabo z pieniędzmi, a za kartę podarunkową chciałam jeszcze kupić parę drobiazgów. A przecież wystarczyło dołożyć raptem z 3-4 zł i mieć coś lepszego, albo kupić krem choćby nawet w Lidlu jeszcze taniej. Kolorystyka i zapach kojarzą mi się trochę z podstawową niveą. Zapach taki sobie, niby lekki, przyjemny, ale to nie jest do końca to, co bym mogła wąchać dzień i noc. Taki zwykły zapach typowego mleczka, bardziej na raz, niż na dłużej. Nic porywającego. Sam produkt zwykły biały, nieprzezroczysty, typowy balsamowaty. O reszcie pisałam już wcześniej.
Zmarnowane pieniądze i czas na męczenie się z nim.
Zalety:
- całkiem dobry skład, ale co z tego, skoro nie działa?
- produkt wegański
- mało wydajne, więc chociaż w miarę szybko się go pozbyłam (czyli kiedy produkt jest tak zły, że niską wydajność zaliczasz na plus)
Wady:
- tłuste, ciężkie, toporne w rozsmarowywaniu po skórze, nie chce się wchłaniać, więc trzeba długo czekać żeby założyć ubrania na skażone nim części ciała
- po posmarowaniu pozostawia nieprzyjemną lepiącą się warstwę, jakbym się wysmarowała jakimś tłuszczem
- jak ktoś wcześniej wspomniał, przy smarowaniu zostawia również takie białe smugi na skórze. Trzeba mocno rozsmarowywać, żeby zniknęły.
- brak działania nawilżającego i w ogóle jakiegokolwiek
- zapach na dłuższą metę nudny. Gdyby mleczko miało jakieś pozytywne działanie, mogłabym to wybaczyć, ale tak to nawet to mnie zaczynało męczyć, to nie zapach, do którego codziennie wraca się z przyjemnością.
- za tę cenę, albo nieznacznie więcej można mieć lepsze produkty
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie