RMS Beauty Re Dimension Blush Róż do policzków

Bardzo lubię i cenię sobie kolorówkę od RMS Beauty. Do tej pory uważałam, że to warte swojej ceny kosmetyki z idealnym składem i fantastyczną jakością. Róż wybierałam chyba przez rok, bo nie mogłam się zdecydować (a z różami u mnie jest tak, że mam ich całe mnóstwo) i szukałam dobrego składowo produktu w kompakcie, idealnego do torebki czy w podróż. Opakowanie jest takie sobie. Technicznie bardzo dobre - stosunkowo lekkie, solidny plastik, możliwość uzupełnienia refillem, poręczne lusterko. Jednak czerwony napis rms jakoś gryzie mi się z dotychczasowym, ascetycznym wyglądem marki, mnie nie pasuje. Róż ma potężną gramaturę 7 g i PAO 24 miesiące. Skład idealny. Kupiłam odcień French Rosé - taki najjaśniejszy, różowo dziewczęcy chłodny, faktyczny róż. W opakowaniu jest dość wyrazisty, na twarzy nadaje wygląd zdrowego rumieńca, bez dyskotekowych drobinek (choć w sztucznym świetle można takie dostrzec), jest mocno pudrowy ( i tak określa go producent). Wydaje się, że pięknie stapia się ze skórą, makijażem... Przez 2 godziny. Po tym czasie... znika! Niesamowite zjawisko! Stopniowo po prostu się utlenia do pomarańczowego błotka i znika, bez wycierania, poprawiania makijażu, tak po prostu. Jak na róż za 220 zł to trochę kiepsko. Próbowałam na wiele sposobów - na różne podkłady (różne mineralne, płynne), pielęgnacja (z witaminą c, bez, z spf jednej marki, innej, bez spf), na czystą skórę - za każdym razem to samo. Gdy go kupowałam, trochę intrygowało mnie, że na platformach zakupowych jest tego kosmetyku z drugiej ręki od groma. Teraz wiem dlaczego. Dawno nie byłam tak zawiedziona żadnym produktem.

Szukałam na ten sezon fajnego lekkiego różu z efektem odmładzania. Padło tym razem na amerykański wyrób od mało znanej firmy RMS beauty. Na marginesie pozytywnie nastawiona byłam po obejrzeniu tiktoków twórczyni marki kobiety w wieku późno dorosłym która z pasją opowiada o swoich produktach. Zakupiłam dwa, kolor Bohemian Girl w standardowym białym opakowaniu i wkład wymienny w kolorze French Rose. Kosmetyki mają sporą gramaturę bo aż 7 gramów. Mają lekką nieco mokrą formułę i półprzezroczysty kolor. Stąd w opakowaniu mogą wyglądać na jaskrawe, nasycone. Na buzi tworzą woal koloru plus blask. Można stopniować, dokładać. Są to róże rozświetlające, ultra gładkie, bez żadnej tekstury ani brokatu. Dają efekt mokrego policzka. Nie jest to formuła dla każdego, wiadomo. Ale ja lubię mieć matowy podkład ożywiony właśnie takim różem. Bohemian girl to obłedny mój idealnie dobrany odcień ciepłego różu w odcieniach brzoskwni i złota. Podobny kolor ma Guerlain i Tom Ford czy Natasha Denona czy Chanel ale produkt od rms podoba mi się nawet bardziej ponieważ nie błyszczy się aż tak mocno jak Denona ale nie jest taki suchy jak Guerlain i Chanel bardziej świeży kolor niż Ford. Nie ma też takiego brokatu jak słynny O z Narsa tylko metaliczną poświatę. Kolor French Rose to świeży odcień dziewczęcego różu podobny do Chanel z lekko srebrnej krystalicznej bazie. Cudownie niweluje zmęczenie. Kolory można mieszać. Można także używać tego różu na tradycyjny matowy róż innej marki podobnie jak kolorowy rozświetlacz,ślicznie wygląda z produktami The Balm i Benefit. Róże nie są niestety tanie ale nie jest to też półka Toma Forda itp. ale za to ich jakość jest naprawdę wysoka,selektywna. Ciekawym pomysłem są wkłady, ponieważ ich cena jest znacznie niższa a sam produkt wygląda podobnie jak tester, ma wieczko które pozwala na przechowywanie i korzystanie nawet bez opakowania podstawowego. Tracimy tylko lusterko. Producent nie załącza żadnego pędzelka czy aplikatora ale to już chyba taka pewna norma. No i końcowo moja uwaga co do oceny koloru, no żadne zdjęcia czy filmy w internecie nie oddają właściwie koloru, Bohemian Girl wygląda na zdjęciach w internecie na pomarańczowy podczas gdy jest to kolor różowy, delikatny i dziewczęcy dla pań w każdym wieku. Bez efektu Barbie, bez efektu lalki, bez przesady i przemalowania, żadna dzidzia piernik, tylko co? Wiosna po prostu.