Alverde Matt Lipstick Matowa pomadka w sztyfcie

Trafiłam na ta pomadkę w kalendarzu adwentowym z firmy Alverde i jestem miło zaskoczona. Nie jestem przyzwyczajona do takiej formy szminek ale ta przypadła mi do gustu. Na początku dość trudno się ją używa, ponieważ jest dość twarda ale po kilku użyciach jest kremowa i sama maluje usta. Kolor na który trafiłam jest dość jasny i delikatnie wpadający w fiolet ale niezbyt mocno. Bardzo ładnie wygląda do codziennego makijażu. Mocny mat i nie spływa po za kontur ust. Nie przepadam za pomadkami matowymi ale na szczęście ta nie przesusza moich ust. Utrzymuje się około 4-5 godzin, więc całkiem w porządku. Myślę, że jak tylko będę miała możliwość to kupie inny kolor.

Zachęcona na prawdę dobrym składem pomadki marki Alverde postanowiłam ją wypróbować w kolorze 20 MAGENTA LOVE, który na moich dość ciemno różowych ustach wygląda jak soczysta malina. Podczas aplikacji pomadka początkowo jest dość twarda, jednak w kontakcie z ciepłem ust bardzo łatwo się ją rozprowadza. Dzięki takiej konsystencji wyrysowanie odpowiedniego konturu warg jest bardzo łatwe nawet bez użycia konturówki. Na ustach pozostawia ładne matowe wykończenie. Niestety co mnie dość drażni to to, że aplikując pomadka się trochę "kruszy", a kawałki których nie rozprowadzę na ustach, "obklejają" sztyft pomadki (uczucie trochę jak malując kredkami świecowymi). Podobnie zapach i smak też są takie woskowe. Co do krycia, to trochę się "marze" podczas rozprowadzania, przez co koloryt nie jest równomiernie wszędzie rozłożony i czasem widać prześwity. Jednak ze względu na ciemny odcień moich naturalnych ust trzeba się na prawdę dobrze przyjrzeć żeby to zobaczyć więc nie przeszkadza mi to jakoś bardzo. Nie jest to pomadka o bardzo dużej trwałości, po posiłku trzeba będzie ją poprawić, jednak wytrzymuje np. picie ze szklanki. Niestety nie zjada się ładnie, w miejscach gdzie zmyła się przez posiłek wygląda jakby się tam "odkleiła". Często lubią się do niej przyklejać też okruszki np. z ciastek. Niestety dokładając tą pomadkę w celu poprawy, gdy nam się zje, także lubi się "mazać" i grudkować z pozostałością, która się nie zjadła. Trzeba również uważać na suche skórki czy spierzchnięte usta, ponieważ niestety będzie nam je ona podkreślać. Ja zazwyczaj jeśli wiem, że będę nakładać pomadkę, która ma taką tendencję wcześniej wykonuję szybki peeling ust np. cukrowy lub produktem, który akurat do tego celu posiadam. Nie zauważyłam działania pielęgnacyjnego na usta, jednak jest to kosmetyk przede wszystkim koloryzujący. Co ważne, pomimo matowego wykończenia nie wysusza ust. Bardzo łatwo ją zmyć, na szybko wystarczy nawet sucha chusteczka. Nie pozostawia śladu na naturalnej czerwieni wargowej. Słyszałam dobre opinie o tej pomadce więc możliwe, że trafiłam na taką dziwną sztukę. Chętnie wypróbowałabym także inne wersje kolorystyczne tej pomadki aby sprawdzić czy dalej pojawiają się z nimi takie problemy.

Pomadkę kupiłam po rekomendacjach @czarszka . Mam dwa, dość dzienne kolory; 75 Ptetty Mauve (genialny, codzienny, upiększający) i 17 Coral Chic (trochę bardziej soczysty, ale nadal codzienny). Kredki mają świetną , wykręcaną formę podania. ;) Mimo, że są grube, dość łatwo można wyrysować kształt ust. Przy moich, dość jasnych kolorach można zrobić to nawet bez lusterka w autobusie. ;) Wykończenie szminek jest matowe, ale na ustach bardzo komfortowe, nie zastygające. Dla fanek formuły "mur beton" na pewno nie. ;) Nie wytrzymają na pewno obiadu, ale z pewnością kawę, herbatę i może nawet ciastko. Ich zaletą jest to, że można je szybko, fajnie dołożyć i nie robią skorupy. Po kilku dniach z rzędu nie przesuszają nam ust na wiór. No i jeśli ktoś zwraca uwagę na skład w kolorówce, to jest on ciut lepszy niż w tradycyjnych pomadkach. :) Jedynym minusem jest to, że nie są dostępne w Polsce (choć może przez Internet...). Cena nie jest wygórowana, gama kolorystyczna bardzo twarzowa. Myslę, że na pewno nie jest to mój ostatni zakupu i będę polować na inne odcienie, a 75 odkupię z całą pewnością. Polecam!