Lumene Luminous Shine Lipgloss Rozświetlający błyszczyk do ust

Błyszczyk znalazłam w kalendarzu adwentowym z produktami Lumene. Nie znam jeszcze zbyt dobrze tej marki, więc kalendarz służy mi jako sposób na wstępne zapoznanie się z wieloma ich produktami. Błyszczyk jest w formacie pełnowymiarowym, więc używam go od kilku miesięcy i już powoli widzę na ściankach lekkie prześwity, więc zdaje się, że niedługo go wykończę. Bardzo go lubię i ostatnio używam regularnie na co dzień. Moje usta wyglądają z nim świeżo i błyszcząco! Opakowanie jest bardzo ładne i eleganckie. Smukłe i transparentne, dzięki czemu widać poziom zużycia. Bardzo ładnie prezentuje się w torebce. Aplikator to lekko wygięta tzw. "łopatka" z miękką gąbeczką na końcu. Jest bardzo przyjemna dla ust i mięciutko rozprowadza błyszczyk na ustach. Nabiera odrobinkę za dużo jak na jeden raz według mnie, ale nadmiar można lekko ściągnąć opierając o ściankę i nie ma żadnego problemu. Opakowanie nie brudzi się i nie obkleja przy nakrętce, co w błyszczykach jest dość częste i czego osobiście nie lubię. Posiadam kolor nr 11 Old Rose. W opakowaniu to chłodny róż, ale na moich ustach nabiera ciut koralowego odcienia. Błyszczyk ma perłową poświatę. Zawiera mikroskopijne drobinki, które delikatnie opalizują w świetle, ale jest to naprawdę subtelny efekt i nie ma w sobie w ogóle brokatowego charakteru. Trzeba przyznać, że zgodnie z nazwą jest to naprawdę rozświetlający błyszczyk. Na ustach tworzy efekt tafli - jednolitej, gęstej, kryjącej powierzchni. Szczerze mówiąc ten produkt to dla mnie coś pomiędzy błyszczykiem a kremową pomadką w płynie. Nadaje bowiem kolor, błysk i jednocześnie nieźle kryje. Usta wyglądają jak po posmarowaniu płynną szminką i mają kolor, który długo się na nich utrzymuje. Jedyna różnica to to, że błyszczyk jest lżejszy i opalizuje w świetle. Trwałość jest zaskakująco dobra i tego błyszczyka się nie "zjada". Owszem, nie jest odporny na jedzenie i picie, trzeba wtedy wykonać poprawki, ale takiej odporności nawet od błyszczyka nie wymagam. Natomiast posmarowane usta spokojnie wytrzymują parę godzin w nienagannym kolorze i błysku. Jak na błyszczyk jest to według mnie bardzo dobra trwałość. Może nie idealna, ale powyżej średniej. Wartości pielęgnacyjne są również bez zarzutu. Błyszczyk nie wysusza, wręcz leciutko nawilża. Pokrywa usta ochronną warstwą. Do tego - co zaskakujące - prawie w ogóle się nie klei. Nie czuć na ustach klejącej warstwy, jedyne co to wiadomo - włosy i ubranie mogą się przyklejać, ale przy błyszczykach to raczej norma. Produkt ładnie pachnie, bardzo delikatnie i jest to tylko zapach, nie czuć go w smaku. Zapach nie jest chemiczny, mi przypomina trochę wanilię albo jakiś inny nieco pudrowy aromat. To ostatnio jeden z moich ulubionych błyszczyków! Na pewno wpływ ma też to, że trafił mi się fajny, pasujący do mojej urody kolor. Dość klasyczny, ale nie nudny, a ja lubię taką tonację zgaszonego różu. Bardzo przyjemnie używa mi się tego błyszczyku, więc nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na inny wariant kolorystyczny. Blask i nawilżenie bez klejących ust - to mamy gwarantowane!

Błyszczyk znalazłam w kalendarzu adwentowym Lumene, sam kalendarz zakupiłam z taką myślą, aby móc przetestować jak najwięcej kosmetyków tej marki, ponieważ nie miałam z nią zbytnio kontaktu, a byłam jej ciekawa. Już jakiś czas temu zastąpiłam matowe pomadki błyszczykami, musze przyznać, że są dużo bardziej komfortowe w codziennym użytkowaniu, poza tym moda na zastygające maty ewidentnie przeminęła. Przeważnie wybieram błyszczyki lekko powiększające usta, ten takich właściwości niestety nie posiada, jeśli chodzi o trwałość to też bez szału - dlatego ucinam jedną gwiazdę. Poza tym natomiast: -ładnie pachnie, lekko waniliowo -wygodny apliaktor -bez drobinek -estetycznie wygląda na ustach -nie klei się przesadnie