Peeling, a może poprawniej: złuszczający żel do twarzy z The Body Shop z serii Drops of Youth znalazł się w moim posiadaniu za sprawą prezentu, jaki sprawiła mi życzliwa osoba znająca moje preferencje pielęgnacyjne i kosmetyczne. To osoba, która wie, że lubuję się w naturalnej pielęgnacji, zarówno jeśli chodzi o pielęgnację ciała jak i twarzy.
Jak to jest z tą naturą w The Body Shop ? Okazuje się, że różnie. Fakt, że marka posiada w swoim asortymencie kosmetyki składowo interesujące i w pewnym stopniu dające wymierne efekty, ale i kosmetyczne buble. W owym zestawie znalazły się się również inne produkty z serii Drops of Youth: krem na dzień i na noc oraz maska z przeznaczeniem do stosowania na całą noc.
Ze wszystkich tych 3 produktów zadowolona jestem tylko z maski. Krem okazał się mieszanką iście chemiczną, a ten złuszczający wynalazek, o którym ta recenzja doprowadził mnie do przeżyć nieomal traumatycznych.
To chyba najmniej trafiony kosmetyk, jakiego miałam (nie)przyjemność stosować w całym swoim życiu.
Czy może być AŻ tak kiepski ? Niestety tak.
Opakowaniem złuszczającego żelu jest plastikowy pojemnik barwy butelkowej zieleni ( swoją drogą piękny kolor na opakowania kosmetyków!) z czarną pompką. Opakowanie o dość nietypowej pojemności jeśli mowa o pojemnościach kosmetycznych, bo 145 ml. Butelka jest wykonana z solidnego plastiku, nie odkształca się, a pompka jest w pełni sprawna technicznie do całkowitego zużycia produktu.
Opakowanie posiada etykietę utrzymaną w `bodyshopowej` estetyce- oszczędna graficznie, nie dzieje się na niej za wiele- marka+logo, nazwa + przeznaczenie produktu. Wszystko to przyjemne dla oka.
Gdyby zakończyć ocenę tutaj, tylko na wrażeniach wizualnych, produkt otrzymałby 5 gwiazdek.
Jak wygląda sam peeling ? Ot, to żel o dość gęstej konsystencji, bezbarwny, o mieszance zapachu roślinnego i alkoholowego. Nie ma tam drobinek. To czysty żel.
Produkt cechuje specyficzna i interesująca cecha. Otóż ani to peeling mechaniczny, ani enzymatyczny. Kosmetyk wykorzystuje technologię gel-to-peel. Podczas aplikacji na skórę i podczas przemasowania żel nabiera właściwości złuszczających, zmienia swoją konsystencję z tradycyjnego żelu na stałą, posiadającą grudki. W tych grudkach znajdować się ma złuszczony naskórek. To zachęta producenta i brzmi to iście innowacyjnie, prawda ?
Szkoda, że wykonanie już innowacyjne nie jest. To najbardziej nieprzyjemna aplikacja kosmetyku, jakiej doświadczyłam w całym swoim życiu.
Żel aplikowałam zawsze odpowiedniej grubości warstwą na uprzednio zdemakijażowaną i oczyszczoną produktem myjącym (łagodny żel) skórę. Za pierwszym razem i za każdym kolejnym charakterystyczny był tu dla mnie silny zapach alkoholu (od którego tak się już odzwyczaiłam w kosmetykach). To takie opary nieomal powodujące zachwiania równowagi, więc woń alkoholu jest bardzo wyczuwalna (uff, nic dziwnego: na drugim miejscu w składzie znajduje się alkohol denaturowany). Przemasowanie skóry doprowadza do dziwnego zjawiska, podejrzewam, że w tym momencie zachodzi proces gel-to-peel, a mianowicie do szybkiego wyschnięcia produktu, powstania delikatnych grudek i co najgorsze- bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnego lepienia się produktu. Nie potrafię porównać tego odczucia do niczego, nie przychodzi mi do głowy żadne porównanie. Próba zmycia, czyli de facto zwilżenia wodą doprowadza do jeszcze silniejszego odczucia lepienia- w pewnym momencie lepi się wszystko i twarz i dłonie. Produkt zmyć można tylko za pomocą środka myjącego, ja zawsze stosowałam żel oczyszczający, używany przeze mnie we wcześniejszym kroku oczyszczającym. Czyli twarz jest myta kilkukrotnie. Dobrze, jeśli jest to produkt łagodny, niezawierający silnych detergentów.
Ja, nawet jako osoba posiadająca cerę tłustą, każdorazowo byłam niezadowolona z tego wielokrotnego mycia skóry środkiem myjącym i każdorazowo miałam wrażenie tak zwanej `trzaskającej` skóry, którego z całego serca nie cierpię jeśli chodzi o pielęgnację twarzy,
Owszem, zdarza mi się stosować silniejsze peelingi, a nawet i żele oczyszczające (choć to wyjątki i żel w tej sytuacji musi mi coś zaoferować w zamian), ale rzadko kiedy doprowadzam skórę do takowego stanu. Nie lubię.
Po całym tym myjącym rytuale (vel myjącym kole) ciężko mi zauważyć inne efekty niż oczyszczona skóra (który to efekt możnaby uzyskać tylko i wyłącznie podczas oczyszczania skóry żelem). Martwe komórki naskórka są usunięte (to one znajdują się między innym w wytworzonych grudkach), jednak nie ma mowy o odczuciu dogłębnego oczyszczenia.
To produkt należący do serii Drops of Youth i w zamiarze producenta ma wspomagać walkę (tu usuwać martwe komórki naskórka i przygotowywać skórę na kolejne kroki pielęgnacyjne) z pierwszymi oznakami starzenia. Wypisz, wymaluj, to coś dla mnie. Mam 29 lat i już pora przeciwdziałać pierwszym oznakom starzenia. Niestety nie za pomocą tego produktu.
Skład nie mnie nie zachwyca. Wspomniany alkohol denaturowany na drugim miejscu (czyli jest bazą w tym preparacie) i jego opary podczas aplikacji nie trafiają w moje gusta. Obiecane komórki z trzech roślin są daleko na szarym końcu i nie przypisywałabym im jakiegokolwiek działania.
Negatywna recenzja jest tylko i wyłącznie moją subiektywną opinią. Zdaję sobie sprawę, że produkt (zarówno stosowanie, jak i działanie) może sprawdzić się u innych osób i może mieć grono swoich fanów. U mnie, NIESTETY, kosmetyk stosowany regularnie przez pewien okres czasu, nie sprawdził się.
Zalety:
- atrakcyjne wizualnie i kolorystycznie opakowanie
Wady:
- brak efektu pielęgnacyjnego
- kontrowersyjne efekty podczas stosowania; nieznośne odczucie lepkości
- mierny stosunek jakości do ceny; to dość drogi preparat nieprzynoszący żadnych korzyści
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie