Riri,ale o co ci chodzi?;) Test duetu Mean Money i Hustla Baby.
Trafił do mnie jako prezent od przyjaciółki, doceniam gest, tanio nie było, do tego zmyślnie dobrane do moich potrzeb i karnacji.
Nie jest to zły rozświetlacz, czuć tam jakość, ale wydaje mi się,że w tym wariancie kolorystycznym -Mean Money/Hustla Baby płacimy najpierw za markę,a dalej za samą zawartość i to przede wszystkim odcienia Mean Money, który potraktowany jako codzienny rozświetlacz w swojej kategorii jest poniekąd tego wart.
Drugi odcień,czyli Hustla Baby dołączony do niego (z początku nie widziałam do końca jakie ma przeznaczenie), szczerze powiedziawszy na kolana nie powala ;).
Jest to odcień bardzo bladego złota,ma mniejszy połysk,niż Mean Money.
Dopiero po przeczytaniu recenzji Blondeinbeauty (dziękuję za tę inspirująca recenzje:*) załapałam,że może być to po prostu rozświetlający puder,jego moc rozświetlania jest subtelna, ale nie że żadna,także do pokrycia całej twarzy,nadania jej glow, to tak, nabiera to już większego sensu.
Jest też bardziej transparentny.
Jeśli mielibyśmy użyć go jako stricte jako rozswietlacz,to akurat sensu tu za dużo nie znajdziemy, praktycznie go nie widać w takiej formie i w pierwszej chwili kiedy użyłam go tak,to trochę zrzedła mi mina :).
Czytając opis tego kosmetyku dokładniej,rozjaśniło mi się w głowie,zwrot "nadanie blasku większej partii twarzy",no tak, żeby pokryć całą twarz błyskiem raczej nie zrobimy tego super intensywnym tworzącym taflę rozświetlaczem, musi być jednak subtelniej,niż na np kościach policzkowych czy oczach.
Tak mi się przynajmniej wydaje,no ale o jakiś efekt optyczny i "konturowania" takim rozświetlaczem też chodzi ;).
Tu ta część sprawdza się w tym celu,ładnie rozpromienia twarz,daje jej subtelne glow,jakby lekko rozjaśnia,jakościowo jest ok,ale ma sto znajdą się podobne kilka razy taniej.
Mean Money, to ładne,szlachetne złoto,które na skórze absolutnie nie razi tandetą i odpustem, a dla skór jak moja odcień jest wręcz idealnie dobrany.
Karnację mam rudej, jasną,skłonność do piegów, zimne błyski bardzo się na niej odcinają,nieważne jak dobrze zmielone,po prostu zbyt je widać, a z zwiększaniem ilości warstw robi się coraz bardziej sztucznie i nieciekawie.
Tu mogę dawać i dawać i dawać i owszem zaczyna się robić intensywny błysk,ale nadal nie jest on tandetny czy sztuczny.
Jest to rozświetlacz z kategorii więcej drobin,niż mokrej tafli,ale nie są to drobiny,które mocno rzucają się w oczy, zupełnie inne,niż w wersji Diamond jaką też miałam okazję obadać na skórze,bo akurat przyjaciółka tę wersję wybrała dla siebie.
Tam to błysk z kosmosu,obsypanie brokatem,nikt tam się w tańcu nie szczypie, widac drobiny i ma być je widać, podane na podkładzie ze srebrnej tafli,a przynajmniej takie to sprawia optyczne wrażenie,a z tego co czytam,to w ogóle ma bezbarwny podkład,ale drobiny tak skrzą,że najwidoczniej zmyliło mnie oko.
Diamond jest idealny dla srok, zdecydowanie, podejrzewam,że dla niejednej nie tylko na wieczór ;).
Ja akurat do sroczek nie należę,lubię mokry odświeżający błysk subtelnej tafli, albo złote wtopienie się połysku w skórę jak tu, z opcją stopniowania tej mocy.
Jedna warstwa pędzlem da nam przyjemny codzienny błysk, kilka warstw, a przede wszystkim najpierw przetransferowanie go palcem ten błysk zwiększa.
To już kwestia wyboru co nam bardziej podpasuje.
Dla mnie na co dzień to raczej opcja pędzel i max dwie warstwy, a kiedy w biegu dojdę do wniosku,że chce "odświeżyć" nim twarz to palec i albo roztarcie nim albo pędzlem,zależnie od ilości .
Nie nastawiajmy się jednak na super extra taflę widoczna z kosmosu,to nie ten typ,wydaje mi się,że muszę się pogodzić z tym,że taki efekt dają nam po prostu błyski z srebrnym dodatkiem.
Nie że w ogóle nie mamy tu błysku,bo jest, ale po prostu nie jest taką "mokrą" polerką jak czasem optycznie sprawiają wrażenie niektóre.
Po prostu rozświetlenie skóry z lekkim mokrym błyskiem.
Gdybym miała go porównać do czegokolwiek,to 1 co przychodzi mi do głowy,to złoty lovely :),ale zdecydowanie bardziej trwały,subtelny,mniej taki "bazarowy" i bardziej ciepły,na pewno też dużo lepiej zmielony.
Mniej też perłowy i pudrowy.
Żałuję,że nie mam teraz w domu Lovely,ale może przejdę się i kupię jakiś egzemplarz na promocji żeby je porównać.
Ten kolor jak już wspomniałam nie jest taka mokra taflą, ale też nie jest to perła podkreślajaca nam wszystkie pory załamania i zmarszczki, też nie jest tak różowo kiedy nałożymy dużo warstw w strefie T, a ja cerę mam mieszaną, trochę tam podkreśla,ale nie ma jakiejś tragedii.
Ja też z resztą rzadko w tej strefie używam rozswietlacz,nie widzę jakoś potrzeby i sensu.
Za to Hustla Baby z tego duetu nic złego np na czole czy brodzie nie robi, na nosie też, nie widzę żeby jakoś tam coś za bardzo uwidaczniało, wręcz przeciwnie chyba nawet lekko tę skórę wygładza.
Co jest bardzo pozytywna cechą obu,to to,że one oba mają naprawdę świetna trwałość na skórze.
Moja jest mieszana,dojrzalsza,skłonna do odwodnień, często rano używam kosmetyków,ktore nadają glow skórze, nasycają ją, rzadko już matuje skórę,co najwyżej właśnie nos transparentnym pudrem.
Rano idzie na skórę toner,nasycajace skórę serum i krem z filtrem, zazwyczaj z ceramidami.
Także z rana pokrycie twarzy kosmetykiem kolorowym,to taki prawdziwy crash test trwałości kosmetyku.
Zdarzyło mi się nałożyć go na twarz dosłownie 20 minut po użyciu porannych kosmetyków.
Mean Money z 2 warstwy na kości policzkowe, jedna na łuk kupidyna i po jednej na powiekę, a potem omieść twarz Hustla Baby.
Nie użyłam żadnego podkładu,bazy,pudru utrwalajacego, fixera i żeby nie skłamać trzymało się to wszystko cały dzień :). Może tylko ten rozświetlający przetarł się trochę na czole, ale zdarza mi się je pocierać ;).
A powieka jak to powieka tam bez bazy, to wszystko mi się roluje,tu zrolowało mi się to,ale też nie od razu,tylko po kilku godzinach.
Także jeśli używamy jakichkolwiek utrwalaczy, pudrów podkładów itp, a do tego mamy skórę jak moja,to powinien być naprawdę trwały.
Nie wiem jak to byłoby na typowo tłustej skórze,ale z jakimś wspomaganiem na pewno spoko,podejrzewam jednak,że przy mocno rozszerzających się porach i nadprodukcji sebum jednak warto w przypadku kosmetyków dających błysk użyć jakiegoś utrwalacza,albo kosmetyku wygładzającego skórę, blurujacego ją.
Gdybym miała kupować go drugi raz, to zdecydowanie wybrałabym po prostu odcień Mean Money w wersji solo,a takowy też jest w ofercie.
Hustla Baby jako kompaktowy rozświetlajacy puder solo też w gruncie rzeczy mógłby być fajnym dodatkiem do makijażu,tylko akurat w przypadku tego odcienia,to już zdecydowanie na promocji, bo znajdą się taniej takie pudry o podobnej jakości.
Cena jednak ma znaczenie, tu w kompakcie niby dostajemy dwa odcienie,wydawałoby się,że to dobry interes, ale jak na mój gust zloty błysk jako rozświetlający kosmetyk jest poniekąd wart tej ceny, ale drugi jasny odcień,użyty po prostu jako puder rozświetlający jest w moim subiektywnym odczuciu wart tak z 40% mniej.
Mówiąc prościej za Hustla Baby dałabym do stówki, a za Mean Money nawet tyle ile kosztuje,ale jak każdy czekałabym na promocję ;).
Reasumując, dobry rozświetlacz dla tych co lubią trwałość,ale subtelny efekt i nie szukają bardzo mokrego błysku,ale dobrze zmielonego złota na twarz i rozświetlającego pudru.
Zdecydowanie do karnacji na której srebrne i perłowe odcienie nie wyglądają najlepiej, wtedy ładnie wtapia się w skórę,będzie na pewno bardziej widoczny na zimnych odcieniach skóry.
Wierzchnia warstwa jest taka bardziej jeszcze sztywna i intensywniejsza w barwie i warto z początku ten pędzel ciut intensywniej dociskać albo trochę rozetrzeć go palcem.
Ostatecznie mogę dać mu w ogólnej ocenie 4,bo wydaje mi się,że można trafić taniej coś podobnego.
Opakowanie nie jest jakieś wyrafinowane i luksusowe, takie po prostu estetyczne,ma w środku lusterko brak jakiegoś puszka,który je osłoni.
Trochę nie do końca odpowiada mi wielkość tych okienek, omiatając pędzlem Hustla Baby zdarza mi się najechać na złoty odcień.
Stad też moja myśl,że chyba miałyby sens w gruncie rzeczy kupić je osobno.
Na zdjęciach po kolei
-zawartość opakowania,
-przetransportowane bezpośrednio na palce (od lewej Hustla Baby,od prawej Mean Money),
trzecie -od góry Hustla Baby, Mean Money i dla porównania Mary Lou i tak,wierzcie mi albo nie, ale tam są trzy kolory ;),tak widać odcień Hustla Baby, wszystko nałożone palcem i subtelnie roztarte pędzlem.
Wiem,że akurat swatch na nadgarstku jest taki sobie, tam skóra bywa bardziej cienka i sucha, nie wygląda to tak na twarzy, na twarzy jest bardziej gładkie, także na spokojnie spróbuję zrobić jakieś fajne zdjęcie na policzku w dobrym świetle, ale mniej więcej tak prezentują się te odcienie.
Widać też różnice w konsystencji Mean Money a Mary Lou, Fenty jest mniej suche i ma bardziej wyrazisty kolor.
Zalety:
- Mean Money jest idealnie dobrany do mojej karnacji rudej,taki szlachetny odcień złota,bez bazarowej tandety.
- Można budować jego błysk,od subtelnego po mocniejszy.
- Nie jest zbyt pudrowy,odpowiednio "tłusty".
- Łatwo mi się go aplikowało, szczególnie kiedy nie chciałam przesadzić.
- Jaśniejszy odcień nadaje się na puder rozświetlający,który ładnie rozpromienia skórę i nie jest nachalny.
- U mnie trwałość jest satysfakcjonującą,ale może wynikać to z tego,że kosmetyki nakładane na twarz,które są jakby bardziej "lepkie" jakoś go wiążą.
- Nic się nie rozmazuje,nie podrażnia,nie zapycha.
- Nie podkreśla porów i załamań czy zmarszczek poza strefą T.
- W opakowaniu,które jest estetyczne mamy lusterko.
Wady:
- Jaśniejszy odcień nie za bardzo nadaje się na rozświetlacz, jest moim zdaniem jednak mniej warty ceny,niż odcień złoty. Mean Money,to raczej nie jest efekt "mokrej" tafli, są tam drobiny,może niedużo,ale jednak,a to nie każdemu tak do końca pasuje.
- Oba okienka z produktami miejscami są trochę niepraktyczne.
- Cena jest wysoka i w przypadku tylko odcienia Mean Money w jakiś sposób uzasadniona.
- Opakowanie mogłoby być bardziej luks ;)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie