Amerykanie mają ewidentnego szmergla na punkcie białych kwiatów oraz sportowych strojów, w których można prezentować się szykownie, niczym europejska arystokracja grywająca w polo lub golfa, i owe dwie ewidentne fiksacje złożyły się na sukces firmy Lacoste, wyspecjalizowanej zarówno w weekendowej elegancji jak i w perfumach - na weekendy idealnych.
I w weekendowo lekkich cenach - wielki plus.
Lacoste Pour Femme to wyjątkowo wdzięczny zapach, z kategorii "białych" i "czystych", który - co nie jest dla tej grupy perfum aż tak częste - nie trąci zarazem nutami ogórka, melona ani arbuza.
Podobno w jego składzie jest pieprz i zielone jabłko, których ani ja, ani moje otoczenie na szczęście nie czujemy, bo pieprz na mojej skórze nie pachnie ładnie, a woń zielonych jabłek jest dla mnie migrenogenna wybitnie. Perfumy otulają za to aurą bukietu białych kwiatów z wyraźną piwonią, i z dodatkiem rześkich, radosnych frezji, na zmysłowo ciepłym, seksownym tle nut cedru i drewna sandałowego. Mmm, jak ja te niezobowiązujące, a zawsze eleganckie nutki lubię.
Woń jest bardzo bliskoskórna, leciutko mydlana, słodkawa, zmysłowa, i przez cały czas świeża oraz rześka - nie męczy, ani nie dusi. I bardzo... urokliwa, młodzieńcza. Dziewczynę w zwykłych dżinsach ubierze w szyk, a poważnej, dojrzałej pani odejmie lat, i łażąc sobie po świecie, niejednokrotnie zauważyłam, że - naprawdę - nic, nawet zbyt mocny makijaż, nie postarza dojrzałych dam tak bardzo, jak ciężkie, w zamyśle zmysłowe, a w rzeczywistości dusząco-buduarowe perfumy.
Lacoste Pour Femme odmładzają, i to bardzo.
Zalety:
- całokształt,
- świeżość, rześkość, "biel i czystość" zapachu,
- zmysłowość i elegancja,
- białe kwiaty,
- nuty drzewne,
- trwałość,
- projekcja,
- flakonik - wybitnie elegancki, prosty, smukły, z fazowanego na kantach szkła - brawo!
- doskonała relacja walorów zapachu do niewysokiej ceny,