Yves Rocher L'Enlumineur Rayonnant Teint Rozświetlacz w sztyfcie o zapachu olejku monoi

Gdyby nie to że dostałam ten rozświetlacz w gratisie do zamówienia to nawet nie wiedziałabym o jego istnieniu. Kolor będzie odpowiedni raczej dla ciepłych typów urody, bo ma mocno żółte/złote tony. Jest dosyć twardy, dlatego najpierw rozsmarowuję go na wierzchu dłoni dość mocno dociskając i dopiero z dłoni zbieram go gąbką albo palcem. Podczas takiego rozsmarowywania rozgrzewa się trochę od skóry i łatwiej z nim pracować. Formuła jest w porządku, chociaż z niektórymi podkładami jakoś nie współgra i mi je lekko ciastkuje, nie scala się z nimi tylko jakby leży na wierzchu. Natomiast przy dobrym matchu potrafi naprawdę dobrze wyglądać. Błysk jest ładny, wygląda na trochę mokry, takie rozświetlacze najbardziej mi odpowiadają. Próbowałam go też na powieki ale jest za tłusty i za bardzo zbiera się w liniach jak się trochę pomruga. Jest niezły, choć raczej sama go nie kupię.

Rozświetlacz jest bardzo ładny wizualnie. Opakowanie zachęca do zakupu. Jednak zdecydowanie nie jest wygodnym rozświetlaczem w sztyfcie. Formuła jest bardzo twarda, więc nie rozprowadza się wygodnie. Ma dużą przyczepność do skóry, lecz jednocześnie ciężko go rozblendować, co utrudnia stworzenie ładnego efektu.

W rozświetlacz w sztyfcie od Yves Rocher zaopatrzyłam się przy okazji większych zakupów na stronie producenta. Skorzystałam z promocji, bo regularna cena produktu-59 zł to naprawdę sporo jak za mini produkt. Sztyft występuje w 2 wersach kolorystycznych: Rose i Bronze. Ja do swojej jasnej cery wybrałam Rose o pięknym , egzotycznym zapachu z Yvesowej serii kosmetyków z olejkiem monoi (uwielbiam!). Kosmetyk jest naprawdę malutki, zmieści się nawet do najmniejszej podręcznej kosmetyczki,ale też cena jak za takie puzdereczko jest stanowczo przesadzona. Wnętrze kryje bogaty, wręcz tłusty produkt o masełkowej konsystencji, nienachalnym odcieniu (zero drobinek, właściwie tylko połysk) i zniewalającej ( ale nie dla każdego)woni. Sztyftu używam bardzo oszczędnie i nie na co dzień- do wykończenia łuku kupidyna i odrobinę na kości policzkowe. Z uwagi na konsystencję, najeży unikać dotykania miejsc z produktem. Bez mechanicznego ścierania wytrzymuje na twarzy kilka godzin. Nałożony w nadmiarze daje efekt tłustej cery. Nie spowodował u mnie podrażnień, ale też używam go bez ostrej ekspozycji na słońce. Pod maseczką się ściera. Pomimo dużej sympatii do firmy, uważam, że cena regularna produktu jest zbyt wysoka i nie kupiłabym go bez promocji. Podumowując- aromatyczne cacko do torebki, poprawy rozświetlenia w ciągu dnia, ale bez efektu "wow". Nie jest to produkt niezbędny, raczej fanaberia makijażowa i nie planuję kolejnego zakupu. Cera wygląda na rozświetloną, ale łatwo przesadzić i osiągnąć efekt błyszczącego paska. Lepiej produkt rozetrzeć i wklepać. Z uwagi na konsystencję- nie widzę tego produktu w makijażu wieczorowym, wymagającym utrwalenia. W lecie produkt może się rozpuszczać, być nietrwały.

Produkt jest zaskakująco mały na żywo, właściwie wygląda jak miniaturka. Ma zwodniczo śliczne opakowanie, które sugeruje wyższą półkę niż YR - jakby skrzyżowanie produktów Milk i Fenty. Pachnie monoi i na pierwszy rzut oka ma piękny, beżowo różowy, neutralny kolor. Niestety, przy aplikacji okazuje się, że jest niesamowicie tłusty - nie "masełkowaty" - po prostu tłusty AF. Może jeszcze wyjątkowo suchym cerom by to nie przeszkadzało, ale to nie koniec. Rozświetlacz bowiem... nie rozświetla. Nie ma nic, ani koloru, ani połysku, nawet żadnych drobinek. Zauważyłam, że kości policzkowe po aplikacji wyglądają tak samo, jak moje czoło kiedy potrzebuje przypudrowania... No po prostu drogi dramat. Nie kupujcie tego.