beBIO Scalp Care, Glinkowa maska do skóry głowy głęboko oczyszczająca 

Maska posiada bardzo wygodny aplikator. To wąskie przedłużenie butelki idealnie rozprowadza produkt po wyznaczonych partiach głowy. Produkt ma lekki pudrowo-różowy kolor. Konsystencja jest jak balsam do ciała, taka płynna, ale z włosów nie spływa. Ma delikatny, ledwo wyczuwalny, brzoskwiniowy zapach. Maska doskonale oczyszcza skórę głowy i poprawia jej ogólną kondycję. Włosy nie przetłuszczają się, nie swędzą i nie mam łupieżu. Uczucie czystości, jak tuż po umyciu trwa nawet 3 dni. Potem ,czuć czystość, ale to już nie to samo, co tuż po myciu. Włosy są odbite od nasady, mają objętość. Nie są oklapnięte. Produkt szacunkowo wystarczy mi na 5-6 zastosowań.

Opakowanie tego produktu jest naprawdę wygodne – dziubek pozwala precyzyjnie nałożyć maskę na skórę głowy, co jest dużym ułatwieniem. Zapach jest całkiem przyjemny, ale dość intensywny, więc osoby z wrażliwą skórą mogą odczuć podrażnienia. Produkt kosztuje około 20 zł za 100 ml, co przy tak małej pojemności i słabej wydajności wydaje się trochę dużo. Aczkolwiek porównując ceny innych peelingów z drogerii wypada podobnie na tle konkurencji. Używając go raz w tygodniu, wystarczył mi na kilka aplikacji (5-6) stosowałam raz w tygodniu. Jeśli chodzi o oczyszczanie, maska w połączeniu z peelingiem działa całkiem dobrze, ale sama w sobie nie spełnia tej roli wystarczająco. Włosy po jej zastosowaniu nie są tak oczyszczone, jak po klasycznym peelingu. Produkt nie zawiera ani drobinek, ani mocniejszych kwasów czy enzymów, które skutecznie rozpuszczałyby martwy naskórek i zanieczyszczenia ze skóry głowy. Obecna w składzie glinka wchłania sebum, ale to działanie jest zbyt delikatne dla osób potrzebujących intensywnego oczyszczenia. Kwas mlekowy obecny w składzie jest bardzo łagodny i w moim odczuciu za słaby, by dobrze oczyścić skalp. Największym minusem, jaki zauważyłam, były problemy ze skórą głowy w trakcie używania tej maski. Skóra zaczęła mnie swędzieć, a włosy przetłuszczały się znacznie szybciej niż zwykle. Było to dla mnie zaskakujące, ponieważ zazwyczaj nie mam żadnych problemów z tą częścią ciała – moja skóra głowy jest raczej niewymagająca. Początkowo nie łączyłam tego z maską, ale problem ustąpił niemal natychmiast po jej skończeniu, co pozwala mi przypisać te nieprzyjemności właśnie temu produktowi. Podsumowując, dla mnie maska okazała się niestety rozczarowaniem i nie wrócę do niej ponownie. Jeśli szukasz produktu o mocniejszym działaniu oczyszczającym, polecam peelingi bez drobinek oparte na kwasach lub enzymach.

BeBio ostatnimi czasy nie próżnuje i wypuszcza masę nowości, w szczególności do włosów - a te interesują mnie najbardziej. Maskę do skóry głowy udało mi się zakupić w Rossmannie (choć była skrzętnie schowana i trudno było mi ją wypatrzeć w gąszczu innych produktów). Produkt kosztuje około 20 zł/100 ml. Trochę dużo jak na małą pojemności i niestety dość słabą wydajność produktu. Wystarczyła mi zaledwie na kilka użyć (używałam jej raz w tygodniu). Glinkowe produkty mają to do siebie, że niezbyt przyjemnie pachną. Ten produkt pachnie naprawdę przyjemnie. Zapach nie utrzymuje się na skórze. Produkt jest rzadki, choć nałożony na skórę głowy nie spływa z niej. Producent opisuje swój produkt jako oczyszczający z zanieczyszczeń a także regulujący pracę gruczołów łojowych. Dodatkowo ma sprawiać, że włosy będą uniesione u nasady co optycznie zwiększy ich objętość. Regularnie stosowana maska ma przyczynić się do wzmożonej stymulacji mieszków włosowych oraz wzrostu nowych włosów. Nie jest to produkt który do końca spełnił obietnice producenta i tym samym moje oczekiwania. Produkt NIE unosi włosów u nasady, choć przyznam że moje włosy są bardzo długie, ciężkie. Jeszcze na produkt który by je dobrze uniósł, niestety nie trafiłam. Czy oczyszcza? W połączeniu z peelingiem tak. Niestety maska jako maska moim zdaniem nie do końca oczyszcza dobrze włosy. Nie są tak oczyszczone jak po peelingu. Podsumowując: dla niezbyt wymagających włosów, skóry głowy, możliwe że się sprawdzi. U mnie niestety zawiódł. Lubię BeBio i na pewno przetestuję inne ich kosmetyki, natomiast do tego raczej nie wrócę. Ni to peeling, ni maska.

Gdy się tylko dowiedziałam o tej nowości, no to wiecie - włosomaniaczce nie trzeba powtarzać dwa razy. Potraktowałam tę maskę na skórę głowy jako zamiennik peelingu, którego używam regularnie, zawsze takiego bez drobinek. Tutaj działanie jest troszkę inne - produkt nie zawiera kwasów ani enzymów, które mogłyby rozpuścić martwy naskórek i cały depozyt ze skalpu, tylko glinka jakby wchłania sebum itd. To znaczy jest jeden kwas - mlekowy, ale on jest bardzo delikatny i nie ma go tak dużo, na skóry potrzebujące mocnego oczyszczania sam jest za słaby. Na plus zapach - na szczęście nie glinkowy, ani nie siarkowy, co miało miejsce w pierwszej wersji maski do włosów Anwen glinka i kokos - śmierdziała siarko -glinką do potęgi ;). Tu jest kosmetyczny. Produkt ma jasnoróżowy kolor (logiczne posunięcie producenta, skoro zawiera glinkę różową) i konsystencję maski do włosów, nie spływa ze skóry głowy. Niestety opakowanie to jest największy minus tego specyfiku. Co z tego, że ma precyzyjny dzióbek, skoro ten plastik jest za twardy, aby móc precyzyjnie dozować preparat i w efekcie zazwyczaj wylewa się go o wiele za dużo i mocno się to odbija na wydajności. Tu powinna być miękka tuba, jak w wielu kosmetykach do pielęgnacji skalpu i nie byłoby żadnego problemu, a tak jest ich bez liku. Szkoda, bo glinka dobrze rokuje. Chociaż nie można brać na serio wszystkich obietnic z opakowania. Produkt jest za krótko na skórze głowy, by móc stymulować włosy do wzrostu, nie zauważyłam też takiego działania u siebie. Nie ma także przedłużenia świeżości włosów. Ale jest ładne oczyszczenie skalpu. Poznaję to po tym, że skóra mnie nigdzie nie swędzi, i tak jest zawsze po dobrym peelingu. Po słabym jest niedoczyszczona i w konkretnych miejscach mnie swędzi z tego niedoczyszczenia. Czy nawilża? Też nie zauważyłam, ale na pewno nie wysusza, a to już na plus. Ciekawostka: w opisie z opakowania po polsku tego nie ma, a po angielsku jest informacja, że składniki kosmetyku zapobiegają świądowi. Gdyby nie to felerne opakowanie, to byłby całkiem udany produkt, a tak połowa się w zasadzie marnuje. Producent strasznie skopał sprawę.