Dla uczczenia wydanego dopiero co - 29.04.2022 r. - ósmego, doskonałego LP "Zeit" grupy Rammstein, zrecenzuję wydane przez Nich w 2019 r.... perfumy
Uwielbiam Rammstein – muzyka pasowała mi zawsze, ale od niedawna dopiero uświadomiłam sobie, jak inteligentni oraz... wrażliwi to Ludzie, którzy swoją twórczością więcej zdziałali na rzecz praw Kobiet i Dzieci – w szczególności piętnując pedofilię, niż całe ONZ od początku istnienia.
I choć to już Panowie-w-Pewnym-Wieku, to starzeją się diablo seksownie, wciąż prowokując i uchodząc – poniekąd zasłużenie - za jedną z najdzikszych orkiestr rockowych świata, i stąd też zapewne rozczarowanie osób nie całkiem chyba rozumiejących Ich twórczość faktem, że kolejne perfumy komponowane dla Grupy od kilku lat przez Alexandre'a Illana nie biją wonią alkoholowych wymiocin podminowanych dymem z jointów, tylko są... autentycznie ładne.
Z pewnością intrygujące, nietypowe, i w faktycznie dość rock'n'rollowym stylu (z reguły w typie unisex), ale – naprawdę ładne, i zawsze komponowane w sposób "z niemiecka" zorganizowany, z przemyślanym zamysłem i historią.
Pierwsze perfumy Rammstein z 2019 r. były inspirowane rewelacyjnym, i faktycznie narkotycznym w odbiorze utworem "Kokain" wydanym niestety jedynie na singlu w 1997 r., choć na ich skład – a w szczególności akord gasoline (!) musiał mieć wpływ również znacznie późniejszy utwór "Benzin" z 2005 r., pochodzący z piątego LP Zespołu "Rosenrot".
I choć idea zastosowania mazutokształtnych nut w perfumach początkowo może wręcz przerazić, to – po pierwsze – to Rammstein, więc ma prowokować, a po drugie – w kompilacji ze słodkawymi nutami owoców, mrocznie zmysłowej paczuli i ultraszykownego irysa daje przyjemny efekt... gumy do żucia, a trochę i "czystego" fiołkowego mydełka, z najwyraźniej jednak brzmiącymi akordami skórzanymi, drzewnymi, ale i pudrowymi, dzięki którym perfumy kojarzą się z wchodzącą do dobrego pubu zadbaną młodą Kobietą (lub równie zadbanym młodym Mężczyzną – to unisex), w świetnie skrojonych dżinsach, szpilkach i ramonesce, pachnącą zmysłowo, seksownie, ale i bardzo elegancko, w stylu chociażby klasycznej wody... Bottegi Venety, o wyraźnych skórzanych nutach.
Kompozycja aż zaskakująco piękna, i nie wykluczam nabycia, ale choć wciąż jeszcze nienajgorzej wyglądam w dżinsach, a twórczość Rammstein całym sercem ubóstwiam, skłaniam się jednak ku mniej młodzieżowym, a nieco bardziej klasycznym perfumom.
Polecam – tak naprawdę wszystko od Rammstein.
Zalety:
- kompozycja – unisex, młodzieżowa, prowokacyjna (ba! to Rammstein!), ale aż zaskakująco piękna i niemal klasyczna – o akordach gasoline, skórzanych, drzewnych, owocowych, irysa, zwierzęcych, pudrowych, ziemistych, słodkich i fiołkowych – kojarząca się z bardzo zadbaną, młodą Osobą w typie swobodnej, seksownej, rock'n'rollowej – jednak elegancji,
- trwałość – bardzo dobra, a perfumy nie męczą,
- projekcja – świetna – nuty zapachowe ładnie ewoluują od owocowej gumy do żucia, przez skórę i drewno, po czyste, irysowo-fiołkowe, pudrowo-mydlane nuty,
- flakonik – świetnie dobrany do zawartości – w typie młodzieżowo swobodnym, trochę zadziorny (z nadrukowanymi wzorem sumarycznym kokainy i logo Zespołu), ale jednak na szczęście prosty - elegancko nieprzekombinowany,
- geneza perfum – produkt celebrycki, ale nie sygnowany przez jakowąś słynną Artystkę, a przez jeden z najdzikszych metalowych Bandów w składzie sześciu Panów – zamysł przedni, brawo!
- cena – w miarę przystępna