Apoyo Krem nawilżająco-harmonizujący 

Nowa marka Apoyo stawia na naturalne składy, co dla mnie nie ma znaczenia, oraz na harmonijne podejście do pielęgnacji. Dla mnie to tylko marketing, więc przejdę od razu do tego, co najważniejsze. Krem nawilża bardzo dobrze. Nie mam mu tutaj niczego do zarzucenia. Ale sposób aplikacji jest już dla mnie mało komfortowy. Krem potwornie się marze, długo się wchłania, ciężko go rozprowadzić. Nie jest to produkt, który można nałożyć pod makijaż, chyba że ktoś ma więcej czasu przed jego wykonaniem. Całe szczęście krem broni się jeszcze dobrym nawilżeniem. Nie obciąża skóry, nie lepi się. Z tym harmonizowaniem, to ktoś popłynął, bo przy aplikacji tego kremu jest wręcz odwrotnie haha Używam go już od dłuższego czasu i nie mogę zużyć, bo zwyczajnie wybieram coś innego, co będzie łatwiejsze i przyjemniejsze w stosowaniu.

W ramach nagrody, recenzji miesiąca otrzymałam powyższy krem i ucieszyłam się bo nie znałam wcześniej marki, nawet nie obiła mi się o uszy. Krem do twarzy to pierwszy kosmetyk tej marki jaki wpadł mi w ręce. Opakowanie to elastyczna, miękka tuba. Pojemność 50ml. Krem jest bardzo wydajny, potrzeba niewiele by zaaplikować go na całą twarz i szyję. Pachnie delikatnie ale wyczuwalnie olejem winogronowym i mimo, że ogólnie jakoś nie jestem fanką tego zapachu to tutaj akurat mi się podoba. Jak wspomniałam jest subtelny i nie jest nachalny, ani męczący. Formuła kremu jest gęstsza, dla skóry bardzo przyjemna i otulająca. Krem wgl nie jest oblepiający ani ciężki, ALE kilka sekund po kontakcie ze skóra i podczas wklepywania staje się okrutnie mazisty, robi wiele smug i zamiast podczas wklepywania go robić się go mniej to zamienia się w jednego wielkego maziaja. No wkurza mnie to w tym kremie i wgl odstaje mi ta cecha i ciężko mi to zrozumieć jak z tak fajnej, przyjemnej dla skóry formuły na placu i na skórze, po chwili jest straszne mazidło. Przez to, też nie stosuje go na dzień, mimo, że jest dedykowany do stosowania rano, to niestety pod takie mazidło nie dam rady normalnie nałożyć podkładu. Ogólnie wyrobiłam sobie nawyk, że jak nakładam ten krem na twarz to te kolejne 5 minut muszę porobić coś innego i dać mu się całkowicie wchłonąć i 'ułożyć' na skórze. Wtedy rzeczywiście przyznaje producentowi racje, że on nawet zostawia takie satynowo-matowe wykończenie. Jednak zostawia wyczuwalną warstewkę i u mnie z podkładem się nie dogaduje a warstewka otulająca jest dla mnie bardziej pożądana wieczorem niż rano. Pod względem efektów pomijając tę spora wpadkę z aplikacją, to ten kremik jest niczego sobie. Moim pierwszym wrażeniem podczas regularnego stosowania był fakt, że skóra po przebudzeniu była odprężona i mięciutka. Czułam, że jest bardzo dobrze nawilżona, taka 'mięsista'. Fajne jest to uczucie komfortu, bo skóra jest bardzo dobrze nawilżona ale bez efektu jakiegoś przetłuszczenia. Zgodzę się z producentem, że krem intensywnie nawilża, moja skóra dawno nie była tak porządnie nawilżona. Co do efektu matu, który obiecuje producent to uważam, że to nie mat mimo wszystko, to raczej coś między satyną i naturalnym matem niż efektem matującym. Czy zmniejsza wydzielanie sebum może coś w tym jest bo jak wspomniałam moja skóra rano nie jest przetłuszczona, strefa T wygląda na 'zdyscyplinowaną'. Podsumowując bardzo dobrze nawilża, nie rozumiem trochę nieco zawyżonej ceny, jednak jeśli komuś wpadnie w ręce to naprawdę jest pod względem nawilżania, zmiękczania i poprawy takiej naturalnej gęstości skóry bardzo ok. Spory minus niestety za mazanie i aplikacje.