Sinsay Cleansing Cloud Face Foam Pianka do twarzy

Ten kosmetyk wpadł mi w ręce podczas przypadkowej wizyty w Sinsay, bo jak wiadomo, zawsze idzie się tam tylko po nowy biustonosz czy sukienkę z wyprzedaży, a wychodzi z pełnym koszykiem produktów. Tym razem w moim koszyku wylądowała oczyszczająca pianka do twarzy, zielona jak wiosenna łąka i równie lekka jak puszysta chmurka na niebie. Plastikowe opakowanie z pompką to klasyk, ale tutaj działa perfekcyjnie. Pompka nie zacina się, nie pluje pianką na wszystkie strony, a dwie pompki wystarczają na umycie całej twarzy. To idealna dawka bez marnowania produktu! Opakowanie jest poręczne i lekkie, więc spokojnie zmieści się w podróżnej kosmetyczce. Ale przejdźmy do meritum, czyli oczyszczania. Pianka naprawdę robi robotę! Delikatnie, ale skutecznie usuwa codzienny brud, resztki makijażu i nadmiar sebum. Po umyciu twarz jest czysta, ale jakby lekko ściągnięta. Mam cerę mieszaną, więc wysuszenie w strefie T akurat mi pasuje. Zapach lekko słodkawy, ale szybko się ulatnia, więc nie przytłacza. Czy polecam? Zdecydowanie tak! Ta pianka to idealny wybór, jeśli szukasz czegoś niedrogiego, co nie tylko świetnie oczyszcza, ale też zapewnia miłe doznania podczas używania. Jestem pewna, że spodoba się każdemu, kto ceni sobie lekkie, delikatne produkty.

Piankę do twarzy od Sinsay kupiłam w sumie nawet nie wiem, czemu - serio! Robiłam po prostu zamówienie ubraniowe dla synka i zobaczyłam, że Sinsay ma też kosmetyki myjące, więc pod wpływem impulsu wrzuciłam opakowanie do koszyka. Bez patrzenia na skład, właściwie to na nic szczególnie nie patrzyłam... No może prócz ceny, która oscylowała w okolicach dyszki. Recenzowany kosmetyk zamknięty jest w klasycznym dla tego typu specyfików opakowaniu o bardzo niewyszukanej szacie graficznej, z dyfuzorem mającym nam dawać pianę. Niestety od samego początku ten okazał się być wadliwy i dozowanie nim zawartości było zwyczajnie męczące. Czasem trzeba było naprawdę sporo się nawciskać, by ze środka wyszło cokolwiek, a gdy się już pojawiło, to była to marna imitacja piany... Nie puszysta, leciutka, kremowa, ale jakaś taka toporna, szorstkawa, która nie dawała tej przyjemności z mycia, jaką pianka dawać powinna. Za to miała ładny, liliowy kolor. Choć zapach jest niestety zbyt mocny, przesłodzony i czuć go całkiem długo. Ja wolę zdecydowanie delikatniejsze i bardziej orzeźwiające aromaty. Produkt za to łatwo i szybko się zmywa (w przypadku konsystencji żelowych nie jest to już takie oczywiste...), za co akurat spory plus. Co zaś do samego procesu oczyszczania, pianka w miarę dobrze sobie radzi z usuwaniem codziennych zanieczyszczeń (oczywiście pod warunkiem zastosowania 2-etapowego oczyszczania) oraz nie wysusza, nie podrażnia ani nie powoduje tak nielubianego przeze mnie uczucia ściągnięcia. W tym aspekcie jest zaskakująco w porządku. Jest to jak mniemam zasługa składu bez mocnych detergentów, za to ze sporą ilością pielęgnacji w postaci m.in.: * nawilżającej gliceryny i betainy * wyciągu z wrzosu wykazującego działanie antybakteryjne, ściągające, oczyszczające i antyseptyczne * przeciwzapalnego ekstraktu z czarnej borówki * kojącego podrażnienia pantenolu * wygładzającego i rozjaśniającego kwasu mlekowego. Minus za zawartość BHT, który to składnik jest podejrzewany o działanie kancerogenne i jest silnym alergenem. Na szczęście jest na samym końcu składu. Podsumowując: pianka ta oczyszcza wystarczająco oraz nie szkodzi skórze, gdyż zawiera sporo pielęgnacji. Jednocześnie jej zapach dość mocno mnie męczył, co skutecznie zniechęca do ponownego zakupu. Już o tym nieszczęsnym dozowniku nie wspomnę... Ostatecznie piankę zużyłam głównie do mycia dłoni, aby się jej szybciej pozbyć. Wymęczyła mnie ;/