Moja skóra bardzo polubiła balsamy Yope i mimo że nie spełniają one jej wygórowanych potrzeb do końca, to bardzo chętnie je wybieram. W zasadzie uważam, że w działaniu nie różnią się od siebie, a jedynie mogę przebierać w zapachach.
- OPAKOWANIE: plastikowa biała butelka, nadająca się do recyklingu, wyposażona jest w niezawodną pompkę, która dozuje odpowiednią ilość kosmetyku - nie zacina się i nie strzela balsamem na odległość.
Szata graficzna jest bardzo charakterystyczna, wesoła i w tej wersji towarzyszy nam miso w zimowej czapeczce i szaliku, który wydaje się cieszyć na nasz widok.
Poza tym wszystkim znajdziemy tu wszelkie informacje o składzie i przewidzianym działaniu kosmetyku na naszą skórę. Wszystko jest czytelne i jasne.
A minusy? Cóż, jak zawsze w przypadku opakowania z pompką pojawia się problem, gdy preparat się już kończy. Pompka nie dozuje resztek balsamu i butla wymaga przecięcia, co jednak nie stanowi problemów technicznych. W opakowaniu zostaje jeszcze kosmetyku na trzy, cztery aplikacje.
- KONSYSTENCJA: produkt posiada typową dla balsamów formułę lekkiego kosmetyku, ale w trakcie rozcierania czuć bogactwo składu. Mimo to preparat dobrze się wchłania i pozostawia jedynie delikatny film, który nie jest lepki czy tłusty i już po chwili można się ubrać.
- ZAPACH: myślałam, że będzie bardziej ciasteczkowy skoro w nazwie mamy zimową muffinkę, może korzenny, ale mamy tu śliwkę, tak, tylko i wyłącznie śliwkę. To nie znaczy, że jest źle, absolutnie nie. Aromat jest bardzo przyjemny, ale jeśli ktoś szuka cukierniczych nut, to tu ich nie znajdzie.
- DZIAŁANIE: jak dla mnie balsamy od Yope, które już zdążyłam przetestować działają tak samo, czyli zadowalająco. Moja skóra ma duże tendencje do przesuszeń, które skutkują uczuciem ściągnięcia i szorstkością.
Balsam przyjemnie zmiękcza naskórek, wygładza i daje odpowiednie nawilżenie. Ale jednak zdarzają się dni, kiedy potrzebuję trochę więcej, dlatego wymagane jest dołożenie kolejnej warstwy kosmetyku, szczególnie na skórze łydek i ud - tu najszybciej odczuwam skutki przesuszenia. Nakładam więc ratunkową porcję, która też szybko się wchłania i to już mi wystarcza.
Czy mi to przeszkadza? Zdążyłam się już przyzwyczaić do takich niedogodności. Trudno mi znaleźć kosmetyk, który zadowoli moją skórę w pełni wśród marek, które są wolne od okrucieństwa wobec zwierząt, a na takie kosmetyki teraz się przerzucam w pełni. Może kiedyś trafię na coś lepszego. Póki co Yope daje mi dużo satysfakcji i mimo że nie na sto procent, to jednak ciągnie mnie do kosmetyków tej marki. Dokładanie warstwy balsamu nie jest kłopotliwe, więc jestem wyrozumiała.
Zalety:
- wygodne opakowanie
- czytelne informacje na butelce i jak zawsze zabawna grafika
- szybko się wchłania
- lekka formułę
- ale czuć bogactwo składników
- zmiękcza
- niweluje uczucie ściągnięcia i szorstkość
- wygładza
- nawilża
- smakowity zapach śliwki (niema tu zimowej muffinki)
- producent jest wolny od okrucieństwa wobec zwierząt
Wady:
- wymaga dołożenia warstwy w miejscach, gdzie skóra najszybciej się przesusza
- pompka nie dozuje kosmetyku, gdy ten się już kończy - trzeba przeciąć opakowanie
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie