Garnier SkinActive Hydra Bomb, UltraLift Tissue Mask Smoothing Firming Radiance Boosting Mask Ultraliftingująca maska w płachcie z wyciągiem z pestek winogron i kwasem hialuronowym

Maseczki w płachcie od Garniera są jednymi z najbardziej popularnych na rynku i miałam okazję testować ich kilka. Seria HydraBomb obiecuje intensywne nawilżenie i odświeżenie skóry. Po przetestowaniu tej wersji mogę powiedzieć, że nie jest to zła maseczka, ale zdecydowanie znam lepsze – nawet w obrębie tej samej marki. Daje lekkie nawilżenie i jest komfortowa w noszeniu, ale efekt końcowy nie powalił mnie na kolana. Pod względem aplikacji maseczka sprawdza się dobrze – płachta jest dobrze wycięta, łatwo się nakłada i nie zsuwa się z twarzy. To duży plus, bo nie każda maseczka w płachcie potrafi dobrze przylegać do skóry, a tutaj nie miałam problemu z jej dopasowaniem. Maseczka nie podrażniła mojej skóry, nie wywołała zaczerwienienia ani żadnych niepożądanych reakcji. Oczywiście maseczka nawilża – ale jest to nawilżenie raczej lekkie i krótkotrwałe. Po zdjęciu maseczki skóra jest przyjemnie odświeżona, ale jeśli ktoś liczy na intensywny efekt regeneracji czy głębokiego nawilżenia – może poczuć niedosyt. Znam maseczki – nawet z tej samej serii – które dają mocniejsze nawilżenie i bardziej zauważalny efekt. Tutaj jest poprawnie, ale bez efektu „wow”. Jeśli ktoś szuka szybkiego odświeżenia skóry, to ok, ale jeśli chce naprawdę porządnego nawilżenia, lepiej wybrać coś innego.

* Jaka jest moja skóra twarzy ? mieszana, ze skłonnością do przesuszeń i błyszczenia w strefie "T". Nie mam większych problemów z niedoskonałościami. * Jakie jest opakowanie ? maski w płachcie od Garniera mają bardzo solidne opakowania także już tutaj czujemy jakość produktu. Grafika jest tematyczna a czerwony kolor przyciąga uwagę na półce sklepowej. Trochę jakby krzyczał "weź mnie !" * Jaki jest zapach ? zapach jest bardzo przyjemny, kosmetyczny ale słodki z owocowymi nutami i umila czas aplikacji. * Jak działa i czy działa ? jeżeli chodzi o ilość serum na tkaninie to jest ona bardzo duża. Tkanina wręcz ocieka produktem dlatego nałożenie jej na twarz sprawia, że od razu na naszą skórę działają zawarte w niej składniki i to się czuje. W opakowaniu zostaje jeszcze tylko produktu, że z powodzeniem można nałożyć go na inne partie ciała wymagające nawilżenia. Osobiście pozostałość lubię wsmarować w dłonie. Od razu po nałożeniu maseczki na twarz czuć ukojenie. Skóra staje się miękka i znika uczucie ciągnięcia lub napięcia. Schłodzona przed nałożeniem pomoże z opuchlizną. Skóra jest po jej nałożeniu pięknie i mocno nawilżona co czuć jeszcze kolejnego dnia więc nie jest to efekt krótkotrwały. Nie zauważyłam działania liftingującego ale też go nie oczekiwałam. Jest to poprostu drogeryjna maseczka i ma w mojej ocenie dobrze nawilżać i tutaj spełnia swoje zadanie. * Czy kupię ponownie ? wracam do niej regularnie.

Przyjemna maska do twarzy w płachcie. Miała dawać poczucie nawilżenia i wygładzenia, no i muszę przyznać, że tak właśnie jest. Nie miałam po niej żadnego poczucia ściągnięcia czy lepkości. Tak jak w innych maseczkach Garniera była dobrze wyprofilowana płachta, którą łatwo dopasować do kształtu twarzy i duża ilość esencji. Zapach jest w porządku, dodatkowy plusik też za estetyczne opakowanie i ładny design. Oprócz tego, maseczkę można ją bez problemu dostać np. w Rossmannie, ale dla mnie cena regularna (14,99 zł) jest dosyć wysoka.

Garnier SkinActive Hydra Bomb UltraLift Sheet Mask to maska w płachcie, która obiecuje wiele korzyści, w tym ultralifting, wygładzenie i poprawę blasku skóry. Stosuję maski w płachcie regularnie, a te od Garniera są jednymi z moich ulubionych. Składniki aktywne: - Wyciąg z pestek winogron: Bogaty w przeciwutleniacze, pomaga w ochronie skóry przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi i wspomaga regenerację. - Kwas hialuronowy: Intensywnie nawilża skórę, wiążąc wodę i sprawiając, że skóra staje się bardziej jędrna i elastyczna. - Gliceryna: Nawilża skórę, pomagając utrzymać jej miękkość i elastyczność. - Sodium Hyaluronate: Forma kwasu hialuronowego, która lepiej penetruje skórę, zapewniając głębsze nawilżenie. Cena maski wynosi około 10-15 PLN za sztukę, co jest rozsądną ceną za produkt tej jakości. Maska dobrze nawilża i odżywia skórę, co czyni ją bardziej promienną i świeżą. Jednak jeśli chodzi o efekt liftingujący, nie jest aż tak "ultraliftingująca", jak sugeruje nazwa. Niemniej jednak, maska spełnia swoje zadanie jako produkt regeneracyjny, szczególnie dobrze działa po długim dniu lub przed ważnym wydarzeniem. Ja właśnie ją nałożyłam na zakończenie weekendu ???? Podsumowując, Garnier SkinActive Hydra Bomb UltraLift Sheet Mask to skuteczna maska w płachcie, która oferuje solidne nawilżenie i regenerację skóry. Chociaż efekt liftingujący nie jest aż tak spektakularny, jak zapewnia producent, maska nadal stanowi doskonały wybór dla każdego, kto chce szybko poprawić wygląd swojej skóry. Moje ulubione maski w płachcie to właśnie te od Garniera - mają fajnie przylegającą płachtę i dużo serum, którym można wysmarować całe ciało po zdjęciu maski z twarzy. Najlepsza jest kokosowa, ale ta też daje radę ????

Zapach maski jest bardzo delikatny, po chwili nawet niewyczuwalny. Płachta - tutaj niestety się rozczarowałam ???? poprzednie maski z tej serii były cienki i miękkie. A tutaj... Maska jest trochę bardziej gruba, przez co sztywniejsza. Po nałożeniu jej na twarzy ciągle się odklejała, a sama maska była trochę mniejsza. Niestety przez cały czas się z nią męczyłam i poprawiałam, przez co część twarzy miała kontakt z płachtą, a część nie ???? W opakowaniu jest bardzo dużo wodnistej esencji, przynajmniej mogę sobie dołożyć, bo po masce efekt może nie być taki jak być powinien. Nie odczuwam nawilżenia. Czuję na skórze lekkie napięcie i tam gdzie maska dopasowała się do twarzy jest znacznie odczuwalne, niż w miejscu gdzie się odklejała. Maska nie powoduje uczucia ściągnięcie skóry, jak po oczyszczaniu twarzy mocnymi żelami. Skóra jest delikatnie wygładzona.

Maseczka jest w ładnym opakowaniu - saszetka. Tkanina jest z grubszego materiału oraz miękka i bardzo mocno nasiąknięte. Łatwo się nakłada - dobrze wycięta. Zapachu esencji jakoś nie wyczuwam specjalnie. Maseczka dobrze nawilża cerę, odświeża i pobudza. Po zastosowaniu cera jest zdecydowanie miękka i gładka. Ma również działanie kojące po zastosowaniu na podrażnioną cerę. Maseczka nie podrażnia skóry.

Zacznę od minusa. Po tej masce zapchały mi się pory na bokach nosa, a nakładałam ją na świeżo speelingowaną twarz. Nie sądziłam, że tak wodnisty i lekki produkt może przyozdobić moją buzię w zaskórniki. :D Nie wiem więc jak zachowa się na cerach z rozszerzonymi porami, skoro u mnie, gdzie nie mam nadmiernego problemu z tym zrobiło się coś takiego. A z dobrych właściwości jakie zauważyłam: * porządny zastrzyk nawilżenia (miałam przesuszoną cerę po tygodniu w ciepłym kraju i super udało mi się odzyskać nawilżenie) * maska bardzo ukoiła mi twarz w momencie, kiedy pomyliłam kwasy i tego mocniejszego użyłam w za dużej ilości - skończyło się to bardzo zaognionym rumieniem, ale w ratunku użyłam tej maski i pięknie skóra została złagodzona * wygładzenie skóry na bardzo dobrym poziomie I to najważniejsze i najbardziej pożądane efekty, jakie spełnił kosmetyk. Dodatkowo: * serum jest tak dużo, że resztką z saszetki wysmarowałam całe ciało * tkanina jest solidna nie rozerwało mi się nic przy rozkładaniu, do tego wycięcia na oczy i usta idealne * super wchłaniająca się konsystencja

Maska kupiona na promocji w popularnej drogerii. Generalnie lubię ten typ pielęgnacji - mam wtedy wrażenie skóry faktycznie dobrze nawilżonej i nasączonej odżywczymi substancjami. Tak jest w przypadku i tej maseczki - producent nie żałował esencji, płachta dobrze przylega do twarzy. Dość szybko się wchłania, po krótkim czasie skóra jest gotowa na przyjęcie kremu. Cera jest dobrze nawilżona, promienna i wygładzona. Z pewnością kupie ja ponownie , gdy będzie w promocyjnej cenie.

Maseczka w płachcie nasączona winogronami dobrze nawilża i faktycznie napina twarz. Buzia po jej użyciu wiadomo, nie jest odmieniona nie do poznania ale ma ładny kolor, wydaje się bardziej świeża i wypoczęta. Mi szczególnie spodobał się efekt lekkiego naciągnięcia skory (nie mylić ze sciągnięciem!). Ja szczególnie lubię maseczki w płachcie, są jakieś bardziej luksusowe. cieszy tez zwrócenie uwagi firmy na biodegradacje maseczki

Już nie raz korzystałam z masek Garnier, z różnym skutkiem. Tutaj maska zapowiadała się obiecująco. Ekstrakt z winogron połączony z kwasem hialuronowy, brzmiał jak niezła 'hydra bomb'. Niestety okazała się rozczarowaniem. :( Maska ma przyjemny, delikatny zapach i jest bardzo mocno nasączona esencją. Łatwo się rozkłada i dobrze dopasowuje do twarzy. Otwory są odpowiednio wycięte. Maskę nosi się więc wygodnie. Resztki esencji można wmasować w skórę, ale ja nie polecam tego, bo zastygają one w lepiącą warstwę. Jeśli chodzi o nawilżenie... To jest bardzo słabo. Przynajmniej w moim przypadku. Nie odczułam w ogóle nawilżenia. Odniosłam wrażenie, że ta maska nie zrobiła zupełnie nic. Żadnego ukojenia, wygładzenia. Skóra mimo użycia maski nadal potrzebowała wsparcia w postaci kremu. Bardzo słabo jak na kosmetyk z 'hydra bomb' w nazwie. Spodziewałam się jakiegoś spektakularnego efektu wow, a tu nic. :(

Niestety, ale nie jestem fanką tej maski, choć miałam co do niej spore oczekiwania. Kupiłam ją na promocji, poszukując ekspresowego nawilżenia i ujędrnienia twarzy. Po otwarciu produktu przyjemnie się zaskoczyłam, bo płachta jest bardzo dobrze wycięta, super przylega do twarzy i jest bardzo mocno nasączona płynem (przez chwilę nawet kapało z niej i musiałam wycierać szyję). Stopniowo sobie wysycha, więc można dość długo cieszyć się przyjemnym efektem chłodzenia i kojenia cery. Początkowo nawet byłam zadowolona, twarz była napięta, a suche skórki zniknęły. Moim błędem było nałożenie maski na noc, zaraz przed snem. Po odczekaniu wyznaczonego przez producenta czasu ściągnęłam płachtę z twarzy i nie nakładając już żadnego kremu położyłam się spać. Niestety, ale rano obudziłam się z bardzo nieprzyjemnym uczuciem ściągnięcia skóry i szybko musiałam sięgnąć po mocno nawilżający i tłusty krem. Suche skórki bardzo szybko na nowo się pojawiły, a po kilku godzinach pojawiły się zaskórniki i cera po prostu się zapchała, co spowodowało u mnie wysyp brzydkich niespodzianek. Już dawno żaden produkt tak bardzo nie zaszkodził mojej twarzy. Więcej tej maski nie kupię.

Maski w płachcie od Garniera są jednymi z moich ulubionych! Przede wszystki wyróżnia je to, że mają świetnie dopasowany materiał do twarzy! Wszystkie wycięcia znajdują się tam, gdzie powinny, a maska nie jest za duża. Sama płachta też jest wykonana z dobrego materiału i wszystko super przylega. Po założeniu jej masz takie uczucie jak wtedy kiedy po dlugim biegu w końcu możesz ugasić pragnienie! Ponadto maska jest bardzo, bardzoooo nasączona esenjcą. Ja zawsze to co zostaje w opakowaniu nakładam jeszcze na twarz następnego wieczora! Bardzo polecam!

Do obietnic efektu liftingującego podeszłam raczej sceptycznie. Bardziej nastawiłam się na Nawilżenie i dawkę energii dla mojej skóry. Szczerze mówiąc jestem zaskoczona, że po zastosowaniu maski, skóra jest bardziej napięta i ten liftingujaca efekt jest oczuwalny, jednak moim zdaniem towarzyszy temu nieprzyjemne uczucie delikatnego wysuszenia skóry (nie mocne, ale jednak) a mam cerę mieszana w kierunku do tlustej (także nie jest to dla mnie problemem). Maska ogólnie jest dobra ale nie jest moim zdaniem najlepsza z tej serii. Mimo to jest przyjemna w stosowaniu, ma delikatny zapach, nie piecze, nie podrażnia.

Lubię maseczki Garnier, mają dobre działanie (choć nie dorównują Mediheal), a do tego ich cena jest raczej przystępna. Dotychczas moją ulubioną była Hydra Bomb z granatem w niebieskiej saszetce. Dla mnie ta liftingująca jest jeszcze lepsza, bo oprócz nawilżenia, także napina i lekko liftinguje. Opakowanie to czerwona, kwadratowa saszetka z winogronami. Maska złożona na 4 części, a na niej niebieska folia, którą należy zdjąć po nałożeniu tkaniny. Maskę łatwo się rozkłada, nie ciągnie się ani nie rwie, nie uszkodzimy jej długim paznokciem. Tkanina po nałożeniu na twarz jest ogromna, ale wycięcia na oczy rzeczywiście mogłyby być ciut większe. Maska ma dla mnie ledwo wyczuwalny zapach podobny do innych masek Garniera. Zawiera kwas hialuronowy oraz ekstrakt z winogron. To, co mi się od razu spodobało to to, że w kilka sekund po nałożeniu na twarz, tkanina ściśle przyczepia się do skóry. Można z nią swobodnie chodzić, nie zsuwa się ani nie odkleja. Czuć odprężający chłód na twarzy. Nie swędzi ani nie szczypie. Przy mojej wrażliwej cerze wypadła bardzo w porządku. Po zdjęciu maski, esencję z opakowania można dodatkowo wklepać w twarz, całość wchłania się w kilka minut. Cera po zdjęciu płachty jest cudownie rozświetlona, aż bije od niek zdrowym blaskiem. Koloryt został ujednolicony, zaczerwienienia stały się mniej widoczne. Efekt liftingu był minimalny, nie czuć było napięcia ani ściągnięcia, skóra jednak wyglądała na jędrniejszą, bardziej uniesioną. Maseczkę robiłam wieczorem i następnego dnia efekt młodzieńczej cery był dalej widoczny, a skóra nawet pod makijażem wyglądała ładniej, aż promieniała. Mam 26 lat, lubię używać od czasu do czasu maseczek przeciwzmarszczkowych. Dla mnie delikatny efekt liftingu w tej maseczce był świetny, ale dla niektórych może być już za słaby. Na pewno kupię ją jeszcze nie raz. :-)

Próbowałam wszystkich dostępnych masek w płachcie firmy Garnier i udało mi się wyhaczyć nowość, którą widziałam raz i już nie mogę jej znaleźć. Maska Garnier zamknięta jest w klasycznej kwadratowej saszetce z lekkim nacięciem ułatwiającym rozerwanie jej górnej części. Szata graficzna obfituje w wyraźny, czerwony i intensywny kolor, który wyróżnia się na tle innych saszetek na półce w drogerii. W środku saszetki znajdują się dwie mocno nasączone i zwinięte plachty. Jedna przyklejona jest do drugiej. Maska pomocnicza jest koloru niebiesko- zielonego i pełni funkcję ułatwiającą do rozłożenia i nałożenia płachty wyjściowej. Po nałożeniu białej płachty bezpośrednio na skórę twarzy odkleja się płachtę pomocniczą. Garnier przyzwyczaił mnie do tego, że dziurki na nos, oczy i usta są niestandardowo rozmieszczone i tym razem jest tak samo. Otwory na oczy zbyt małe a usta w tej masce znajdowały się centralnie na mojej brodzie. Sama płachta jest mocno nasączona esencją i przylega do skóry bardzo dobrze. Esencja ma nieco gęstszą i bardziej lepką konsystencję od tych ,które do tej pory próbowałam. Wydaje mi się, iż dla skóry mieszanej najlepiej nałożyć płachtę na wieczór gdyż może okazać się, iż nadmiar esencji będzie zbyt ciężki do bezpośredniego nałożenia makijażu po ściągnięciu płachty. Nie wyczuwałam zapachu alkoholu ani żadnych sztucznych chemicznych dodatków. Wielki plus za to. Maska nie wywołała pieczenia ani zaczerwienień na skórze. Po 20 minutach ściągnęłam płachtę i nadmiar esencji wklepałam w szyję i dekold. Po kilkunastu minutach esencja z twarzy wchłonęła się w skórę pozostawiając lekko lepką warstwę . Od razu widać różnicę przed nałożeniem maski i po jej ściągnięciu. Skóra twarzy nabrała blasku, stała się miękka i przyjemna w dotyku. Na wieczór wklepałam krem- żel i ostateczny rezultat jej użycia zobaczyłam rano. Skóra twarzy była bardzo promienna, w dotyku gładka i elastyczna, zmarszczki na czole i między brwami wyprasowane. Czułam, że skóra jest porządnie odżywiona i tego dnia po toniku i esnecji od razu nałożyłam lekki krem bez serum aby zbyt nie obciążyć skóry twarzy. Efekt gładkiej skóry utrzymał się do następnego dnia. Przez kilka dni skóra twarzy była bardziej elastyczna i tym byłam bardzo zaskoczona. Spodziewałam się uelastycznienia skóry na dzień a tu takie miłe zaskoczenie. Zdecydowanie uważam, iż maska z wyciągiem z pestek winogron i kwasem hialuronowym jest najlepszą maską jaką Garnier zaproponował do tej pory. Jeśli na nią trafię to z pewnością zakupie kilka opakowań na zapas, aby w dowolnej chwili odżywić, uelastycznić i nawilżyć skórę twarzy, która każdego dnia zmaga się z niekorzystnymi warunkami atmosferycznymi i potrzebuje takiej płachty na wyłączność.