Bielenda Botanic Spa Rituals, Maska do włosów farbowanych `Lawenda + zielona herbata` 

Kupiłam ją na wyprzedaży. Nie farbuję włosów, ale szukałam jakiejś odżywki/maski, która miałaby działanie nawilżające i padło akurat na nią. Maska ma bardzo lekką konsystencję, jest puszysta, kojarzy mi się trochę ze śmietanką, i bardzo rzadka, wręcz lejąca się. Zapach jest przepiękny, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, gdyż generalnie nie przepadam za zapachem lawendy. Stosowałam ją na włosy niskoporowate, zarówno jako maskę (na pół godziny), jak i jako odżywkę (na 5 minut)... i zdecydowanie lepiej sprawdziła się jako odżywka niż jako maska. Jako maska nie robi praktycznie nic. Lekko nawilża i to wszystko... Być może przy farbowanych włosach efekt byłby ciekawszy i chroniłaby kolor. Ponieważ jednak nie farbuję i kupiłam ją tylko dla efektu nawilżenia, zaczęłam stosować ją jako odżywkę i tu zdecydowanie wypadła lepiej. Mam wrażenie, że po 5 minutach efekt nawilżenia był o wiele lepszy niż po dłuższym trzymaniu na włosach. Maska fajnie nawilża, włosy są po niej przyjemnie śliskie. Mam wrażenie, że odrobinę lepiej się taflują, jednak nie jest to zbyt spektakularny efekt. Bardzo podoba mi się, że jej zapach długo utrzymuje się na włosach - nawet do dwóch dni. Podczas nakładania na włosy jest nieco kłopotliwa. Z powodu swojej rzadkiej konsystencji, oraz tego, że mam proste i gładkie włosy, maska strasznie po nich spływała i nie bardzo chciała zostawać na włosach. Oczywiście ma to też swój plus, ponieważ maska spłukuje się błyskawicznie i nie ma problemu z tym, że cokolwiek na włosach zostanie. Niestety jest też bardzo niewydajna. Podsumowując, jest to produkt poprawny, który zasługuje na takie 3 z plusem. Nie zauważyłam jakiś super efektów, ot nawilża całkiem w porządku. Są o wiele lepsze odżywki i maski nawilżające, ale jest też wiele gorszych. Ta jest po prostu poprawna i bardzo przyjemna, bez efektu wow. Raczej nie będę do niej wracać.

Gdybym miała tę maskę opisać jednym zdaniem brzmiałoby to mniej więcej tak: maska dla osób, które są zadowolone ze stanu swoich włosów i odpowiada im ich wygląd sauté. Dla reszty będzie ona prawdopodobnie zbyt lekka (choć konsystencję ma treściwą), nieco pusząca włosy i pozostawiająca je w stanie właśnie sauté. Ja włosów bezproblemowych nie mam, więc u mnie się nie sprawdziła.

Maski do włosów nie są zbyt często kupowanymi przeze mnie kosmetykami, preferuję odżywki i to najlepiej takie bez spłukiwania. A już prawie nigdy nie sięgam po produkty podtrzymujące kolor - mam wprawdzie włosy farbowane na blond, ale poza tendencją do ocieplania się koloru (z czym nie poradził sobie tzw. fioletowy szampon) nie mam problemu z wypłukiwaniem się farby. W przypadku maski Bielenda skusiła mnie jednak obietnica połysku, nawilżenia oraz interesujący zapach. Opakowanie bardzo w moim guście, jest zielono, roślinnie, przyjemnie dla oka. Zapach z kolei dostarcza przyjemności nosowi - woń jest świeża, raz mam wrażenie że trawiasta, innym razem czuję gdzieś w tle delikatną lawendę. Tak czy owak estetyka i zapach zdecydowanie na plus. Maska jest koloru białego i ma konsystencję "w sam raz", nie jest ani wodnista ani mocno zbita. Wydajność wypadła przeciętnie, ponieważ z jakiegoś powodu moje włosy piły maskę jak szalone, za każdym razem musiałam dokładać drugie tyle. Widocznie czegoś im brakowało. Maź zmywałam po zalecanych kilku minutach i od razu czułam, że będzie dobrze, już podczas spłukiwania kosmyki były gładkie i śliskie. Generalnie nie mam kłopotów z rozczesywaniem, ale po tym kosmetyku szło zupełnie jak po maśle. Bardzo miły zapach trwał na włosach dopóki nie wyschły (rzadko używam suszarki) i żałuję, że nie dłużej. Maska lawendowo-herbaciana nie tylko jest przyjemna w użytkowaniu, ale moje włosy były po niej w lepszej kondycji. Błyszczące, nawilżone i wygładzone. Mam puszące się, falowane wysokopory, które potrafią przypominać kopkę siana, a dzięki recenzowanej masce skręt był podkreślony, włosy nie wyglądały na suche. Nie wiem, jak produkt wpływa na trwałość koloru, ponieważ przy jasnym blondzie trudno to zauważyć, efekt przy intensywnych odcieniach byłby pewnie łatwiejszy do oceny. Na opakowaniu producent zaleca, aby unikać nakładania maski bezpośrednio na skórę głowy. Zgadzam się z tym - gdy przez roztargnienie wysmarowałam wszystko jak leci, włosy szybciej się przetłuściły. Przy prawidłowym aplikowaniu czupryna była wygładzona, ale nie obciążona. Ogólnie rzecz biorąc polecam, nawet nie jako remedium na utratę koloru, ale do włosów suchych i matowych. Moje akurat przetłuszczają się u nasady, ale na wysuszonej reszcie maska dobrze się spisała.

Maskę używałam do pierwszego O w metodzie OMO. Generalnie emulgowała olej dość dobrze myła. Jednak mam wrażenie, że trochę obciążała włosy. Ma niestety dodatek parafiny. Zapach delikatny, przyjemny. Produkt średniowydajny.