Dość dobry, zupełnie zwyczajny krem na noc dla mieszanej cery, ale na widok ceny może zrobić się słabo
Wypatrzyłam ten kremik na wyprzedaży w Internecie za jakieś niecałe 50 zł. Nienajtaniej, ale że gdzieś już sporo dobrego słyszałam o tej Marce, w wyniku "wygooglania", że krem nawilża, odżywia, i robi wszystko ach, och jak świetnie, a i uznałam, że płacę za niego o jakieś 5, 10 zł mniej, niż normalnie - nabyłam.
Ponieważ ładna, skromna tubka (lubię takie) opatrzona była literkami nieznanego mi języka koreańskiego (chyba...) i z jedynie niedużą nalepką w znanym mi języku angielskim, "wygooglałam" dane kremu ponownie, i dopiero wtedy spojrzałam na informacje o regularnej cenie produktu. Nie zapłaciłam za niego kilka złotych mniej, tylko całe 50 – aż mi się zrobiło słabo, a i poczułam lekką ekscytację na myśl o popełnieniu interesu życia i zakupie kremu wartego 100 zł za połowę owej kwoty. Uznałam też w związku z tym, że musi być doskonały.
Niekoniecznie. Jest całkiem przeciętny, a z pewnością nie jest wart tej swojej "normalnej" ceny.
Do mojej mieszanej, wrażliwej, cery z tendencją do niechcianego błysku i niedoskonałości krem okazał się zbyt bogaty na dzień, gdyż niemal od razu po nałożeniu wymagał zmatowienia, i choć ma przyjemną konsystencję, to nie wchłonął się idealnie – pod palcami czułam minimalną lepkość policzków. O, tego to nie lubię.
Przerzuciłam się zatem na stosowanie kremu na noc, i wówczas – ta jego cecha nie przeszkadzała mi aż tak bardzo, a też nie mogę narzekać – cerę miałam rano ładnie nawilżoną i gładką, ale... ja od kremów wymagam więcej – niż tylko "nienarzekania".
Za kwotę kilkudziesięciu złotych – w porywach do 100, zwłaszcza w trakcie akcji promocyjnych, można już kupić doskonale, skutecznie działające, światowej klasy, uznane francuskie dermokosmetyki. Do tego luksusowe, ultrasensualne w aplikacji, co ważne jest dla mnie ogromnie.
Ależ ze mnie drobnomieszczństwo "wylasło" – jak ze skeczu Pana Jana Kobuszewskiego o hydraulikach, ukochanego Kabaretu Dudek – z tą zmanierowaną z francuska luksusową aplikacją, ale... tak. Ważne takie doznania są dla mnie ogromnie, tymczasem równie kosztowny kakaowy krem Benton mi ich nie zapewnia.
To dość zwyczajny krem, który nie działa u mnie szczególnie oszałamiająco, a na dodatek jest całkowicie bezwonny, i o przeciętnej wchłanialności, a ponadto nie prewencyjny względem niedoskonałości. Trafiały się, a i owszem, w czasie, kiedy go stosowałam, więc... niestety powrotu do kosmetyku nie będzie.
Zalety:
- skuteczność – cera jest dość dobrze nawilżona, i odżywiona, gładka,
- wydajność – bardzo dobra,
- opakowanie – ładna, miękka, skromna tubka
Wady:
- cena – szokująco wysoka (ok. 100 zł), zważywszy na raczej przeciętne działanie kremu
- zapach – brak, co może stanowić poniekąd zaletę, choć wolę bezwonność w typie świeżości alpejskich strumieni,
- wchłanialność – przeciętna – dla cery normalnej lub suchej – z pewnością lepsza - za bogaty na dzień do cery mieszanej, i pozostawią niewchłoniętą warstewkę,
- nie zapobiega niedoskonałościom – podejrzewam go też o lekkie zapychanie porów
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie