no cóż, ten produkt nie przekonuje mnie.
Nie jestem może jakąś wielką fanką samej opalenizny i produktów brązujących też nie. Ale to niezaprzeczalny fakt, że podkreślona lekkimi brązami skóra prezentuje się w upalne lato tysiąckroć lepiej, niż ta papierowo biała. No mówię tu przede wszystkim o skórze nóg, bo tylko ją ośmielam się przybrązawiać- reszty ciała: rąk i dekoltu już nie :) Opalone nogi prezentują się świetnie.
Mus od Natural Whitetree w wersji 40 mililitrowej znalazłam w zeszłorocznym kalendarzu adwentowym marki. Odczekał swoje: od grudnia do lata. Użyłam go kilkukrotnie, a potem poszedł w odstawkę. Dlaczego ? O tym za chwilę...
Może dlatego, że lato się po prostu skończyło, a ja nie zdążyłam go zużyć? To też, ale miał kilka innych wad. Resztki już wykańczam teraz, ale już w zupełnie inny sposób, niż przeznacza go producent :)
Niech Was nie zmyli nazwa mus. Choć oczywiście można go tak określić, ale bardziej pasowałoby po prostu lekkie masełko. A jak masełko, to i domysł, że produkt nigdy się całkowicie nie wchłonie... Reszty domyślcie się sami.
No właśnie. Nie jest to balsam, który da efekt brązujący, ale przy tym wchłonie się do zera (jak mój faworyt od Mokosh). To produkt tłuszczowy, który nie wchłania się do końca, wchłania się odrobinę, ale pozostawia na powierzchni skóry lekką tłuszczową powłokę. Stąd należy go stosować w ilości minimalnej. Zaaplikowany rano, zostanie po prostu zmyty przy najbliższym prysznicu i po samej opaleniźnie pozostanie tylko wspomnienie. Jest to więc efekt doraźny po zastosowaniu, co oczywiście nie jest niczym złym, bo są osoby, które i takiego będą potrzebowały. Ale przy tej brązowej tłuszczowej warstewce niech się Wam włączy alert zakładając białe spodenki lub sukienkę, bo wiadomo jak to się skończy. Pozostawiam to Waszym domysłom :)
I teraz słówko o samej aplikacji. Należy użyć tylko odrobiny produktu na dość dużą powierzchnię ciała. A jeśli myślisz, że używasz mało, użyj jeszcze mniej. Powodzenie całej akcji aplikacji zależy właśnie od niewielkiej ilości produktu i intensywnym roztarciu. Wtedy aplikuje się równomiernie i efekt jest zadowalający. Subtelny, ale bez smug. Użyty w większej ilości (co mi się zdarzało nieświadomie na początku) daje efekt odwrotny: widoczna brązowa warstewka na powierzchni skóry, a do tego nieestetyczne smugi.
Zaaplikowany w większej ilości w upalny dzień: ogromny dyskomfort. Właśnie ze względu na dość ciężką dla skóry formułę. Taką bardziej zimową, bo mus bazuje na substancjach tłuszczowych (między innymi olej kokosowy, olej ze słodkich migdałów, mało shea). W mniejszej- proporcjonalnie mniejszy dyskomfort, ale to raczej ciągle nie formuła na lato. Wydaje się po prostu za ciężka. I nie jest tu tak jak w przypadku lekkich olejków rozświetlających; jest po prostu ciężko. Oprócz tego zapach... który jest co najmniej dziwny. No nie podoba mi się i już. Nie kojarzy mi się z niczym konkretnym, ale odnajduję go subiektywnie jako nieprzyjemny.
A jak w kwestii pielęgnacji ? Nie zauważyłam odżywienia i nawilżenia skóry. Owszem, gdy mus jest zaaplikowany na skórze, to ta jest w dobrej kondycji, wydaje się w strefie komfortu. Ale już po zmyciu suchość powraca i ma się ochotę na coś nawilżającego. Także i tu mamy do czynienia z efektem doraźnym.
Jak się domyślicie- produkt nie skradł mojego serca, powrotu nie planuję.
- Wydajność
- Zgodność z opisem producenta
- Zapach
- Stosunek jakości do ceny
- Opakowanie