Wpadłam ostatnio na szybkie zakupy do Natury. Nie byłam tam strasznie dawno, więc na półce z produktami Botanic Skin Food przywitało mnie sporo (dla mnie) nowości. Każdy, kto czyta moje recenzje wie, że wprost uwielbiam tę markę, tak więc koniecznie chciałam coś przetestować. Ostatnio mam problem ze skórą dłoni, jest bardzo przesuszona i popękana, na skutek nadmiernego kontaktu z wodą i środkami do dezynfekcji.
Opakowanie… Nie będę ukrywać. Nie jestem fanką takich. Jeszcze sama tubka jest całkiem ok. Aluminiowa, dość trwała, elegancka i ładna szata graficzna. Lubię tubki z aluminium, mnie jakoś nigdy się one nie rozrywają, ale wiem, że dziewczyny miewają z tym czasem problemy. W moich oczach jednak wygrywają, bo to nie plastik. Jednak ta zakrętka to jedno wielkie nieporozumienie. Ja wiem, że jest pewnie tańsza w produkcji niż taka na klik, do jej wyprodukowania zużywa się pewnie też sporo mniej plastiku… I do tak małej pojemności jest jak znalazł. Ale ilekroć mam krem z taką zakrętką, to zawsze się denerwuję. Jak dla mnie jest strasznie niepraktyczna. Mała, więc często wypada mi z dłoni. Do tego trudno mi ją zakręcić, zanim tafię odpowiednio, to sporo wody musi upłynąć. Zawsze, kiedy zdenkuję taki krem muszę sobie robić sporą przerwę od tych zakrętek. To moje osobiste preferencje i jak widać nie jest tak, że zakrętka skreśla w moich oczach produkt. Jednak po prostu czasem mnie złości. Pojemność to 30 ml. Niedużo, niektóre kremy zawierają ponad dwa razy tyle, ale ma to swoje plusy – zmieści się wszędzie, w każdej damskiej torebce, nawet w kieszeni kurtki. A że ja lubię mieć zawsze przy sobie krem do rąk, to taka pojemność jak najbardziej mi odpowiada. Poza tym zwykle mam otwartych kilka kremów, jeden w torebce, drugi przy łóżku, trzeci przy laptopie, jeszcze inne w kuchni i łazience… i dobieram sobie takie gabaryty, konsystencje i działania, jakie w danej chwili mi potrzebne.
Krem ma postać dość gęstą. Porównałabym ją do pasty do zębów. Przez to niełatwo się rozsmarowuje. Za to szybko się wchłania, czuć, że skóra ten produkt wręcz pije. A to już wpływa negatywnie na wydajność. Liczyłam, że wystarczy mi chociaż na miesiąc, a tutaj po dwóch tygodniach tubka już świeciła pustkami. Jednak, co by nie mówić, ta konsystencja jest niezwykle treściwa i bogata. Świetnie się wchłania, nawet, kiedy nałożymy zbyt dużo. Robi to też szybko, po chwili zostaje na dłoniach nie tłusta warstwa, a ochronny, delikatny film. Pachnie bardzo ciekawie, mniej jest tam róży, więcej owsianki. Utrzymuje się na dłoniach, ale nie jest męczący. Podoba mi się. Skład bogaty, sporo masła shea i roślinnych ekstraktów. Jest też naturalny. Marka znajduje się na wyłączność w drogeriach Natura.
Działanie oceniłabym jako dobre. Skutecznie regeneruje, łagodzi podrażnienia, eliminuje suche skórki, nawilża i odżywia. Faktem jest, że daje ulgę już po pierwszym użyciu. Najlepiej jest oczywiście używać go regularnie, wtedy efekty są jeszcze bardziej zauważalne. Głęboko odżywia, ponieważ efekty nie znikają od razu po umyciu dłoni. Dobrze sprawdza się w najtrudniejszych chwilach. Obecnie mamy zimę, mrozy, pogoda jest wietrzna, a w domu rozkręcone kaloryfery. Do tego ciągła dezynfekcja. Nie są mu tak spartańskie warunki straszne. Nie wiem, jak sprawdziłby się latem, ponieważ ma dość bogatą konsystencję i mógłby okazać się wtedy zbyt ciężki. Szkoda, że szybko mi się skończył, bo to bardzo przyjemny krem z dobrym składem i przystępną ceną.
Zalety:
- odżywia
- regeneruje
- nawilża
- efekty widać już od pierwszego użycia
- bogata konsystencja
- nie pozostawia tłustej warstwy
- szybko się wchłania
- przyjemny zapach
- naturalny skład
- polska marka
Wady:
- nie lubię tego typu zakrętek
- słaba wydajność
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie