SkinFood Beauty Berry, Everyday Beauty Berry Facial Mask Sheet Maska w płachcie z ekstraktem z jagód

Uwielbiam maski w płachcie. Od wielu miesięcy stanowią obowiązkową część pielęgnacji mojej cery, uprzyjemniając wieczory w domu. Zazwyczaj aplikuję je podczas kąpieli, gdyż mogę wówczas w pełni się zrelaksować :). Jagodową maseczkę Skinfood otrzymałam w prezencie i szczerze mówiąc nie widziałam jej w polskich sklepach. Nawet opis maseczki był w języku angielskim, musiała więc zostać nabyta poza granicami naszego kraju. Tym bardziej potraktowałam ją jako pewnego rodzaju luksus i z ciekawością przystąpiłam do testowania :). Maska posiada bardzo ładne opakowanie w formie saszetki, które wygląda jak okładka magazynu. Służy do jednorazowej aplikacji. W środku opakowania znajdziemy mocno nasączoną esencją płachtę. Producent nie poskąpił nam wspomnianej esencji, dzięki czemu jej pozostałości możemy z powodzeniem rozsmarować na dekolcie i szyi :). Esencja jest bezbarwna a jej zapach... jest jakiś taki chemiczny i herbaciany. Bardzo daleko mu do zapachu jagód, co szczerze mnie zawiodło. Liczyłam bowiem na piękny, słodki, owocowy zapach. Ten który wyczuwam nie ma nawet owocowej nuty, ogromna szkoda. W takim przypadku umieszczanie jagody na opakowaniu oraz sugerowanie, że maska jest jagodowa, jest dalekie od prawdy... Gdzie ten owoc, ja się pytam? :( Muszę się również przyczepić do kształtu płachty - jest bowiem tak bardzo nieforemna i dziwnie skrojona, że wręcz irytuje podczas aplikacji. Zdecydowanie jest zbyt szeroka. O ile górna część dopasowuje się do czoła idealnie, o tyle dolną część bardzo trudno utrzymać na twarzy- materiału jest zbyt dużo, marszczy się, nie trzyma się skóry. Co chwilę trzeba go poprawiać. W tym miejscu dodam, że posiadam cerę mieszaną, w kierunku wrażliwej, z tendencją do przetłuszczania się w strefie T. Jest to pierwsza maska w płachcie, po której moja cera była lekko zaczerwieniona. Na szczęście nie piekła mnie, a czerwony kolor szybko zniknął. Maskę trzymałam na skórze przez zalecany czas - a więc około 15 minut. Kiedy zdejmowałam płachtę z twarzy, była jeszcze wilgotna. Efekty, efekty... Po zastosowaniu maski, następnego dnia moja cera zdecydowanie była bardziej nawilżona, wygładzona i pełna blasku. Makijaż dłużej się utrzymywał, a strefa T przestała się błyszczeć. Skóra wydawała się być aksamitna w dotyku, a wypryski zmniejszyły się. Efekt utrzymał się jeszcze przez jeden kolejny dzień. Czy jeszcze do niej wrócę? Nie mam pojęcia, nie czuję się do końca przekonana. Myślę jednak, że warto ją przetestować i przekonać się na własnej skórze (dosłownie), czy warto :).