Revolution Beauty (Makeup Revolution) Good Vibes, Lip Balm with Cannabis Sativa Balsam do ust

Kosmetyk kupiłam w drogerii internetowej Cocolita w zestawie kosmetyków Revolution, w którego skład wchodziły: mgiełka przygotowująca cerę pod makijaż, żel podkreślający brwi, tusz do rzęs, paleta cieni do powiek oraz trzy balsamy do ust, z których najbardziej upodobałam sobie ten w odcieniu Mood o głęboko śliwkowym kolorze. Pozostałe odcienie wydawały mi się zbyt cukierkowe, dlatego sprezentowałam je cioci, która lubuje się w takich różowych odcieniach; później okazało się, że odcienie nie mają żadnego odniesienia do końcowego efektu. Opakowanie pomadki trwałe z roślinną szatą graficzną w odcieniach zieleni i różu, zabezpieczone folią ochronną. Sztyft produktu ścięty pod kątem, wykręcany, nie miałam z tym żadnego problemu. Konsystencja sztywna, ale lekko mięknąca i bardziej masełkowata pod wpływem kontaktu z ciepłymi ustami. W pierwszej dosyć tępo nakładała się, ale po chwili sunęła już gładko. Kolor głębokiej fioletowej śliwki po pomalowaniu ust praktycznie ledwo widoczny, wargi słabiutko podkreślone. Działanie pielęgnacyjne odczuwalne przez średnio godzinę, max dwie, potem zanika i należałoby nałożyć ją ponownie. A to w czasie, kiedy nie je się i nie pije, bo w przypadku tych czynności zjada się ekspresowo i nie pozostaje po niej żaden ślad. Nawilżenie odczuwalne i nabłyszczenie standardowo pomadkowe ale wcale nie przypomina to tafli odżywienia a raczej właśnie zwykłą pomadkę z drogerii. Bawiąc się nią i przejeżdżając po wargach jakieś 30 razy niespodziewanie pojawił się większy błysk, trochę przypominający błyszczyk, ale taki już wchłaniający się delikatną skórę. Zapach cukierkowo-roślinny, trochę różana, przyjemna nuta, która przestawała być odczuwalna po około 15-20 minutach, później pozostał tylko mydlany aromat róży - niezbyt przyjemne wrażenie. Przy chowaniu sztyftu zabawnie piszczący dźwięk, słabiej słyszalny przy wykręcaniu, ale jednak bawi.

Balsam kupiłam już bardzo dawno temu chyba z rok jak nie więcej, długo zwlekałam z jego użytkowaniem, zawsze coś innego wpadało mi w ręce i tak odkładałam go na później, aż wreszcie w końcu nastała jego kolej. Balsam kupiłam w Hebe i wiem, że są już niedostępne, chyba to była edycja limitowana, więc nie wiem gdzie może być ten produkt dostępny. Jego cena nie była wygórowana ok. 20 zł w promocji. Mój kolor to "Energy". Sztyft balsamu jest tradycyjny w formie wykręcanej, dodatkowo był zabezpieczony folią ochroną, więc mamy pewność, że nikt w sklepie go nie otwierał. Szata graficzna jest całkiem przyjemna z kolorowym wzorem konopii. Balsam jest poręczny, idealny do torebki czy kieszeni. Niestety z opakowania sztyft bardzo ciężko i opornie się wysuwa co bardzo utrudnia aplikację. Konsystencja jest zbita, twarda w kolorze jasno różowym, nie dość, że ciężko się wysuwa, to równie ciężko się go rozprowadza na ustach, aplikację trzeba ponawiać kilka razy aby uzyskać jakikolwiek efekt - co przekłada się również na wydajność i balsam w błyskawicznym tempie się kończy. Pomadka na ustach nadaje delikatnie różowy kolor i delikatny połysk - wygląda to całkiem naturalnie, ale ten efekt znika bardzo ale to bardzo szybko, wręcz bym powiedziała, że w kilka minut, nie wspominając o jedzeniu czy piciu to zjadamy wszystko.. Trwałość to duży minus. Zapach jest przyjemny słodki, czuć go tylko podczas aplikacji a potem znika. Powiem krótko i na temat.. ja osobiście nie widzę żadnych nawet najmniejszych efektów z użytkowania tego produktu, jest uporczywy w aplikacji, znika bardzo szybko z ust, działania pielęgnacyjnego nie wykonuje żadnego. Nie nawilża w żaden sposób, nie chroni ust, nawet chyba je trochę wysusza.. i lepi się okropnie na ustach.. nie wiem co producent miał na myśli tworząc ten produkt, nie bardzo wiem, jakie jest jego przeznaczenie i co ma dokładnie robić.. Małą resztkę produktu wyrzuciłam do kosza bo bardzo się z nim męczyłam a zarazem cieszę się, że nasza przygoda już się skończyła. Dla mnie to bardzo dziwny i nie udany produkt, nie wiem dlaczego go kupiłam . to chyba był impuls.. nigdy więcej do niego nie wrócę.