W SKRÓCIE
Ta pomadka przesusza. W dwa-trzy tygodnie doprowadza usta do takiego stanu, że przestaje wam być wygodnie. Zaczynacie myśleć tylko o swoich ustach. Nakładacie na nie wszystko, co tylko może pomóc. A i tak bolą. Przy czym to nie są po prostu spierzchnięte wargi, ale tak głęboko przesuszone usta, że ich odratowywanie trwa parę dni. Czegoś takiego dawno nie przeżyłam.
Nie polecam. Uciekajcie.
MOJA HISTORIA
Kupiłam tę pomadkę, bo była tania i nie zawierała parafiny.
Moje ulubione pomadki ochronne to te z Vianka i Sylveco, które mają prześliczne zapachy i dobry skład. Ale one kosztują po 11-12 zł i wystarczają na miesiąc. W dodatku są nie do dostania w zwykłych sklepach. Więc zaczęłam szukać tańszego odpowiednika. Myślałam, że znalazłam taki odpowiednik w Isanie, ale to był błąd. Bardzo się pomyliłam.
Ostatnio pokończyło mi się kilka rzeczy, więc mimo pandemii przeszłam się do Rossmanna. Kiedy podeszłam do półki z pomadkami, nawet się nie zastanawiałam. Rzuciła mi się w oczy Isana. Wzięłam ją do ręki. Skład był bez parafiny. Była tania. Więc włożyłam ją do koszyka.
I tak trafiłam na pomadkę, która mnie zachwyciła... przez pierwsze dwa-trzy tygodnie. Potem zamieniła się w KOSZMAR.
Od razu zaznaczam: to nie jest szczyt pomadkowej myśli technicznej ani drogi produkt. Dlatego nie oczekiwałam niczego poza poprawnym działaniem.
Przez pierwsze 2-3 tygodnie używałam jej w pracy i bardzo mi odpowiadała. Przede wszystkim zapach jest niby brzoskwiniowy, ale... zjełczały? przygniły? słaby? Na pewno nie są to świeże, soczyste brzoskwinki. Bardziej starawa, pomarszczona brzoskwinia. Mnie ten zapach urzekł.
Urzekła mnie też świadomość, że ta pomadka kosztuje tylko 5 zł, (spoiler: potem zobaczyłam, że na przecenie można ją dostać nawet za 3,49 zł, ale moim zdaniem nie jest warta nawet takich pieniędzy).
Odpowiadało mi też, że sztyft jest twardy. Pracuję w ciepłym pomieszczeniu, często przebywam na Słońcu i wiele innych kosmetyków by się w takich warunkach popsuło. A ta pomadka wytrzymała.
Niestety, pomadka zaczęła mi się podobać aż za bardzo. Po dwóch-trzech tygodniach zaczęłam ją nosić przy sobie non stop i używać 24 godziny na dobę. Już nie tylko w pracy, ale i w domu. Wtedy pokazała prawdziwe oblicze.
Wady:
- nie nawilża, nie odżywia ani nie koi. Daje ulgę na krótko. Bardziej natłuszcza niż robi cokolwiek innego. Kiedy ją nakładam, mam tłuste wargi, po których miękko sunie kolorowa pomadka, ale to wszystko. Pod spodem dalej są suche usta.
- stosowana przez dłuższy okres czasu przesusza. Raz na jakiś czas można jej użyć i wtedy krzywdy nie zrobi. Ale stosowana rano, w dzień i na noc wyniszcza w zastraszającym tempie. Sprawia, że nasze usta wołają o nawilżenie i ukojenie.
- jest wydajna, ma miły zapach, cena jest przyzwoita i dostępność jest super łatwa, ale i tak nie warto jej kupować. Za 5-10 zł znajdziemy mnóstwo lepszych pomadek ochronnych (chociażby z Nivea). Zresztą do ust i tak najbardziej polecam masło shea (do stosowania w domu i na noc), bo wychodzi najtaniej i działa najlepiej. Pomadki ochronnej lepiej używać tylko tam, gdzie to konieczne, żeby nie dotykać ust palcami, np. w szkole, w pracy, na spacerze.
Tak czy owak, nie kupujcie pomadek z Isany. To jeden z najgorszych kosmetyków, jaki kupiłam w ostatnich latach.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie