Zacznę od tego, że firma nacomi coraz bardziej mnie przekonuje do siebie, ma lepsze i gorsze produkty, ta maseczka akurat należy do tych, które mnie nie rozczarowały.
Maskeczka znajduje się w platkikowym, pastelowo różowym słoiczku o pojemności 50 ml, zamykany zwykłą zakrotkę w kolorze turkusowym. Produkt w środku zabezpieczony jest sztywnym okrągłym płatkiem.
O konstytencji się na czytałam jaka okropna, jaki glut itp. Moim zdaniem nie jest zła, jest taka budyniowa, nie miałam problemu z jej aplikacja ani pędzelkiem, ani dłonią, jest taka sztywna, nie lejąca. Kolor jest taki zgniłej a zarazem pastelowej zieleni, posiada taki specyficzny zapach, lekko słodkawy, jest nawet przyjemny.
Jeżeli chodzi o jej działanie. Jest ok. Zastyga dość szybko, powodujac takie lekkie ściągnięcie skóry, ale to tylko w momencie gdy jest na twarzy, po zmyciu nie ma tego efektu. Na plus, że można stosować na oczy, totalnie nie szkodzie tej okolicy, nie podrażnia, nie szczypie. Mi czasami się zdarzy przetrzymać ją na twarzy, ale nie szkodzi to buźce. Stosowana na usta daje uczucie nawilżenia, miękkości. Odnoście działania przeciwzmarszczkowego ciężko mi stwierdzić czy daje jakieś mega rezultaty, na pewno nie liczę na to, że stosując ją wieczorem rano obudzę się z pampersem. Na pewno nie zaszkodziła po miesięcy stosowania. Twarz po zmyciu jest świeża, ma wyrównany koloryt, wszystko jesy uspokojone, buzia jest gładka, i taka przyjemnie mięciusia. Daje takie leekie wrażenie wygładzenia mniejszych zmarszczek, ale nie jest to ich pozybicie się. Wydaje mi się, że działa hamująco na te, które już są, nie pogłębiają się. Buzia wydaje się taka jakby były po peelingu enzymatycznym, oczyszczona, wszelki zaczerwienia są przygaszone. Dla mnie za tą cenę i taka ilość przy jej wydajności jest godna przetestowania.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie