Czy ktoś, kto go tworzył, miał jakiekolwiek pojęcie o kręconych włosach? Chyba nie.
Gdy zaczynałam świadomą pielęgnację włosów, na rynku nie było dostępnych zbyt wielu stylizatorów. Po kilku nieudanych spotkaniach z piankami postanowiłam wypróbować polecany przez kręconowłose żel Syoss Men. No i zakochałam się! Byłam mu wierna przez naprawdę dłuuuugi czas, ale pojawiające się nowe stylizatory skłoniły mnie do zakupu kilku z nich, m. in. recenzowanego żelu z TMS. Zużyłam jedno opakowanie tego „cuda”, więc to dobry moment na podzielenie się opinią, ale od razu ostrzegam – nie padnie tu zbyt wiele miłych słów.
Moje włosy są połączeniem fal i loków (przeważający skręt 2c, z domieszką fal 2b i rulonów 3a). Potrzebują bardzo mocnego utrwalenia, najlepiej sprawdzają się u mnie żele, kremy i pianki są natomiast zazwyczaj zbyt słabe. Mocno się puszą, więc od stylizatorów oczekuję nie tylko definicji i utrwalenia, ale też szeroko rozumianego okiełznania kosmyków (kręconowłose zrozumieją ;)).
Żel został zamknięty w tubce o pojemności 150 ml. Wróć! Żelu jest w niej 150 ml, bo wielkość samej tubki wskazuje na co najmniej kilkadziesiąt ml więcej. Szczerze? Nie jestem tym zdziwiona. Takie samo wrażenie odniosłam przy opakowaniach masek. Nie rozumiem takiej praktyki, zresztą chyba nie wymaga to żadnego komentarza… Wracając do tubki, z pozoru wszystko jest okej, bo to przecież wygodne opakowanie. Mhm, Z POZORU. Otóż, żel ma tak lejącą konsystencję, że wypływa bez naciskania tubki. Nie mam pojęcia, co autor miał na myśli, tworząc produkt do loków o takiej konsystencji. Skoro już tak poniosła go fantazja, to przynajmniej mógł napisać na opakowaniu, że mamy tutaj wodnisty żel. Wtedy bym go nie kupiła, bo takie nie nadają się do moich włosów (i pewnie nie tylko do moich…). Inna sprawa, że lejąca konsystencja sprawia, że wydajność żelu to jedna wielka tragedia. Wystarczył mi na jakieś… 6 użyć. Nie chcę nawet tego komentować, co by się kolejny raz nie denerwować. Kosmetyki TMS mają dość charakterystyczny zapach, którego fanką niestety nie jestem, tak że i tutaj stawiam minus. W składzie żelu już na drugim miejscu znajduje się gliceryna. Brawo dla producenta, to składnik, który często puszy włosy, szczególnie wysokoporowate (a taką porowatość mają w większości loki). To oczywiście była ironia, jakby ktoś nie załapał. ;) Dalej w składzie mamy jeszcze pantenol i ekstrakt z siemienia lnianego, które może i nawilżają włosy, ale przy tym mogą powodować ich puszenie...
Jak lubię recenzować kosmetyki, tak o tym żelu totalnie nie miałam ochoty pisać, bo jest po prostu zły. Niezależnie od tego, jakich kosmetyków użyłam podczas mycia, stylizacja tym produktem kończyła się albo kiepsko, albo baaardzo przeciętnie. Definicja słaba, utrwalenie jeszcze gorsze, włosy wyglądały tak, że musiałam je natychmiast związywać lub spinać, bo strach było spojrzeć w lustro. Rulonów nie miałam żadnych, fale owszem, ale smętne i spuszone. Co prawda włosy zachowywały dobrą objętość i nie były sklejone, splątane czy szorstkie w dotyku, jednak nadal jest to jeden z najgorszych żeli spośród wszystkich, których do tej pory używałam i nie zasługuje na więcej niż jedną gwiazdkę.
Żel jest dostępny w Rossmannie, w cenie regularnej kosztuje 34,99 zł. Moim zdaniem nie jest on wart nawet ceny promocyjnej (ta zazwyczaj wynosi nieco ponad 20 zł).
Podsumowując, niestety nie mogę polecić recenzowanego żelu ani posiadaczkom fal, ani posiadaczkom loków. W sumie to może nawet lepiej, że miał tak słabą wydajność, bo przynajmniej krócej mnie wkurzał. Ale poczucie pieniędzy wyrzuconych w błoto zostało…
Zalety:
- włosy po stylizacji zachowują objętość, są miękkie i przyjemne w dotyku
Wady:
- nie definiuje i nie utrwala skrętu
- skład
- lejąca konsystencja
- tragiczna wydajność
- cena
- opakowanie nie pasuje do lejącej konsystencji
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie