Niestety, ale nie - najsłabszy krem z całej serii.
Krem otrzymałam w lutym tego roku - i w zasadzie od samego początku najmniej przypadł mi do gustu. Moje serce należy do kremu o zapachu pianek marshmallow, kocham również wersję cytrynową, ostatnimi czasy cieszę zmysły dynią z imbirem - a krem o zapachu nadziewanych pralinek zużyłam wiosną i wiem, że nigdy więcej do niego nie wrócę. Niestety, ale nie :(
Do zalet na pewno należy opakowanie - jak we wszystkich kremach z tej serii, jest ono małe (50ml - idealne do torebki!), zgrabne, wyposażone w porządną klapkę - którą łatwo otworzyć bez połamania paznokci. Tubka miękka, w skromnej a jednak przyjemnej dla oka szacie graficznej. Lekka konsystencja i szybkie wchłanianie produktu to kolejne plusy. Również wydajność należy pochwalić (choć ja klęłam jak szewc albo pan Maniek z budowy, ale to wina zapachu i kiepskich walorów pielęgnacyjnych). Krem nie uczulił i nie podrażnił mojej wrażliwej skóry. Niska cena to również zaleta - choć nie dla mnie, niestety.
Wad jest znacznie więcej. Zacznijmy od zapachu - który przecież powinien mi się podobać, kocham pralinki, słodycze, kakao, czekoladę. Ale nie w tym wydaniu. Jak tylko otworzyłam krem to wiedziałam, że się nie polubimy, ale pierwsza porządna aplikacja uświadomiła mi, że ja go chyba znienawidzę. I tak się niestety stało - to zapach przeleżanych, zwietrzałych czekoladek lub też wyrobu czekoladopodobnego. Niezwykle mdły i nijaki, a jednak denerwujący. Do tego intensywny, tak że aż momentami dostawałam mdłości i bólu głowy - i nie jest to wina tej nuty, bo Angela noszę z lubością. To niestety wina użytych komponentów - dość słabej jakości.
Druga sprawa - krem ma za zadanie wygładzać. Niestety, nie robił tego - wraz z ekspresowym wchłanianiem równie ekspresowo znikało nawilżenie oraz wygładzenie skóry. To tak, jakbym nie nałożyła kompletnie nic, czułam, że dłoniom przydałoby się coś, co solidnie je nawilży. Jedynie aromat zdradzał obecność tego produktu na skórze - bo o nawilżeniu i wygładzeniu nie było mowy. Znikał w kilka minut, dosłownie.
Zużyłam go z ogromnym trudem, użyczając koleżankom, ale i one były niezadowolone (''Aduś, miałaś lepsze, ten jest naprawdę beznadziejny!'').
Ogólnie rzecz biorąc, ten krem jest kiepski. Kiepskie działanie i kiepski zapach - czyli dla mnie to cechy dyskwalifikujące, bo po co mam kupować kosmetyk, który nie tylko nic nie robi, nie pielęgnuje mojej skóry, ale dodatkowo drażni mnie swoim zapachem? Ja nie polecam, no niestety - tym razem się Ziaja nie popisała, zostanę przy swoich ulubieńcach, zaś temu panu podziękujemy.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie