Uwielbiam peelingi! Piszę to za każdym razem, gdy recenzuję jakiś kosmetyk tego typu. Ja wiem, że szczególnie do twarzy takie mechaniczne produkty fachowcy często odradzają, ale ja nie mogę obyć się bez tego uczucia miękkości i elastyczności naskórka po zabiegu. Stosuję retinol, który też spełnia tę rolę usuwania martwego naskórka i obecnie nie mam takiej potrzeby sięgania po peelingi na twarz, ale jednak są takie dni, gdy robię sobie spa i wtedy wjeżdża pestkowy peeling.
- OPAKOWANIE: kosmetyk kupujemy w tekturowym pudełku, które kryje szklany, przeźroczysty słoiczek opasany wokół naklejką w kolorze brudnego różu, na której znajdziemy prostą grafikę, w zasadzie same napisy, wszystko jest bardzo czytelne i jasne. Słoiczek zamykany jest za pomocą plastikowej czarnej nakrętki. Jestem pewna, że pod nią znajdywało się jakieś zabezpieczenie, ale nie mogę sobie przypomnieć jakie.
- KONSYSTENCJA: kosmetyk ma postać kremu, w którym zatopione jest mnóstwo drobinek - nasion malin, truskawek i rozdrobnionych z moreli. Peeling bez problemu nabiera się na palec i dobrze przylega do skóry twarzy. Nie spływa, a w trakcie masażu nie osypuje się.
- ZAPACH: i tu poległam, bo nie mam pojęcia do czego można porównać, nie kojarzy mi się absolutnie z niczym. Jedyne słowo jakie przychodzi mi na myśl, to że jest on przyjemny, tyle.
- DZIAŁANIE: po oczyszczeniu skóry i jej osuszeniu nakładam cienką warstwę kosmetyku i trzymam jak maskę przez kilka minut (dwie, trzy). Odczuwam w tym czasie lekkie szczypanie, ale od razu podkreślam, że produkt nie podrażnia skóry. Zrobił mi to tylko raz, gdy zawaliłam i zaburzyłam warstwę ochronną naskórka. Moja odwodniona cera z łatwością ulega uszkodzeniom, więc o barierę hydrolipidową dbam szczególnie, ale zdarzają mi się błędy. Nie mniej jednak poza tą jedną wpadką peeling nie zaszkodził mi już nigdy, mimo że za każdym razem gdy go stosuję pojawia się to lekkie szczypanie, a później jeszcze masuję skórę wspomnianymi drobinkami.
Przechodząc do masażu - zwilżam dłonie i przystępuję do krótkiego masażu, a następnie usuwam kosmetyk wodą, co nie stanowi żadnego problemu. Nie naciskam mocno bo to mogłoby poranić skórę, choć na czole, gdzie mam bardziej wytrzymałą skórę czasem się nie oszczędzam. Jednak nie doprowadzam do krwistych rytuałów, znam swój umiar i możliwości. Myślę, że kluczem do stosowania tego typu kosmetyków jest właśnie poznanie swojej skóry i jej ograniczeń jeśli już ktoś, jak ja, chce stosować mechaniczne peelingi.
Po zastosowaniu peelingu skóra jest rozjaśniona, przyjemnie mięciutka i ujędrniona i uelastyczniona. uwielbiam ten stan, chce się cały czas dotykać :) Po takim zabiegu skóra zawsze lepiej, mam wrażenie, chłonie kosmetyki i to widać gołym okiem. Kremy, które zostawiają mi bardziej błyszczący film po peelingu są w wykończeniu satynowym, nie zmyślam :)
Wracając jeszcze do podrażnień i braku ich, to nawet skóra nie jest zaczerwieniona po masażu, ale tu wciąż będę podkreślać, że trzeba znać swoją skórę!!! by nie zrobić jej krzywdy.
Zalety:
- wygodne opakowanie
- kremowa konsystencja
- mnóstwo drobinek (nieostrożnie stosowane mogą poranić)
- pozostawia skórę miękką, rozjaśnioną, elastyczną i jędrną, wygładzoną
- rozważnie stosowany nie podrażnia, mimo że pojawia się szczypanie po aplikacji
- przyjemnie pachnie
- NEUTRALNE CECHY:
- wymaga ostrożności i poznania możliwości swojej skóry, jak każdy peeling mechaniczny
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie