Krótki, acz wymowny tytuł recenzji już dość mocno obrazuje wam moje wibracje względem recenzowanego poniżej serum. Ale tak, jest on jak najbardziej uzasadniony, a poniżej postaram się rzetelnie opisać wam dlaczego…
Serum oraz produkty własne by Bangerhead jeszcze niedawno były mi całkiem nieznane. Pierwszym kosmetykiem spod szyldu marki, jaki trafił w moje ręce był peeling, a ponieważ po kilku użyciach wywołał bardzo pozytywne wrażenia -tym bardziej chętnie przystąpiłam do testowania serum.
Zamknięte jest w minimalistycznej buteleczce, której prostota bardzo trafia w moje gusta, bowiem jest jednocześnie elegancka i praktyczna. Szklana buteleczka wyposażona jest w szklaną pipetę, która funkcjonuje jak należy przez cały okres użytkowania serum. Samo serum natomiast jest mlecznobiałe o mlecznej konsystencji wyjątkowo przyjemnej dla skóry. Pozostawia na niej pewnego rodzaju napięcie, ale nie jest to nic wyczuwalnego na skórze czy też lepkiego. Zapach jest świetny, świeży, ja wiele razy wspominałam w swoich recenzjach, że nie umiem w zapachy, ale ten tu przypomina mi wysokogatunkowy płyn do płukania tkanin, no po prostu superfresh:D
Jeszcze zdanie o substancjach aktywnych zawartych w kosmetyku -mamy tu dwa rodzaje kwasu hialuronowego oraz bakuchiol i niacynamid, a więc możemy mówić o balansie pomiędzy nawilżeniem, odżywieniem, a działaniem anti-aging.
Pierwsze, co uderza po aplikacji produktu na skórę, to właśnie działanie zmiękczające, a jednocześnie lekko napinające skórę. Jest ona bardzo przyjemna w dotyku, ale napięta w sposób, który bardzo lubię, który świetnie sprawdza się w porannej rutynie, bo bardzo fajnie sprawdza się pod makijażem. Jednak tutaj nadmienię, że produktu używam naprzemiennie, zarówno w porannej, jak i wieczornej rutynie, ale nigdy i tu i tu jednego dnia.
Z upływem czasu dochodzi szereg naprawdę licznych i wyraźnych efektów stosowania serum. A jest to działanie ujędrniające -skóra robi się bardziej napięta, zwarta, jakby gęstsza? nie wiem, czy trafnie wam to obrazuję, ale chyba po raz pierwszy zdarza mi się rejestrować takie działanie. Jej struktura jest wyrównana, nieco rozjaśniona, bardziej jednolita. Ponadto produkt lekko spłyca te delikatne zmarszczki, rozjaśnia cerę, a robi to wszystko przy jednoczesnym utrzymaniu bardzo fajnego poziomu nawilżenia. Bakuchiol jest nazywany łagodniejszym substytutem dla retinolu i może dlatego łatwiej mi jest przyjąć, że serum faktycznie działa takie cuda na twarzy. Dodatkowo za sprawą tej ultraprzyjemnej konsystencji jest naprawdę komfortowe dla skóry.
Wspomnę także o działaniach niepożądanych, a raczej o ich braku. Serum nie podrażniło, wręcz przeciwnie -od pierwszego użycia raczej łagodziło cerę, a to pewnie za sprawą wspomnianego balansu pomiędzy składnikami mocniejszymi a tymi typowo nawilżającymi. Jego wydajność jest w normie jeśli chodzi o produkty o takiej pojemności. Cena oscyluje w okolicach 70zł i biorąc pod uwagę działanie -produkt wart jest tych pieniędzy bez mrugnięcia okiem.
To moja pierwsza, ale bez wahania napiszę, że nie ostatnia buteleczka tegoż cuda, być może nawet od razu po skończeniu aktualnej zakupię kolejną, by mnożyć te dobrodziejstwa na mojej skórze. No muszę oznaczyć jako hit, choć jak kiedyś rozdawałam je bardziej bezmyślnie, tak teraz z biegiem czasu i doświadczenia jestem bardziej ostrożna. Ale tutaj… to naprawdę produkt perełka!
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie