Bielenda Vege Mama, Wegańskie serum ujędrniające do pielęgnacji biustu 

Serum Bielenda kupiłam w Drogerii Rossmann za jakieś śmieszne pieniadze, chyba ok. 4 zł w mega promocji. Z perspektywy czasu uważam, że wyprzedawali produkt, który totalnie się nie sprzedawał. Kosmetyk jest niezbyt przyjemny w stosowaniu, głównie za sprawą brzydkiego zapachu, który jest mdły i ciężko go znieść. Mówiąc wprost, ten krem po prostu śmierdzi. Podczas stosowania musiałam wstrzymywać oddech, bo inaczej nie dało się go znieść. Sama konsystencja serum jest bardzo fajna, gęsta. Dość szybko się wchłania, już po 2-3 minutach nie ma go na skórze. Daje efekt lekkiego nawilżenia i wygładzenia, ale nie pomaga ma rozstępy. (Które jak wiadomo są głównie sprawą genów...) Duży minus za to, że należy umyc brodawki przed karmieniem, które na na początku jest bardzo częste. Opakowanie produktu to spora tubka utrzymana w kolorze bieli i różu, nie wurozniajaca się, w stonowanych barwach, raczej przeciętna. Ogólne działanie kosmetyku oceniam średnio, zużyłam go tylko dlatego że szkoda mi było go wyrzucić. Starcza na około 4 miesiące stosowania. Nie kupię go ponownie i nie polecę go koleżankom. Jedyne plusy to jego wydajność i wegańska formuła, ale to jest wszystko na co możemy liczyć. Dodatkowo miałam wrażenie, że czasami swędziała mnie po nim skóra.

W sumie nie do końca wiem po co skusiłam się ten produkt. To było raczej na fali dbania o skórę po ciąży, bo trochę bałam się tego jak może się zmienić, czy pojawią się rozstępy, czy skóra straci mocno na elastyczności. Na szczęście dla mnie czas okazał się łaskawy i nie odczułam wielkich negatywnych skutków na skórze, ale i tak stosowałam parę kosmetyków przeznaczonych dla młodych mam w ramach profilaktyki. Długo czasu zbierałam się do tego serum i w końcu udało mi się zużyć całą tubkę. Ocena? Jest to kiepski produkt i nie poleciłabym go innym kobietom. Samo używanie serum nie należało do przyjemnych, głównie za sprawą zapachu. Jest on nieprzyjemny, coś jak mokra ziemia, mdły i zupełnie nieatrakcyjny. Szczęście w nieszczęściu, że jest on słaby i czuć go praktycznie tylko jak przystawi się nos, na skórze go nie czuć i nie zostaje na ubraniach. Konsystencja akurat jest w porządku - jest to gęste serum, kremowo-żelowe, dobrze się rozprowadza i to co dla mnie ważne, nie klei się. Potrzeba 2-3 minut, żeby się wchłonął, po czy można spokojnie się ubrać bez obaw, że skóra się będzie lepić. Działanie ciężko ocenić, bo jest ono znikome. Wygładza skórę, zmiękcza, niweluje uczucie napięcia i łagodzi jeśli skóra jest nieco nadwrażliwa. Myślałam, że po kilku miesiącach stosowania zauważę jakąś zmianę w elastyczności skóry, polepszy się nieco jej stopień ujędrnienia. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Używałam serum później już tylko z myślą, żeby je zużyć, bo żadnej przyjemności z niego nie miałam. Nie jest to produkt tragiczny, ale po prostu nijaki. Na pewno nie ma co oczekiwać, że opisane przez producenta rezultaty będę widoczne po upływie czasu. Moja skóra w tych okolicach zdecydowanie lepiej wygląda jeśli stosuję zwykłą oliwkę do ciała. Nie ma się co rozpisywać, jest to produkt raczej z niższej półki jeśli chodzi o skuteczność działania.

Wymieniłam klasyk babydream na to serum. Żałuję. Odkąd używam pojawiły się rozstępy (choć wiem ze to geny...). Szybko się wchłania, efekt nawilżenia trwa chwilę. Nie pasuje mi zapach, mi kojarzy się z pieczarkami, ale może to wina hormonów ???? Nie brudzi ubrań,nie łagodzi świądu skóry, który może występować w wyniku rozciągania powłok skórnych.