Wystawiłam dość niską ocenę, ale od razu mówię, że zapach jest śliczny! Te trzy gwiazdki wynikają z tego, że te perfumy za mocno przypominają mi "My Way". Nie rozumiem, po co tak się powtarzać? Uznałabym to za atut, gdyby był tańszym zamiennikiem, ale nie! To ta sama półka cenowa. To prawda, że różnią się nieco, jednak podobieństwo jest uderzające, a o różnicach napiszę w dalszym ciągu recenzji. W obu kompozycjach znajduje się jaśmin, wanilia i cedr - to trio sprawia, że zapach jest delikatny, czysty, w pewnym sensie mydełkowy. Bardzo przyjemny.
"Ginza Night" ma bardzo słabą głowę ;) - nie czuję w niej ani czarnej porzeczki, ani mandarynki, zaś wanilia i drzewo cedrowe znajdują się także w bazie i zdaje się, że to głównie z niej da się wyczuć te kompozyty. Serce perfum jest naprawdę mocne, a absynt, który się w nim znajduje jest doskonale wyczuwalny! (przynajmniej moja skóra go wybija, co mnie bardzo cieszy) To główna różnica pomiędzy "Ginzą" a "My way". Wielce intrygujący składnik! Oryginalny i niepospolity. Cenię taką kreatywność, szczególnie, że motyw "Zielonej wróżki" od... - nie, nie od zawsze, ale od dawna był bliski mojemu sercu. <3 No lilia to jeden z moich ukochanych kwiatów! Spodziewałam się, że stworzy z absyntem cudownie mroczną parę, ale o dziwo nic takiego się nie wydarzyło... Poczułam się trochę zawiedziona... Lilia jest tu taka nieśmiała... :( Przytłoczona jaśminem i gardenią. Szkoda. Okazało się, że w "My way" gardenii nie ma, a wydawało mi się, że jest. Pewnie mylę ją z tuberozą. Powtarzam się wymieniając te mnóstwo naleciałości i podobieństw. I widzę je nie tylko w stricte zapachu... Buteleczka też przywodzi mi na myśl "My Way" EDP - ten gradient kolorystyczny, który przypomina niebo podczas nadmorskiego zachodu słońca... Jest całkiem zmyślnym nawiązaniem do nocy w Tokio (przynajmniej tak to sobie wyobrażam, bo nigdy tam nie byłam) i mówiąc szczerze, ta estetyka lepiej odpowiada "Ginzie", niż "My Way Parfum".
Zapach sam w sobie nie jest tak tajemniczy, jakim mógłby być biorąc pod uwagę lilię i absynt (noce w Tokio też mi się takowymi nie jawią). Bliskoskórny, otulający, bardzo ładny, bezpieczny codzienniak. Świetnie sprawdzi się też na ślub. Mógłby być nieco trwalszy i zdecydowanie bardziej esencjonalny! Bo ma potencjał... :) Jeśli podoba się wam "My Way", polecam przetestować "Ginzę Night" - same sprawdźcie, z którym wam bardziej... po drodze. ;)