Zachęciła mnie do zakupu kosmetyku zawartość korundu, który moja skóra dobrze toleruje, a który świetnie wygładza i oczyszcza cerę. Kupuję proszek korundowy za kilka złotych i łączę z kosmetykiem oczyszczającym do twarzy tworząc taką peelingującą pastę. Potrafię nią pracować tak, by nie uszkodzić naskórka i nie zrobić sobie krzywdy. Dlatego też gotowy kosmetyk z korundem to dla mnie ciekawostka, ale jednak nie jestem zadowolona.
- OPAKOWANIE: produkt znajduje się w buteleczce typu air-less, czyli z pompką, po naciśnięciu której od dołu wytłaczany jest kosmetyk. Dzięki temu zużywamy go do końca, a do środka nie trafia powietrze. Pompka zabezpieczona jest dodatkowo zatyczką, co chroni kosmetyk przed wysuszeniem. Plastikowa butelka ma barwę mleczną, nieco przeźroczystą, co daje możliwość podglądania ile peelingu zostało w środku.
Wizualnie opakowanie wygląda skromnie i estetycznie, nie zawiera mocnych akcentów graficznych, jest w moim guście.
Peeling kupujemy zapakowany w tekturowe pudełko, na którym znajdziemy wszelkie informacje o kosmetyku, a wewnątrz pudełka jak zawsze znajdziemy próbkę jakiegoś innego kosmetyku producenta, co jest miłym akcentem.
- KONSYSTENCJA: peeling posiada formułę białego, gęstego kremu, w którym zatopione są drobinki korundu, ale ilościowo jest ich, powiedziałabym, średnio, spodziewałam się większej ilości. Nakładając kosmetyk na twarz krem staje się lżejszy i widać, że drobinek faktycznie nie jest dużo. Rozcierając kosmetyk na skórze drobinki układają się w większych odległościach od siebie, jakby zachowywały zalecany obecnie dystans społeczny.
- ZAPACH: nie odnotowałam.
- DZIAŁANIE: masaż skóry tym peelingiem czuć, to znaczy czuję jak po skórze pocierają się drobinki korundu, a to uczucie jest charakterystyczne dla mnie. Różni się od innych peelingów. Korund daje właściwe tylko sobie uczucie, gdy masuje skórę. Nakładam go na suchą twarz ponieważ krem daje odpowiedni poślizg i nie powoduje skaleczeń czy podrażnień. Mam skórę skłonną do występowania podrażnień bo osłabia ją odwodnienie, ale mimo to lepiej sprawdzają się u mnie mocne peelingi, wiem też jak nimi pracować by nie zrobić sobie krzywdy.
Produkt Bandi z łatwością usuwa się ciepłą wodą, nie pozostawia filmu na skórze. Cera jest lekko zaczerwieniona, ale, jak wspomniałam, nieuszkodzona. Po peelingu oczekuję, że pozostawi moją skórę gładką, miękką i elastyczną w dotyku, a szorstkość spowodowana obecnością martwego naskórka zniknie. I tu jestem zawiedziona bo nic takiego nie zauważam po zastosowaniu tego peelingu. Skóra jaka była przed zabiegiem, taka jest i po. Może w minimalnym stopniu coś tam się podziało, ale to mnie absolutnie nie satysfakcjonuje. Lubię, gdy skóra jest sprężysta i w dotyku jak guma, jak to mój szanowny małżonek mówi. Bardzo się rozczarowałam, szczególnie, że słowa, które widzimy na opakowaniu jak „mikrodermabrazja” i „korund” są dla mnie synonimem solidnie oczyszczonej skóry i wygładzonej w efekcie.
Może z kosmetyku będą zadowolone miłośniczki lżejszych, delikatnych peelingów. Ja lubię spektakularny efekt, więc po zużyciu pierwszego opakowania nie wrócę już ponownie. Ja lubię kontrolowany hard-core.
Zalety:
- kremowa konsystencja
- wygodne opakowanie typu air-less
- nie podrażnia
Wady:
- słaby dla skóry lubiącej mocne peelingi
- nie wygładza
- nie zmiękcza
- nie pozostawia uczucia elastycznej skóry
- pozostawia jedynie wrażenie braku działania
- niektóre składniki
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie