Petal Fresh Pure Hydrating Hand and Body Lotion Aloe & Citrus Nawilżający balsam do rąk i ciała z wyciągiem z aloesu i cytrusów

Uwielbiam kosmetyki, które mają w składzie ekstrakty z cytrusów i mają zapach owocowy. Niestety jest to kolejny produkt, który wrzuciłam do koszyka i kupiłam.... po otwarciu i spróbowaniu przeżyłam ogromne rozczarowanie, gdyż liczyłam na dużo lepszą jakość... Zacznijmy od pozytywnych stron tego produktu: + bardzo wygodne opakowanie z pompką, które świetnie się sprawdza + pojemność + cena + minimalnie nawilża Z kolei dlaczego nie kupię ponownie ten krem? Otóż: - dostępność - sztuczny zapach, określiłabym to nawet, że śmierdzi - zostawia na skórze sztuczną powłokę - trudno się wchłania - nie wygładza skóry, nie zostawia jej odżywionej Z pewnością znajdą się osoby, które będą zachwycone tym kremem, niestety ja nie potrafię się przekonać do tego kremu..

Jeśli chodzi o nawilżenie, to nie jest tak źle - rzeczywiście trudno się wchłania i zostawia białe smugi, które dziwnie zastygają (niemal do formy proszku), ale skóra była po nim odżywiona i zregenerowana. Zapach przeciętny. Denerwujące jest natomiast to, że pod koniec butelki dozownik nie daje rady wydobyć produktu, chociaż jest go tam jeszcze całkiem sporo; dziubanie wykręconą rurką niewiele daje i generalnie szybki proces zmienia się w irytującą zabawę z niezbyt dobrze przemyślanym przedmiotem. Stwierdzenie producentów, że jest to też "hand lotion" jest dość zabawne. Nałożenie go na dłonie skończyłoby się katastrofą - wiem, bo nawet po aplikacji na nogi miałam problem z pozbyciem się resztek z rąk. Za tłusty i zbyt długo się wchłania, żeby używać go na dłonie.

Kupiłam go ze względu na piękny cytrusowy zapach, który skusił mnie przy pierwszej fali upałów w tym roku. Dodatkowo balsam ma bardzo ładny design opakowania i "na oko" dobry, nawilżający skład - podobny do maseł i balsamów, które sama kiedyś sobie robiłam, dlatego nie przewidywałam komplikacji ale okazało się, że nie da się go używać bez stresu. Po pierwsze ZAPACH - w butli ładny, podczas nakładania ładny, po wsmarowaniu znika i zamienia się w coś jak ... zapach kurzu? Po drugie NAWILŻENIE / NATŁUSZCZENIE - brak jednego i drugiego - ten balsam zostawia skórę suchą, brzydką (bez tego pięknego wężowego aksamitnego połysku, który dają dobre balsamy) i tępą w dotyku, jakby zawierał mnóstwo matującej skrobi. Po trzecie APLIKACJA - maże się koszmarnie, zostawia białe smugi, które wsmarowuje się i wsmarowuje baaaardzo długo i nie zawsze udaje się do końca (efekt, jak przy dwutlenku tytanu, chociaż w balsamie go nie ma). Po wszystkim nie zostawia żadnej tłustej, ani lepkiej warstwy, jadnak żeby skóra nie przesuszyła się na wiór musiałam go nakładać kilka razy dziennie (co najmniej 3). A i tak kilka godzin po użyciu zaczynała mnie swędzić. Z obawy przed przesuszeniem skóry nie odważyłam się go stosować jako jedynego balsamu nawet w upalne lato i już nastepnego dnia pognałam kurcgalopkiem po rumiankowo-owsiany balsam Green Pharmacy. * Pozwoliłam sobie sparafrazować tytuły recenzji Pohybel nt. niektórych kosmetyków tej firmy, bo oddają moje wrażenia idealnie. Używam tego produktu od: ponad miesiąc Ilość zużytych opakowań: jedno - na szczęście butelka jest ładna i można ją zdekupażować w stylu vintage