Dobra i tania humektantowo-emolientowa odżywka, która pachnie Świętami Bożego Narodzenia.
Zestaw kosmetyków Garnier Botanic Therapy Ginger Recovery, w skład którego wchodziła maska, szampon oraz recenzowana odżywka, kupiłam w Biedronce. Zestaw był pięknie zapakowany, typowo na prezent, więc nie mogłam przejść obok niego obojętnie, stał się prezentem ode mnie dla mnie :D. Jako pierwszą na tapet wzięłam odżywkę, właśnie ją zużyłam, więc to dobry moment na recenzję.
Moje włosy to wysokopory w typie wurly. Z natury są suche i szorstkie, do tego okropnie się plączą, a jeszcze bardziej puszą. Dość szybko się przetłuszczają, więc myję je niemal codziennie metodą OMO. Lubią emolienty oraz proteiny, humektanty niekoniecznie, dlatego rzadko sięgam po typowo humektantowe odżywki, wolę produkty humektantowo-emolientowe.
Odżywka została zamknięta w opakowaniu o pojemności 200 ml, zamykanym na klik. W kwestii opakowania nie mam do czego się przyczepić. Solidne zamknięcie, ładny wygląd utrzymany przez cały okres używania kosmetyku, brak problemów z wydobyciem końcówki. Odżywkę należy zużyć w ciągu 12 miesięcy od otwarcia. Mi zdenkowanie jednego opakowania zajęło 2,5 miesiąca, przy używaniu raz w tygodniu. Jest to w mojej ocenie świetny wynik, odżywka jest ekstra wydajna. Konsystencja odżywki jest idealna, niezbyt gęsta, ale też nielejąca. Nie miałam kłopotów z nałożeniem jej na włosy czy spłukaniem. Zapach to śmieszna sprawa, mi on kojarzy się ze Świętami Bożego Narodzenia, pierniczkami, jakimiś przyprawami. Generalnie jest przyjemny, nienachalny, na włosach raczej się nie utrzymuje, przynajmniej moich.
Odżywkę traktowałam jako humektantowo-emolientową. Z nawilżaczy zawiera glicerynę (trzecie miejsce w składzie), aloes oraz miód. Jeśli zaś chodzi o emolienty, to mamy olej sojowy i słonecznikowy. Ogólnie skład jest całkiem niezły, ale nie zdziwiło mnie to – większość odżywek z serii Botanic Therapy wypada pod tym względem dobrze.
Początkowo odżywkę stosowałam jako drugie „O” w OMO, ale zawsze wtedy domykałam pielęgnację czymś bardziej emolientowym, by uniknąć puchu. I faktycznie, włosy nie puszyły się, a przy tym wyglądały ładnie – miały blask, nie były obciążone, nie plątały się. Później odżywka była dla mnie pierwszym „O” w OMO i również w tej konfiguracji dobrze się sprawdzała. Efekty po jej zastosowaniu były podobne, jak wtedy, gdy była drugim „O”, ale oszczędzałam czas, więc taki sposób używania bardziej przypadł mi do gustu. Ogólnie z odżywki jestem zadowolona. Jak wspomniałam na początku recenzji, moje włosy nie lubią humektantów, w tej odżywce jest ich całkiem sporo, a mimo to po jej użyciu nie jestem Królem Lwem. Poza tym używałam jej regularnie przez ponad 2 miesiące i po tym czasie zauważyłam, że moje włosy są mniej suche, więc moc nawilżaczy zadziałała ;). Odżywką emulgowałam oleje i również z tym dobrze sobie radziła.
Odżywka kosztuje w niektórych drogeriach/sklepach mniej niż 10 złotych – super cena! Czasami można ją znaleźć w promocji, więc już w ogóle niezły deal. Efekty, jakie daje ten produkt, są warte o wiele więcej.
Podsumowując, jeśli szukacie dobrej i taniej humektantowej/humektantowo-emolientowej odżywki, to tę mogę jak najbardziej polecić. Sama skuszę się jeszcze na niejedno opakowanie.
Zalety:
- nawilża i nabłyszcza włosy
- ułatwia rozczesywanie włosów
- nie puszy i nie obciąża włosów
- można jej używać do emulgowania oleju
- skład
- niska cena
- odpowiednia konsystencja
- wydajność
- wygodne opakowanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie