Venzen Veze, Gold Collagen Neck Mask Wygładzająca maska na szyję

Maskę kupiłam z ciekawości. Trochę patrząc na piękny wzór na opakowaniu liczyłam na to, że maska jest spora i otuli ładnie szyję. Nic z tych rzeczy, to mały płat, wygląda jak mała podpaska z wzorem, trochę ciężko się nakłada i trzeba uważać na swoje ruchy. Żelu dużo, zapach dość neutralny. Jakoś efektów - poza nawilżeniem nie widzę, a patrząc na cenę nie jest tania. Raczej więcej nie kupię.

Szczerze mówiąc maseczkę w płachcie do stosowania na szyję kupiłam tylko i wyłącznie z ciekawości. Marka wcześniej mi nie znana, nabyłam dwa produkty z asortymentu dostępnego w Lidlu. Szata graficzna opakowania typowa saszetka w kolorze czarnym z grafiką kobiecej szyi w koli. Z tyłu opakowania znajdziemy wszystkie niezbędne informacje dotyczące produktu. Przystąpiłam więc do testów po przeczytaniu recenzji Smerfeta83 i wyczekałam 20 minut w pięknej koli na szyi z której aż kapało. Naprawdę esencji w opakowaniu było bardzo ale to bardzo dużo. Przyjemny delikatny zapach umilał stosowanie. Niestety efekt końcowy okazał się średni i sądząc po czasie trzymania płachty niestety trzeba nieco ograniczyć ruchy i częstotliwości aplikacji nawet trzy razy w tygodniu nie sięgnę ponownie po produkt. Zbyt słaby efekt, kontrowersyjny skład esencji, duża ilość odpadów. Zostaje przy swoich kremach i serach które stosuje również na szyję i dekolt.

Jakiś czas temu podczas zakupów w Lidlu stałam się posiadaczką świetnych płatków pod oczy które dały genialne efekty już po jednym użyciu. Niestety później już ich nie widziała więc kiedy wpadłam w tym samym markecie na maski w płachcie nieznanej mi firmy VEZE to wrzuciłam do koszyka 2 sztuki (bałam się że szybko znikną z półek ) bo po analizie składu wydały mi się ciekawe. Dopiero w domu po otwarciu saszetki zorientowałam się że to kosmetyk przeznaczony na szyję a nie do twarzy. Na opakowaniu widać kobiecą szyję z pięknym naszyjnikiem ale jakoś nie dało mi to do myślenia. Jako osoba 40-letnia nie byłam zła na moja pomyłkę ponieważ wiem że skóra na szyi starzeje się szybciej i też trzeba o nią dbać. U mnie zazwyczaj kończy się na kremie ale skoro już miałam takie cudo to je przetestowałam. Skład bardzo fajny bo na drugim miejscu , zaraz po wodzie mamy nawilżającą glicerynę . Następnie glon o ciekawej nazwie żebrowiec krwisty który wykazuje działanie rewitalizujące, nawilżające i ujędrniające. Ekstrakt z portulaki wielokwiatowej o działaniu łagodzącym , przeciwzapalnym. Dalej mamy peptydy, kolagen , alantoine czyli coś co sprawi że skóra będzie sprężysta i młodsza. W masce zastosowana została nowoczesna podwójna węglowa membrana (cokolwiek to znaczy) która ułatwia przenikanie składników aktywnych przez skórę. Maseczka ma postać długiego czarnego płata ze złotym wzorem. Jest tak mocna nasączona żelową esencja że aż z niej kapie a płynu w saszetce zostaje tyle że po zlaniu w pudełeczko można go przez tydzień wcierać w skórę szyi. Idealnie przylega i nic się nie odkleja. Można z nią siedzieć nawet godzinę i cały czas jest mokra. Efektów negatywnych nie odnotowałam. Esencja wchłania się i nie pozostawia lepkiego filmu. Po dwóch użyciach jedyne co zauważyłam to zmiękczona i nawilżona skóra. Czy wyglądała młodziej no raczej za mało ją używałam żeby zauważyć takie efekty. Producent zaleca nakładać ją nawet 3 razy w tygodniu i myślę że przy regularnym zastosowaniu działanie byłyby lepsze i bardziej odczuwalne. Produkt nie jest zły , dobrze by było wprowadzić takie maski do swojej codziennej pielęgnacji bo po szyi najbardziej widać upływający czas. Z drugiej strony bardziej opłacalne byłoby kupienie dobrego serum niż nakładanie kilku maseczek w tygodniu gdzie jedna kosztuje 5 zł.