Do kupienia tego rozświetlacza zbierałam się bardzo długo, bo miałam 2 inne kremowe rozswietlacze od Charlotte Tilbury, ale w końcu stwierdziłam, że jak nie kupię, to nigdy nie będę wiedziała i podczas jakieś promocji kupiłam go sobie za połowę regularnej ceny, więc przynajmniej nie wydałam jakiejś wielkiej sumy.
Całość przychodzi w pudełeczku, a sam stick jest w opakowaniu bardzo podobnym do sticków Chanel. Wygląda całkiem nieźle.
Po wysunięciu ukazuje nam się sztyft w takim żółtawo-beżowym odcieniu, testowałam go wcześniej w sklepie Kiko na dłoni, więc wiedziałam, że odcien powinien mi się spodobać.
Przy pierwszej aplikacji jednak poczułam się bardzo rozczarowana, a z biegiem czasu nie było lepiej i już wiem, że ten produkt, jeśli w ogóle będzie mi się chciało go skończyć (a być może wywalę), to nie zagości u mnie już nigdy więcej.
Zacznę może od tego, że oczywiście jego konsystencja jest typowo stickowa, zbita, ale topi się pod wpływem ciepła palców. Sęk w tym, że ja nie chcę go nakładać paluchami, a gąbką i tutaj już pojawiają się spore problemy.
Otóż rozświetlacz ten jest tak delikatny, że jeśli nałożę go na szczyty kości policzkowych POD podkład, to po nałożeniu podkładu go wcale nie widać, jeśli nałożę go NA podkład, to on go niszczy, on go zbiera jakby, nie rozprowadza się równomiernie, z daleka nie wygląda to źle, ale ta skóra wygląda na pogrudkowaną jakby, natomiast nałożenie go na podkład lekko przypudrowany to już w ogóle daje efekt słaby, on dezintegruje cały podkład, zbiera go, rozmazuje i z tym pudrem i podkładem pod spodem tworzą się takie jakby mikro placki, z daleka nie jest to mocno widoczne, ale z bliska bardzo mocno. Dlatego nie mam pojęcia, jak ja mam go niby nakładać?
Próbowałam aplikować go palcami, ale efekt jest dokładnie ten sam w każdej konfiguracji. Próbowałam z 5 rożnymi podkładami i za kazdym razem jest to samo, ten sam plackowaty efekt, niezależnie jak go nałożę.
Drugą, dość istotną sprawą jest to, że jeśli tego kosmetyku się nie przypudruje nawet lekko, to on się przemieszcza, wchodzi w zmarszczki. Już po godzinie wygląda to jak tragedia. Raz nie przypudrowałam go na cały dzień i po 2 godzinach wygladałam jak debil, miałam całą jego kremową strukturę pozbieraną w małe zmarszczki koło moich oczu, co wyglądało po prostu okropnie. Niestety przypudrowany też się zbiera w tych zmarszczkach, tylko delikatnie mniej.
Wykończenie też nie jest jakiś spektakularne. Powiedziałabym, że jest to dość delikatny efekt, takie lekkie mokre rozswietlenie skóry, jak ktoś szuka tafli widocznej z kosmosu, to tym się nie da tego zrobić, bardziej to jest efekt glass skin, gdyby nie te plamistości oczywiście, ta dezintegracja warstw, które on tworzy na powierzchni, na której leży.
I po 6 miesiącach używania (chociaz już teraz sporadycznie, bo po prostu go nie lubię) dalej nie znalazłam sposobu na poprawną aplikację, żeby to wyglądało dobrze. Przypominam : pod podkładem go nie widać, na podkładzie się rozwarstwia, na podkładzie i pudrze to samo, więc jak to nosić?
Nie jestem zadowolona i żałuję zakupu, w przeciągu kolejnych kilku tygodni podejmę decyzję, czy chcę się z nim dalej męczyć, czy lepiej go wywalić, bo makijaż to ma być frajda i przyjemność, a nie wkurzanie się, że znowu mam placki i dezintegrację warstw na szczytach kości policzkowych.
Dla mnie jest to słaby kosmetyk, niedorobiony. Kolor moze i ładny, nawet mi pasuje, ale co z tego, skoro nie chce mi się go używac, bo za każdym razem nie wygląda tak, jakbym tego chciała i nie ma możliwości też go NIE przypudrować bo inaczej 'zjedzie' z miejsca, na którym ma leżeć i się osadzi w najmniejszej nawet niewidzialnej linii mimicznej.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie