Sprawdza mi się. Ale nie jest to produkt, bez którego nie umiałabym żyć
Święta już dawno za nami, a ja wciąż otulam się ich klimatem przez produkty Ziaji z serii z korzennym piernikiem. Powiem krótko - po męczącym dniu, wypsikanie się tym niesamowicie kojącym zapachem, robi mi bardzo dobrze na głowie. Poza tym ostatnio bardzo przypadły mi do gustu takie zapachy, tj. orientalne, mocno korzenne, trwałe. Ta mgiełka nada się nie tylko w okresie zimowym. Bardzo fajnie odświeża skórę, nie podrażnia jej. Aktualnie używam jej z bezzapachowym balsamem do ciała i taki duet gra mi w sam raz.
Z drugiej jednak strony jest to produkt, bez którego śmiało można się obejść. Nie wiem sama, czy bym go kupiła tak o, w sklepie. Był w zestawie razem z innymi kosmetykami tej serii i jakoś najmniej miałam na niego chrapkę. Z perspektywy czasu spowodował, że mój facet nazywa mnie "ciasteczkiem" i bynajmniej nie chodzi o wygląd. Ale brzmi fajnie :>
Opakowanie
Mgiełka ma pojemność 100 ml i jest wlana do plastikowej buteleczki, w białym kolorze. W połączeniu z etykietą i grafiką (brązowy choinka w kształcie pierniczka) wygląda uroczo. Jak zwykle Ziaja poszła w minimalizm i wyszło jej to świetnie. Kwestię przejrzystości napisów, opisu stosowania oceniam wysoko. Tonik aplikuje się atomizerem, który jest zabezpieczony plastikową zawleczką (dobrze chroni przed niechcianym rozlaniem się produktu). Pompka działa miękko, nie zacina się, nie zatyka. Jest git.
Zapach
Mgiełka pachnie bardzo intensywnie. Czasem mam ochotę określić ją mianem "perfumy do ciała, ale bez alkoholu". Zapach piernika jest wiernie odwzorowany przyprawie korzennej. W zasadzie jest tak mocny jak wtedy, gdy pierwszy raz otworzymy paczkę z tymi przyprawami. I co ciekawe, tak samo mocno trzyma się skóry. Lubię to, że rano po przebudzeniu się moja piżama dalej pachnie, za taką moc należy się mocna okejka.
Formuła mgiełki i ogólne wrażenia
Będę naprzemiennie określać ją mianem "tonik", bo śmiało można ją tak określić. Tak samo można pokusić się o stwierdzenie, że jest to woda z kilkoma składnikami i perfumami, która ma po prostu odświeżyć skórę i przygotować na dalszy etap pielęgnacji. Jest bezbarwna. Lubię jej lekkość. To, że nie jest tłusta, klejąca się. Że szybko się wchłania. Ale poza tym wysycha i to tyle. Nie widzę tu żadnego działania pielęgnacyjnego. Ona według mnie po prostu ma głównie pachnieć i to robi.
Używam jej regularnie z drugi miesiąc, psikam nią ciało od razu po wysmarowaniu ciała balsamem. Taki mam na nią sposób i jest chyba najlepszy, bo ona razem z balsamem tworzy niesamowicie otulającą powłokę odżywczo-zapachową dla skóry. Jest wydajna, mimo że lubię się nią dość mocno wypsikać. Nie żałuję sobie.
Ale gdy tak sobie myślę o tym, czy po jej zużyciu zdecydowałabym się na kolejny produkt tego typu to powiem szczerze, że nie wiem. Tak naprawdę możemy sobie sprawić mocno pachnący balsam i też będzie w porządku. Plastiku mniej i bawienia się podczas pielęgnacji. Nie będę kryć, że należę do osób z natury ceniących sobie czas, więc dla mnie czasem samo nałożenie kremu na ciało jest już niezłym sukcesem.
Jeśli znowu pojawi się w okresie świątecznym to powiem krótko - warto ją wypróbować. Choćby po to, żeby stać się ciasteczkowym "potworem".
Zalety:
- wygodna butelka, z piękną i minimalistyczną, zrozumiałą etkietą. Atomizer się nie zacina, nie blokuje, jest dobrze zabezpieczony nawleczką
- lekka formuła, brak oleistego wykończenia
- nie klei się
- wydajna
- bardzo mocny zapach korzennego pierniczka, idealnie odwzorowany
- nie wysusza skóry
- poprawia humor i klimat wokół :)
Wady:
- nie widzę jakiegoś działania pielęgnacyjnego, dla mnie to taka zapachowa woda z kilkoma składnikami
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie