Bielenda, Crazy Mask, Detoksykująca maska w płacie 3D `Panda`

Najlepsza detoksykująca maska jaką do tej pory miałam okazję użyć. Szkoda tylko, że cena jest dość wysoka, ale porównywalna do innych masek w płacie. Opakowanie i sam wygląd też ekstra, chociaż nie uważam, że to powinno być ważne w kosmetykach

Maska kusi zdecydowanie opakowaniem, ale nie dajcie sie nabrac. Owszem po wyjeciu z opakowania panda wyglada jak panda ale do rzeczy. Plachta jest mega mocno nasaczona az po nałożeniu z niej cieknie i ciężko ja rozłożyć po wyjeciu z opakowania. Co do wyciec to nie są idealne ale daja rade. Esencja mocno sie lepi, do tego stopnia że po zdjęciu i nawet zmyciu twarzy nadal czuc lepkosc. Co do efektów to brak, delikatne krótkotrwałe nawilżenie i to tyle. Jestem zawiedziona.

Już czułam się oszukana jak otworzyłam maskę, bo niestety ale tej pandy z opakowania nie przypominała w ogóle. Jakieś dziwne, niezidentyfikowane stworzenie.
Gdy miałam maskę na sobie, chłopak leżący obok ciągle się rechotał. Tak intensywnie wpatrywał się chyba ostatni raz na pierwszej randce jakieś 5 lat temu.
Więc pomimo że bardzo przyjemnie się tę maskę nosiło, nie mogłam się tym cieszyć w spokoju, bo czułam się że wyglądam głupio i że on mi tego nie zapomni.
Po ściągnięciu wklepałam resztę i zostawiłam na noc. Czułam przez parę godzin, że moja skóra jest napięta ( w dobrym znaczeniu) i jakby pory się pozwężały. Jednak oczyszczenia nie zauważyłam. Może jakby się ją stosowało często, ale ja już jej pewnie nie kupię bo jak dla mnie nie jest idealna i przy tym jest za droga.

Nie przepadam za maskami w płachcie z prostego powodu – nie znalazłam jeszcze takiej, która pasowała by na moją twarz, więc więcej mam z nimi zachodu i nerwów niż relaksu i pielęgnacji. Rzadko więc po nie sięgam, ale ta skusiła mnie oczywiście grafiką i kształtem pandy. Marketing zrobił więc swoje :)
Mam cerę mieszaną, z tłustą strefą T. Borykam się z problemem nadmiernego wydzielania sebum w strefie T oraz rozszerzonych i zanieczyszczonych porów. Od maseczek oczekuję więc przede wszystkim porządnego oczyszczenia.

Maseczkę otrzymujemy zapakowaną w standardową saszetkę. Opakowanie jest w kolorze intensywnej zieleni, rzuca się w oczy, na froncie namalowany wizerunek pandy, z tyłu informacje na temat maseczki i zastosowania. Jak dla mnie mamy tu przesyt grafik i napisów, ale ok, nie czepiam się drobnostek. Opakowanie łatwo rozerwać i dostać się do maseczki. Jest ona dobrze nasączona płynem, ale złożona tak wiele razy, że dobre parę minut zajęło mi jej rozplątanie. Ma piękny zapach, świeży, z dość wyraźnie wyczuwalną zieloną herbatą. Wizerunek pady jest bardzo ładny, o dziwo nawet przypomina pandę, tego się nie spodziewałam. Jeżeli chodzi o kształt maseczki to tutaj standardowo, nie za bardzo do mnie pasowała (posiadaczki twarzy okrąglutkich łączmy się). Co jakiś czas musiałam ją przygładzać, by dobrze przylegała do twarzy. Po nałożeniu maseczki czułam na twarzy niewielkie szczypanie. Zupełnie mi to nie przeszkadzało w aplikacji. Maseczka jest lepka, również po zmyciu twarzy wciąż lekko się lepi. Nie każdemu może się to podobać.

Jeśli chodzi o jej działanie, to producent obiecuje nam detoks, odświeżenie i poprawę kondycji każdego rodzaju cery. Ma nawilżać, wygładzać i rozświetlać, redukować trądzik, ściągać rozszerzone pory oraz porządnie oczyszczać. Sporo tych obietnic. Jakie efekty po zastosowaniu tej maseczki zauważyłam na swojej cerze? Rzeczywiście maseczka troszkę oczyściła i zamknęła pory. Nie jest to niestety efekt spektakularny, raczej lekki, ale dobrze, że zrobiła cokolwiek. Cera była uspokojona, lekko nawilżona, bardziej miękka i gładsza w dotyku. Widzę też rozjaśnienie. Efekty nie utrzymują się jednak długo. Nie zauważyłam nawilżenia, taki, jak po tym produkcie efekt da mi pierwszy lepszy krem. Raczej nie sięgnę po nią ponownie, troszkę efektów jest, ale maski w płachcie do mojego kształtu twarzy zdecydowanie nie pasują. Gdyby ta mnie zachwyciła swoim działaniem, to przymknęłabym oko na fakt, że jest ona w płachcie. Będę jednak nadal szukać dobrej, oczyszczającej maseczki.

Maska świetnie oczyszcza i wygładza cerę, nie wysusza ani nie powoduje uczucia ściągnięcia. Skóra jest matowa i rozświetlona.
Otrzymałam ją w prezencie, cena trochę odstrasza, jak na jednorazową maskę trochę wysoka

Urocza Panda

Płat dobrze przylega do twarzy, nie zsuwa się. Odrazu po nałożeniu twarz zaczyna piec, a po ściągnięciu jest zaczerwieniona. Skóra po zastosowaniu jest gładka, zmatowiona i nawilżona.

Super maska, wygodna, zabawna i w dodatku ma fajne działanie. Używam jej bardzo często i na pewno jeszcze nie raz po nią sięgnę, zresztą inne maski z tej serii tez polecam :)

Będąc w drogerii kupiłam różne maseczki by trafić na ulubioną. Niestety ale ta jest najgorsza. Ciężko ja rozłożyć , jest obrzydliwie lepka a odrobina siły ją podrze. Po kilku minutach od nałożenia zaczęła mnie piec twarz i jakby swędzieć takie okropne uczucie że się wystraszyłam i odrazu zdjęłam ją a potem umylam twarz. Położyłam się z lękiem żeby nie obudzić się w krostach ale uffff tylko trochę sucha była buzia .

Ostatnio kupiłam całą serię masek Bieledny z serii Crazy Mask. Niestety, w przeciwieństwie do innych masek w płacie tej marki, te maski mnie nie zachwyciły. Maska oceniana była nasączona w miarę dobrze, dobrze też dopasowała się do twarzy. Mam jednak uwagi do jej działania. Nie zauważyłam specjalnie żadnych pożądanych efektów. Mam cerę mieszaną i skóra po jej użyciu była zmatowiona, ale też lekko się kleiła. Maski w płacie stosuję na noc, więc nie był to problem. Nałożyłam krem bez mycia twarzy. Jednak skóra nie wyglądała na rozświetloną i nawilżoną, jak po użyciu czarnej maski z Bielendy przeznaczonej dla cery mieszanej.

Lubię Bielendę, a na maseczki z tej serii skusiłam się na promocji, mimo że nawet w cenie regularnej są tańsze niż u konkurencji. Panda skradła moje serce wyglądem; w ogóle całą seria ma śliczną szatę graficzną. Płachta jest dobrze skrojona, świetnie przylega do twarzy, jest mocno nasączona esencją, a nawet troch,ę jej jeszcze ostało w opakowaniu. Twarz trochę mnie piekła, w szczególności w okolicy wyprysków, ale to chyba znaczy, że działa ;) Po użyciu skóra jest gładka i napięta, wygląda na odświeżoną. Ciężko domyć ręce (a potem i twarz), bo są tłuste i bardzo się kleją.

Od lat stosuje tony maseczek i jeszcze żadna z nich nie zrobiła mi takiej krzywdy. Bardzo mocno wysuszyła mi okolice oczu, długo musiałam walczyć o powrót skóry do zdrowia. Niestety już nigdy nie zdecyduję się na maseczkę z tej serii.

Maseczka jest bardzo mocno nasączona płynem, można powiedzieć że aż ciut za bardzo. Dość ciężko jest ją rozłożyć tak, aby nie porwać jej, ale z odrobiną cierpliwości, jest to do zrobienia.
Maseczka bardzo dobrze przylega do twarzy i zostaje na swoim miejscu przez czas noszenia. Po zdjęciu, na mojej buzi została sporo lepkiej mazi, którą mogłam albo zmyć albo wmasować w skórę i zostawić. Wybrałam drugą opcję i poszłam spać, mimo, że dalej miałam lepką skórę. Po maseczce buzia jest miękka, zmatowiona i nawilżona. Z efektu jestem zadowolona.
Aczkolwiek, po nałożeniu przez chwilę szczypała mnie skóra wokół oczu oraz nie podoba mi się, że maseczka jest taka lepka i taką właśnie warstwę pozostawia. Po prostu, nie jest to dla mnie przyjemne uczucie.