Bardzo dobra maska proteinowa.
Moje włosy raczej nie należą do tych lubiących proteiny, niezwykle łatwo idzie je przeproteinować i muszę naprawdę uważać przy wyborze odżywek czy szamponów, aby stosować tego typu składniki w możliwie jak najmniejszych ilościach. Mimo to zawsze mam w swojej łazience jedną maskę bądź odżywkę z typowo proteinowym składem, tak, aby zaaplikować ją raz na kilka myć, gdyż dodatkowa odbudowa raz na jakiś czas im nie zaszkodzi. Swoją czuprynkę rozjaśniałam chemicznie przez kilka lat, od roku stosuję naturalne, ziołowe farbowanie, ale zniszczenia przez tego typu zabiegi wciąż potrafią być widoczne, tak samo jak kołtunienie, więc rzadko, bo rzadko, ale proteiny stosuję. Maskę regenerującą od marki Botanic HairFood otrzymałam w prezencie, ale bardzo cieszyłam się, że będę mieć okazję ją przetestować, bo sama marka jest mi znana i przeze mnie nawet lubiana.
Skład kosmetyku został nam dokładnie przedstawiony, a nawet opisany punkt po punkcie. Warto wspomnieć, że znajdziemy w nim olej kokosowy, także uwaga, zwłaszcza dla osób z fryzurą o wysokiej porowatości, bo może występować puszenie. Za dodatkową proteinkę robi tutaj fitokeratyna. Sama maska nadaje się dla osób z kręconymi włosami, jest zgodna z metodą CG, nie posiada w sobie silikonów czy wosków. Jej zadaniem jest głęboka regeneracja i zwiększenie objętości włosów.
Produkt zamknięty został w słoiku o pojemności 400 ml, czyli całkiem sporo. Ja bardzo lubię taką formę podania kosmetyków, chodź jest najmniej higieniczna, to pozwala na wykorzystanie całego produktu do końca, bez jego marnowania i bez zbędnego wydziwiania, np. przez przecinanie opakowania nożyczkami. Słoiczek jest głównie w czarnym odcieniu, znajdziemy na nim biały prostokąt z logiem marki i nazwą produktu, wokół zaś umieszczono grafikę kokosa. Sama maska jest dosyć gęsta i ma biały odcień. Pachnie sztucznym kokosem, trochę szkoda, bo samą markę, zarówno tę do włosów, jak i do twarzy i ciała najbardziej szanuję, zaraz po składach, za zapachy, a tutaj jednak wystąpił lekki zawód.
Kosmetyk był przeze mnie stosowany, raz w tygodniu, a dokładnie to w czwartki - jakoś tak mi się utarło, że jest to dzień mycia proteinowego. Nakładałam ją jako pierwsze O w metodzie mycia włosów OMO (odżywka/maska - mycie - odżywka/maska). Przez jej zbitą konsystencję nie potrzebowałam jej aplikować w dużych ilościach, aby pokryć moje długie do połowy pleców, nawet gęste włosy. Trzymałam ją na nich przez ok. 10 minut i szczerze się przyznam, że jestem zadowolona z efektów, jakie na nich dała. Fryzura szybko stawała się bardziej sypka, było widać i czuć, że otrzymała sporą dawkę odżywienia i regeneracji. Wyglądała na prawdziwie zadbaną i zdrową. Dodatkowo z dwa razy miałam okazję emulgować nią olej i w tym celu, o dziwo, sprawdza się równie świetnie. Wydajność także jest tutaj na plus, mi starczyła na ponad trzy miesiące takiego stosowania.
Maska regenerująca z proteinami to kolejna propozycja od rodzimej marki drogerii Natura, jaką jestem w stanie z czystym sumieniem polecić. Z łatwością pozwala na zachowanie równowagi PEH, umożliwia świadome dbanie o włosy i radzi sobie świetnie. Cena i wydajność także przemawiają za jej kupnem. Szczerze polecam.
Zalety:
- Cena
- Konsystencja
- Wydajność
- Dobrze regeneruje włosy
- Nadaje im sypkości
- Można nią emulgować oleje
- Nie przetłuszcza
- Skład
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie