Bolejąc nad fatalną dostępnością marki The Ordinary w Polsce, kupiłam poprzez stronę perfumerii Douglas kilka kosmetyków od razu, aby mieć możliwość wypróbowania różnych produktów. Właśnie zakończyłam stosowanie serum z argireliną i pomimo, że nie spisało się idealnie, planuję zakup drugiego opakowania i intensywniejszą kurację.
Może najpierw parę szczegółów technicznych. Serum naprawdę jest lekkie, ultra wręcz lekkie, jest jak woda - pod względem konsystencji oraz przezroczystości. Zapach neutralny, niemal żaden. Preparat aplikujemy przy pomocy higienicznej pipety, która nie sprawiała mi problemów przez cały okres użytkowania. Serum zakraplałam w zagłębienie dłoni i dopiero nakładałam na skórę.
Argireline Solution stosowałam po swojemu, nieco inaczej niż jest to zalecane w ulotce. Przede wszystkim używałam produktu wyłącznie na noc, czyli raz dziennie, a po drugie zamiast aplikowania serum tylko na czoło i okolice oczu, nakładałam je na całą twarz, szyję oraz dekolt. Dobrze czytacie, na bogato ;)
Dzięki wodnistej konsystencji buteleczka wystarczyła mi na około 3,5 miesiąca. Owszem, raz dziennie, ale na dużą powierzchnię, więc wydajność jest niesamowita, przy korzystnej cenie trzydziestu kilku złotych zakup zdecydowanie wart zachodu.
Co miałam do poprawki? Drobne linie na czole i pod oczami, delikatnie zarysowującą się lwią zmarszczkę, bruzdy nosowo-wargowe (na razie okolica nosa, do kącików ust jeszcze nie dotarły). Od bardzo dawna mam za to problem z mocno widocznymi liniami na szyi i dekolcie. To nie zmarszczki, miałam tę przypadłość nawet w czasach nastoletnich. Innymi słowy szyja i dekolt nigdy nie były u mnie gładkie i nie wyglądały młodo, to jeden z moich największych kompleksów. Dlatego właśnie zdecydowałam się na stosowanie serum na całym problematycznym obszarze.
Po kilkumiesięcznym używaniu produktu jestem tyleż zadowolona, co zawiedziona. Do plusów zaliczę wygładzenie czoła, wprawdzie tu było najmniej do zrobienia, ale i tak jestem pod wrażeniem, że drobne linie poszły w siną dal. W przypadku lwiej zmarszczki oraz bruzd przy nosie odnotowałam połowiczny sukces - nadal są, ale mniej widoczne, płytsze. To samo mogę powiedzieć na temat okolic oczu. Jednak największa nadzieja, tzn. poprawa stanu szyi i dekoltu okazała się największą porażką. Nie widzę żadnych zmian, było jak jest, a pole do popisu niemałe. Aby nie kończyć rozgoryczeniem dodam jeszcze, że skóra twarzy wygląda po prostu lepiej, jakby młodsza, gładsza. Niby nic spektakularnego, ale pewnego dnia rzuca się w oczy, że jest... ładniej. I właśnie to oraz poradzenie sobie z drobniejszymi zmianami przekonuje mnie do ponownego zakupu. Czytałam, że peptydy wymagają czasu, dlatego w kolejnych podejściach zamierzam nadal aplikować serum na twarz, szyję oraz dekolt, ale już "przepisowe" dwa razy dziennie. Liczę, że ta intensyfikacja wpłynie pozytywnie na największy problem. Preparat jest leciutki, nie klei się i szybko wchłania nawet przy mojej tłustej cerze, to żadna komplikacja upchnąć w pielęgnacji warstwę peptydowej wody.
Polecam cierpliwym, tu nic się nie dzieje z dnia na dzień, ale ogólnie lepszy wygląd cery i pierwsze wygładzenie drobniejszych linii czy zmarszczek powinno zrekompensować fakt, że to długofalowy proces. Przy tej cenie i wydajności nic tylko próbować.
Zalety:
- Dobrze sobie radzi z drobnymi liniami i zmarszczkami
- Cera wygląda ładniej, młodziej
- Lekka, wodnista konsystencja, która świetnie się wchłania
- Higieniczna aplikacja pipetą
- Wydajność
- Cena
Wady:
- Nie poradził sobie z głębszymi zmianami na szyi i dekolcie, ale to opinia po zużyciu dopiero jednego opakowania
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie