Vipera Cheek & Lip Tinge Róż w płynie do policzków i ust

Od jakiegoś czasu szukałam niedrogiego tintu do ust który będzie trwały i naturalny. Tiny ten zostawia bardzo ładny naturalny efekt który utrzymuje się zdecydowanie dłużej niż inne produkty do ust chociaż nie zostaje w nieskończoność. Produkt bardzo wolno się zużywa i starcza na długo.

ostatnimi czasy polubiłam się z kolorówką koreańską, dlatego bardzo mnie zaciekawił ten produkt — uwielbiam tinty do ust, a że ten dedykowany jest również policzkom, to skusiłam się. produkt jest zapakowany w szklany pojemnik, dosłownie jak lakier do paznokci, bo i pędzelek ma taki. tint jest kosmetykiem płynnym, dość szybko zastygającym, zwłaszcza po rozprowadzeniu/wklepaniu. tintu używam głównie jako "zabarwiacza" na usta — i tu może nastąpić lekkie zdziwienie, bo kolor w opakowaniu wydaje się być czerwony, natomiast na ustach szybko przechodzi w odcień malinowy, co troszkę mnie zawiodło, bo liczyłam na podbicie koloru ust w kierunku właśnie czerwoności. na policzkach natomiast próbowałam użyć go raz i nie sprawdził mi się — po rozklepaniu na nieprzypudrowanym podkładzie całkowicie znikł (być może na twarzy bez jakiegokolwiek podkładu zabieg by się udał). nie wiem, ile warstw wobec tego powinnam nałożyć, ale zniechęciłam się już na wstępie. ponadto podczas rozprowadzania miałam wrażenie, że rozkłada się nierównomiernie. inaczej ma się sytuacja z ustami — tam szybko się rozprowadza, w mig zastyga i pięknie komplementuje usta swoim odcieniem; ożywia je. jedyne zastrzeżenie, jakie mam, to do tego, że raczej krótko utrzymuje się na ustach. fakt, wżera się w nie, ale podczas dnia dość szybko zanika i trzeba ponawiać nakładanie go, więc jeśli ktoś oczekuje trwałości od rana do nocy, to raczej tego nie dostanie. niestety, ale również odniosłam wrażenie, że nieco mi usta przesuszył, ale tinty raczej to do siebie mają. ogółem polecam, ciekawy produkt, podoba mi się nawiązanie do koreańskiej kolorówki i cena jest kilkukrotnie niższa. (na załączonym zdjęciu na ręce z lewej: chwilę po nałożeniu oraz z prawej: delikatnie rozprowadzony)

Zwykle używam różu w kremie lub balsamie - mam wrażenie, że mokre kosmetyki lepiej stapiają się ze skórą, niż te pudrowe. Lubię delikatnie zaróżowione policzki i płatki nosa, które wyglądają naturalnie. Dlatego gdy zobaczyłam propozycję Cheek&Lip Tinge od Vipery, od razu przykuła moją uwagę. Opakowanie przypomina to od lakierów - szklana buteleczka z mocnego szkła i pędzelek. Co mnie ucieszyło - nie ma żadnych dodatkowych opakowań, kartoników, zaśmiecaczy. W środku jest nasz tint. To ciemnoczerwony płyn, który po roztarciu na skórze trwale ją barwi. I to jest największym plusem i minusem tego kosmetyku: ładnie zaróżowia skórę i dobrze trzyma się w ciągu dnia, ale jednocześnie barwi to, czym go nakładamy. Ja zwykle nanoszę płyn małymi kropeczkami na skórę przy pomocy pędzelka i rozcieram palcem, by uzyskać delikatne zaróżowienie. W efekcie palec też dostaje mocnego rumieńca :) Kosmetyk daje się ładnie stopniować, można użyć go bardzo subtelnie, ożywia twarz i dodaje jej świeżości. Kolor jest dość uniwersalny, jednak jedna opcja kolorystyczna może być minusem. To czerwień na granicy z różem, na skórze mi przypomina rumieniec, jaki pojawia się pod wpływem wstydu czy mrozu. Nazwa sugeruje barwienie nim ust, ale kosmetyk ma leciutki chemiczny smak, nie jest zbyt wyczuwalny, ale wrażliwcom może przeszkadzać. Oczywiście na ustach znika też szybciej. Trwałość - bez zarzutu. Jest dość odporny na ścieranie, ładnie zanika, nie powstają żadne plamy. Dobrze łączy się też ze skórą solo lub podkładem. Jest też wydajny, buteleczka za ok.15 zł starczy na dość długo. Podsumowując - wg mnie to fajny, wielofunkcyjny kosmetyk w niskiej cenie. Cieszę się, że to produkt od rodzimej marki. Lubię ten akwarelowy, uroczy efekt jaki daje i u mnie prawdopodobnie zagości na dłużej :)