Cenię i lubię Avene. Przy swojej cerze dojrzałej (40+) i wrażliwej, ale jednocześnie mieszanej i ze skłonnością do niedoskonałości dorosłego trądziku stosowałam różne specyfiki tej Marki – także te mocno nawilżające, przeznaczone do cery suchej – i cudownie mi ją pielęgnowały, w ogóle nie zapychając porów, a do tego szybko gojąc krosty. Kiedy zatem nadarzyła się okazja nabycia kremu Cleanance przeciw niedoskonałościom do cery tłustej, z wysokim filtrem 50 SPF, byłam pewna, że znalazłam idealny, kompleksowo działający krem na lato, i nigdy nie pomyślałabym, że moja cera doświadczy po nim paskudnych problemów.
Choć dla działania kremu nie ma to oczywiście najmniejszego znaczenia, ale już opakowanie – tubka z klapką - budzi zastrzeżenia, jako zarówno niefunkcjonalne, jak i po prostu... brzydkie. Szyjka-rancik tubki jest dość szeroka i wysoka, przez co trudna do oczyszczenia z resztek kremu o nieprzyjemnej, lepkiej konsystencji, zaś kolor tubki to tak wściekle syntetyczny pomarańcz, że nie pasowałby nawet do nomen omen pomarańczy, mandarynek, nagietków i śniadych, opalonych Brunetek – jedynych Kobiet, którym w pomarańczu jest do twarzy. To barwa co prawda zarezerwowana dla kosmetyków z filtrami przeciwsłonecznymi, ale u innych Marek przybiera formę przyjemnie kremową, złocistą, lub skromnie białą z pomarańczową czcionką. Opakowania tak sensualnych produktów jak kosmetyki i perfumy powinny być albo elegancko stonowane, albo gustownie rokokowo biżuteryjne, tymczasem tu mamy do czynienia z małym, ordynarnym obiektem, który wręcz wydaje się wrzeszczeć: "pokurcz, ale widoczny na całą chałupę, i co wy na to?!". Ja na to, że ukryłam go w łazience za ukochaną ceramiczną kurą na waciki, więc najwyraźniej się za to na mnie zemścił.
Już w momencie aplikacji tym jak wspomniałam lepkim kremem (o maślanej barwie i przyjemnym kwiatowo-marchewkowym zapachu), czułam że nie wchłania się lekko, a rozmazuje na powierzchni skóry, pozostawiając wyraźny, przez cały dzień wyczuwalny lepki film, który nie matowił mi cery.
Po drugim dniu stosowania, przy wieczornym myciu odkryłam już świeże i jasne, ale wypukłe i dostrzegalne, ewidentne otwarte zaskórniki. Jeszcze nie wpadałam w panikę i użyłam kremu jeszcze przez kolejnych kilka dni, by wieczorami zaskórników przybywało, a te istniejące powiększały się, i niektóre zaczęły przepoczwarzanie w stany zapalne. Krem odstawiłam po około tygodniu, powróciłam do swojego wcześniejszego kosmetyku oraz leczniczej maści na noc (Benzacne), by już po pierwszym dniu detoksu od Cleanance odnotować różnicę na plus.
W takim trybie powracania do badanego kremu, i okresowego odstawiania go na czas łagodzenia splądrowanego stanu cery, spędziłam blisko 3 miesiące (od wiosny do połowy lata), czyli naprawdę długo, jak na danie mu szansy, natomiast kiedy na policzku pojawiło mi się jeszcze "przepiękne" rozlane przebarwienie, mimo że to specyfik o filtrze 50 SPF, czyli mający zapewniać bardzo skuteczną przeciwsłoneczną ochronę, przeraziłam się nie na żarty, bo latem na słońcu spędzam praktycznie całe dnie, nie dostając przebarwień nawet przy zwykłych kremach bez filtrów, i definitywnie się z nim pożegnałam.
Nie wrócę, nie polecam, i wciąż do mnie nie może dotrzeć, że był to krem Avene – Marki od błogo zawsze u mnie działających kosmetyków.
Zalety:
- skład – przeciwsłoneczny TriAsorB™, kojąca woda termalna Avene;
- wydajność – dobra – mała kropla wystarcza na całą twarz, o ile już się ją w ogóle uda rozsmarować (przy cerze mieszanej);
- zapach – ładny, świeży, subtelny – trochę nagietkowo-marchewkowy
Wady:
- efekt na cerze mieszanej (z okresowymi niedoskonałościami dorosłego trądziku) – cera po dwóch dniach upstrzona grubymi zaskórnikami otwartymi, które po kilku dniach stosowania kremu nie goją się, a coraz bardziej zaogniają w stany zapalne;
- konsystencja – lepka – krem rozmazuje się na cerze;
- wchłanialność przy cerze mieszanej – słaba – na cerze pozostaje lepki film, niematujący jej;
- pojawiło się u mnie duże przebarwienie – pomimo przeciwsłonecznego filtra w kremie – co ciekawe szybko wyrównało kolor z resztą cery po powrocie do dawnego kremu (bez filtrów) – po prostu cała twarz się równomiernie opaliła;
- opakowanie – tubka z klapką – ani ładna (to rażący, syntetyczny, brudnawy pomarańcz), ani funkcjonalna (szyjka jest dość szeroka i ma wysoki rancik przez co zabrudza się resztkami lepkiego kremu, które trudno wytrzeć);
- cena – ok. 50-60 zł za 50 ml – niemało biorąc pod uwagę słabe walory kremu (pomijając już fakt, że moją cerę niszczył)
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie