When Simply Vegan Volcanic Ash Mask Oczyszczająca maska

Maska When Simply Vegan Volcanic Ash Mask stała się moim ulubionym produktem do pielęgnacji skóry. Dzięki niej moja skóra wygląda zdrowo, jest oczyszczona i promienna. Po użyciu maski zauważyłam, że moja skóra jest wyraźnie oczyszczona i mniej przetłuszczona. Maska pomaga w redukcji zaskórników i zwęża pory, co jest dla mnie bardzo ważne, ponieważ mam skórę skłonną do niedoskonałości. Dodatkowo, skóra jest miękka i gładka w dotyku, a także wygląda na bardziej świeżą i promienną. Jestem bardzo zadowolona z efektów, jakie daje maska When Simply Vegan Volcanic Ash Mask. Moja skóra jest oczyszczona, miękka i wygląda zdrowo. Polecam tę maskę każdemu, kto szuka skutecznego i wegańskiego produktu do pielęgnacji skóry. Dzięki niej moja rutyna pielęgnacyjna stała się jeszcze przyjemniejsza.

Nie przepadam za maskami w płachcie. Muszę mieć "wenę" do podjęcia tego typu pielęgnacji – ale dzisiaj ją miałam i postanowiłam przetestować ten wulkaniczną maskę od When. Saszetka jest dość przyjemna dla oka i łatwa w otwarciu 'ręcznym', nie ma potrzeby używania w tym celu nożyczek. W środku znajduje się czarna płachta (dość nietypowo) wykonana z naprawdę porządnego, grubego materiału, optymalnie nasączonego serum; w środku saszetki nie było wiele płynu – pomyślałam, że tym razem zaskakująco Koreańczycy poskąpili esencji, ale okazało się, że maska ją po prostu wchłonęła. Płachtę trudno było mi dopasować do twarzy. :/ Jestem do tego przyzwyczajona, bo mam wysokie czoło, a buzię małą jak u dziecka... Myślę, że to może być powód, dla którego nie jestem przekonana co do masek w tej formie. Płachta źle przylegała do policzków, brody, odklejała się, zwijała, rolowała i wkurzała mnie. Musiałam ją co chwilę przyklepywać. Nosiłam ją na twarzy troszkę dłużej, niż zalecane 20 minut i przyznam, że z radością ją ściągnęłam (mimo że pachniała delikatnie i bardzo przyjemnie). Była suchuteńka! A moja twarz... bankietowo odżywiona, wygładzona, świeża, miękka, skóra się nie lepiła, bo wchłonęła cały produkt w siebie. Producent obiecuje zmatowienie i redukcję wydzielanego sebum, jednak rozumiem, że ten efekt przychodzi z czasem, przy regularnym stosowaniu, a ja zużyłam tylko jedno opakowanie. Ktoś napisał, że serum można ponownie wycisnąć i użyć po raz drugi... Szanuję oszczędność, ale... w przypadku tej maski jest to chyba niewykonalne, bo była idealna na raz i nie wycisnęłoby się z niej ani kropli (wytarłam ją w szyję, a ta zyskała śladowe ilości płynu). Cieszę się, że moja wrażliwa skóra nie zareagowała pieczeniem ani swędzeniem na ten kosmetyk. Jest to produkt wegański, delikatny dla skóry, zatem bez obaw można polować na niego w promocji – to zawsze się opłaca do testów. ;) Reasumując:

Maseczkę tę kupiłam wraz z magazynem, który bardzo lubię czytać - była tam po prostu jako dodatek. Oczywiście się to opłacało, bo za 2 maseczki + gazetę zapłaciłam niewiele więcej niż za 1 sztukę tego produktu w cenie regularnej. Lubię takie interesy! :) Markę When znałam już wcześniej właśnie z masek w płachcie, z których byłam bardzo zadowolona, dlatego liczyłam, że i na tej wulkanicznej wersji się nie zawiodę. Intuicja mnie nie myliła, kosmetyk okazał się bez zarzutu, ale o tym poniżej. Maseczka zamknięta jest w klasycznej saszetce z nadrukiem, którą łatwo otworzyć w celu wydobycia płata. Płachta jest zrobiona z przyjemnego dla skóry twarzy materiału, a jej wielkość jest optymalna i dobrze dopasowująca się do buzi. Zaskoczył mnie zaś jej czarny kolor - jak to powiedziała moja mama, gdyż maseczkę nakładałam podczas kilkudniowej u niej wizyty "Wyglądasz jak diabeł". Coś w tym było! :D W saszetce znajduje się również sporo esencji, więc płat jest nią porządnie nasączony. Jej zapach również przypadł mi do gustu, gdyż jest świeży i delikatny. Sama esencja po zdjęciu z twarzy materiału po krótkim czasie praktycznie całkowicie się wchłania. Co do składu, na liście znajdują się takie dobroczynne substancje jak: * nawilżająca gliceryna * arginina będąca dodajacym nawilżenia aminokwasem * kojąca alantoina * działająca antyoksydacyjnie woda bambusowa * mocno oczyszczające popiół wulkaniczny, pył węglowy i glinkę * tonizujący i wzmacniający wyciąg z bluszczu pospolitego * rozjaśniający kwas fitowy. Z kontrowersyjnych składników mamy tylko disodium EDTA, także nie jest źle. Przechodząc jednak do najistotniejszego, czyli do efektów: tutaj jest super! Cera po zdjęciu płachty była porządnie oczyszczona, stonizowana, a wypryski zdecydowanie złagodzone (a stosując maskę, akurat miałam wysyp, więc skóra naprawdę bardzo takiego działania potrzebowała!). Do tego buzia była zmiękczona, bez podrażnień czy wysuszenia, a w przypadku produktów oczyszczających różnie z tym bywa. Z rezultatów jestem naprawdę zadowolona i chętnie będę sięgać po tą maseczkę ponownie, jak i po inne propozycje stworzone pod logo When. Naprawdę warto, nawet w cenie regularnej!

Na pewno też rozjaśnia i wygładza. Nie spodziewałam się za bardzo skuteczności, maski w płachcie jakoś nie do końca widzą mi się jako oczyszczające, no bo żeby oczyścić, to jak dla mnie trzeba coś wypchać ze skóry a potem spłukać ;). Przyjęłam do niej inna zasadę, po wstępnym peelingu wieczorem, masce z glinką, jeszcze przed serum daje ją na twarz,bywa,że pomijam maskę z glinki,bywa,że bez peelingu kiedy skóra go nie potrzebuje. No i jakie są efekty? Nawet po jednorazowej aplikacji skóra wygładza się,robi się przyjemnie miękka, nie lepi jakoś za mocno,trochę nawilża,rozjaśnia a na następny dzień wypryski jakby mniejsze :),szybciej się goją. Jedno opakowanie starczy niestety w porywach na dwa razy,drugi już taki na słowo honoru,płachta jest dość sztywna i czarna :D, przy próbie drugiej aplikacji spryskuje pod koniec trzymania atomizerem nawet z wodą, jak ja mój gust płachta powinna być cieńsza, wycięta jest w miarę. Jeśli nie chce mi się kombinować po prostu wyciskam płyn do końca i traktuje na drugi raz jako serum. No ale często widzę te maski w promocji, nie są wtedy takie drogie. Zużyłam już kilka opakowań,na pewno będę wracać,mimo wad. Myślę,że to dobry wybór dla cer mieszanych,skłonnych do trądziku i tłustych. Ma u mnie 5 -,minus za płachtę,robi co od niej oczekiwałam.

Zanim ocenię działanie muszę pochwalić producenta, gdyż to pierwsza maska w płachcie jaka używam, która nie dyskryminuje dużych nosów. ???? Większość tego typu masek ma bardzo mocno wycięty obszar pod oczami a część mająca przykryć powierzchnię nosa jest po prostu mikroskopijna, mój średniej wielkości nos nigdy nie był przykryty nawet w połowie (szczególnie boki nosa). W przypadku tej maski jest o wiele lepiej, nie czuje aby brakowało mi materiału na połowie twarzy, może poza obszarem nad ustami ale to akurat łatwiej wyregulować. Maska jest wykonana z grubego ciemnego materiału, przyjemnie otula i "dociąża” twarz dzięki czemu po męczącym dniu można po jej nałożeniu odpłynąć i się relaksować w wannie czy na kanapie. ???? Po jej zdjęciu czuć że skóra jest nawilżona i odświeżona, cera rzeczywiście wyglada na bardzo czystą, nie wiem na ile długotrwałe będzie to działanie (należałoby zapewne stosować ją wielokrotnie), ale w tym momencie jestem zadowolona.

Jestem fanką maseczek od Whena, dlatego testuję je po kolei. Ta to mój faworyt! Przede wszystkim ma supercenę regularną, a jak jest na promocji to już w ogóle cudo. Co ważne - świetnie działa. Skóra po niej jest gładziutka i mega nawilżona, co bardzo lubię. Ma działanie oczyszczające, więc często po nią sięgam, bo mam skórę mieszaną. Tak jak w przypadku wszystkich maseczek Whena, w opakowaniu zostaje dużo esencji. Wklepuję ją w skórę twarzy i szyi. Polecam bardzo! ;)

Co ta maseczka zrobiła z moją skórą to wprost nie wyobrażalne :) Cała skóra w zaskórnikach, krostach - opłakany stan przed okresem. Nie pomagały mi nawet ukochane produkty z olejkiem herbacianym. Aż tu nagle... w moje ręce trafiła ta maska i zdziałała cuda! Wieczorem nałożyłam maskę a rano większość wyprysków była już złagodzona. Aplikowałam ją co 3 dni przez 2 tygodnie i było tylko coraz lepiej! Teraz utrzymuję efekt stosując ją raz na tydzień/2 tygodnie :) Polecam!