Miałam ochotę na spróbowanie tych róży już od jakiegoś czasu, bo wszędzie były tak pochlebne opinie na ich temat i zdania, że one są naprawdę świetne i łatwe w obsłudze. Pomyślałam więc, że nic nie pójdzie źle, Maca lubię, więc zdecydowałam się na zakup. Wybrałam dla siebie odcień Cheer Up, coś na pograniczu różu i brzoskwini, albo jak kto woli bardzo ciepły różowy odcień.
Opakowanie jest ok, mnie nie przekonują te przezroczyste, wolę standardowe minimalistyczne czarne opakowania z Maca, ale tu nie ma jakiegoś kiczu, po prostu wygląda to trochę tanio w mojej ocenie.
W środku mamy nasz róż o piankowej i delikatnej konsystencji musu, jeśli wciśniemy go palcem, to zrobi się wgłębienie, bardzo śmieszna faktura, nigdy nie miałam z czymś takim do czynienia.
Kolor mi się podoba, jest taki, jaki zazwyczaj preferuję w różach, pasujący do mojej neutralnej w stronę ciepłej karnacji.
Niestety nakładanie nie jest wcale tak łatwe, jak myślałam, że będzie. Palcami nałożyć się tego nie da, gąbeczką już lepiej, ale ciężko mi to rozprowadzic równomiernie, za każdym razem miałam wrażenie, że w jakimś punkcie mi tego różu brakuje, a w innym jest go trochę za dużo i musiałam się naprawdę napracować, żeby całość wyglądała ładnie. Próbowałam z 4 rożnymi podkładami i niestety na każdym był problem z dokładnym nałożeniem (nakładałam go przed przypudrowaniem of kors, kilka razy zdarzyło mi się nałożyć na przypudrowany, tu wystąpił też ten sam problem, ale jak juz się z tym uporałam to sam róż wyglądał dobrze).
Wykończenie zostawia lekko świetliste, taki delikatny glow from within, bez żadnych drobin, po prostu skóra wyglądająca jak skóra, tylko zaróżowiona.
Mam jednak obiekcje co do jego wytrzymałości. Nawet przypudrowany nie utrzymywał się cały dzień, pod koniec dnia jeszcze trochę na buzi go zostało, ale nie był on tak widoczny, jak w chwili nałozenia.
Kolejna sprawa, a mianowicie zapach. Te roże strasznie dziwnie pachną. Nie jest to kwestia przeterminowania czy złego przechowywania, bo wiem, że moja sztuka była świeżutka, ale one mają dość taki dziwny, irytujący mnie zapach i wiem, że on jest taki w każdej sztuce, bo poszłam specjalnie do Maca obadać ta sprawę.
Generalnie jest ok, ale szału nie ma, nie wiem, nad czym te zachwyty szczerze powiedziawszy. Róż kemowy jak róż. Ja osobiście wolę pudrowe i nikt mnie nie przekona, że kremowy jest łatwiejszy w obsłudze, bo nie jest. Owszem, ładnie to wygląda na buzi, ale coś za coś, a tu ładny wygląd (po napracowaniu się z nakładaniem) jest kosztem wytrzymałości, a ja bym chciała jednak mieć makijaż na swoim miejscu i w takim samym stanie przez cały dzień.
Nie polecam, nie odradzam, chyba każdy musi sam spróbować. Natomiast ja już wiem, że róże kremowe nie są dla mnie, ten konkretny nie zachęcił mnie do poszerzania kolekcji o kolejne sztuki i po kilku miesiącach się go pozbyłam.
P.S. Te róże są też strasznie niehigieniczne, pędzlem się tego nie da nałożyć, tylko gąbką, ale z racji konsystencji wszystko się do niego przykleja, więc po jakimś czasie mamy na nim pełno mikro włosków, nawet jeśli staramy się tego uniknąć. Nie da się tego też za bardzo zdezynfekować, jak róże pudrowe.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Trwałość
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie