Żadne masełko nie masakrowało mi tak bardzo oczu. A producent milczy
Od dłuższego czasu stawiam na dobre oczyszczanie pod koniec dnia. Bez tego nie wyobrażam sobie mojej wieczornej pielęgnacji, która jest wieloetapowa. Zresztą też dzięki temu moja skóra jest w całkiem ładnym stanie - raczej nie walczę z okrutnym zapychaniem. Uważam, że to, że przekonałam się do masełek było game changerem. Po prostu mocno leży mi ta forma produktów, którymi mogę sobie pomasować skórę, nie muszę niczym niepożądanym trzeć naskórka i robić sobie kuku. Dlatego po każdym takim produkcie sięgam po coś nowego, bo po prostu lubię testować nowości. Masełko Glow Stars kupiłam w Rossmanie na promocji, musiałam coś wziąć, bo akurat balsam od Sielanki był już na wykończeniu (ja z nim chyba też przez ten okrutny zapach). Wyczytałam wcześniej wiele nieprzychylnych opinii na temat tego masełka ale uznałam, że raz kozi śmierć. Wydałam około 14 zł. Za 40 ml produktu nie ma źle.
Już byłam bliska dementowania poniższych opinii, do momentu, gdy ten produkt nie dostał mi się do oczu. Nie ma szans ich otworzyć. Potrzeba czasu, żeby się po tej tragedii otrząsnąć. A jeszcze bardziej, gdy uświadomimy sobie, że producent nie ostrzega przed tym w żadnym miejscu na kartoniku.
Opakowanie
Jest ładne, po prostu. Nawiązuje do nazwy produktu, czyli do lawy. Sam kartonik w kolorze pomarańczowym mocno rzuca się w oczy na półce, a umieszczone na nim białe napisy są bardzo czytelne. Nie ma ich jakoś dużo, zapoznałam się z opisem produktu aż za dobrze po mojej masakrze ocznej.
W środku znajdziemy w całości plastikowy słoik z masełkiem. Nakrętka działa bezproblemowo, odkręca i zakręca się ją łatwo. Struktura tworzywa jest nieco matowa. Ale ogólnie produkt jest lekki, mieści się w kosmetyczce, jest praktyczny. Nie ma niczego, do czego, w mojej opinii, można się tu doczepić.
Konsystencja i zapach
Masełko jest mocno kremowe i napigmentowane pomarańczowym kolorem. Nabranie go na dłonie nie sprawia mi większych trudności. Nie jest mocno zbite, przez co nie trzeba jakoś mocno w nim "kopać". Ale z drugiej strony nie rozpuszcza się szybko, co uważam za duży plus, bo nic nie skapuje z buzi. Kolejna sprawa - rozsmarowanie go na twarzy jest po prostu przyjemne, sunie jak... masełko właśnie :) ale ja zawsze przed nałożeniem go lubię zmoczyć sobie twarz, wtedy o wiele łatwiej mi się z nim pracuje, bo zmienia wtedy swoją formułę w lekką pianę i widać dokładnie obszar skóry, gdzie jeszcze trzeba go rozprowadzić.
Zapach jest lekko owocowy, mi przypadł do gustu, nie męczy w trakcie używania. Nie utrzymuje się na skórze długo, ale spoko, po co by miał, skoro domyślnie mamy go zmyć.
Niestety nie jest zbyt wydajne. Niby mamy tutaj 40 ml, ale ja zawsze wolę nałożyć go więcej niż mniej, szczególnie gdy mam na twarzy warstwę kremu SPF, makijażu itp. Używam go regularnie od jakiegoś miesiąca i widzę, jak drastycznie szybko mi go ubywa.
Działanie
Może rozpiszę to wszystko w punktach, będzie najkrócej i najbardziej czytelnie. Zacznę od zalet, na wadach kończąc:
1) oczyszczanie - jest świetne i głównie ze względu na nie nie daję mu dwóch gwiazdek. Po nałożeniu go na wilgotną twarz masuję nim skórę jakąś chwilę i ono wszystko dokładnie rozpuszcza. Wszystko, krem SPF, makijaż. Nawet zaschnięty tusz do oczu, ale podkreślam, że wszystko musi być lekko zmoczone wodą. Bez tego sposobu nawet nie próbowałam z nim podejmować współpracy, bo przez koszmarne pieczenie oczu, mam go ochotę jak najszybciej zmyć.
2) emulgowanie - znowu, jest bardzo dobrze. Miałam w swojej kolekcji takie produkty do demakijażu (balsamy, masełka), które na twarzy robiły smalec, bez żelu nierealny do zmycia. To masełko po spłukaniu wodą niknie w mgnieniu oka i w zasadzie nie trzeba kolejnego produktu myjącego, bo nie ma się wrażenia, że coś na skórze zostało i wymaga pozbycia się kolejnym etapem oczyszczania. Ale ja zawsze lubię jeszcze wziąć do ręki żel i asekuracyjnie domyć to, co niewidoczne gołym okiem.
4) aspekty pielęgnacyjne: fajnie, że produkt zawiera w sobie witaminę C i octy owocowe, ale na co mi to w kosmetyku, który znajduje się na skórze chwilę i który trzeba zmyć? Poza tym to one chyba są powodem tej masakry z oczami, czyli...
4) podrażnianie oczu (demakjiaż oczu) - nawet sposobem na zmoczenie skóry, po kontakcie tego produktu z okiem, gorzkie łzy są murowane. Nie miałam jeszcze takiego produktu do oczyszczania, który tak bardzo by szczypał. Za to, że producent nie wspomniał ani jednym słowem, że ten produkt nie nadaje się do zmywania makijażu oka, DUŻY, OGROMNY MINUS.
Nie wiem, czy bym do niego wróciła. Do oczyszczania lubię stosować kosmetyki uniwersalne, którym bezproblemowo zmyję wszystko, co chcę bez krwawicy i bólu. Są na rynku dostępne takie masełka i olejki, także wielka szkoda, że tutaj nie pykło, po prostu.
Ostrzegam jeszcze raz przed pieczeniem oczu. Bo producent nie raczył ;)
Zalety:
- wygodne opakowanie: kartonik z wyraźnymi napisami, kolorem, rzuca się w oczy, dobrze chroni słoiczek, który jest plastikowy, matowy, lekki, mieści się do kosmetyczki i z którego nabranie masełka jest bezproblemowe
- kremowa konsystencja, która nie jest mocno zbita ani za bardzo rozpuszczona, dla mnie w punkt
- delikatny owocowy zapach, mi przypadł do gustu
- na promocji przystępne cenowo, dostępne stacjonarnie w drogerii od strzału
- bardzo dobrze się emulguje
- świetnie rozpuszcza to, co ma być rozpuszczone, ale ja stosuję go na lekko zwilżoną twarz, wtedy najlepiej mi się z nim współpracuje
- szybko się zmywa, nie zostawia smalcu na twarzy i bardzo dobrze, bo...
Wady:
- po kontakcie z oczami je ma-sa-kru-je. Poziom pieczenia i szczypania jest niewiarygodny dla mnie i za to, że producent przed tym nie ostrzega (tj. że to masełko się nie nadaje do demakijażu oka) wlatuje ode mnie solidny hejt
- średnia wydajność, idzie mi jak woda
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie